piątek, 28 czerwca 2013

Nauczyciel-Mistrz


Rok szkolny kończy się, najwyższy czas na obiecany post o nauczycielach. To jeden z najważniejszych i najpiękniejszych zawodów, a w Polsce jeden z najbardziej zdeprecjonowanych i niedocenionych. Nauczyciel, nie dość, że mu mało płacą, to musi trudzić się z nieswoimi dziećmi, które są często rozkrzyczane a on nawet nie może ich wyrzucić za drzwi, by nie podniosło się larum rodziców. „Obyś cudze dzieci uczył” – mawiano. Nie zazdroszczę, ciężki chleb. Tym bardziej winniśmy wdzięczność dobrym nauczycielom, naszym nauczycielom i nauczycielom naszych dzieci! Drodzy nauczyciele, dziś mówimy Wam wielkie dziękujemy!
Ja wspominam wielu swoich z rozrzewnieniem. Pani Tukalska od polskiego w podstawówce na zawsze wbiła nam w głowy, że najpierw jest imię a potem nazwisko. Do dziś drażni mnie jak jakiś naganiacz nagrywa mi się na komórkę „Tu Andrzejkowski Jan”. Z kolei dzięki profesorowi Wasilewskiemu z liceum przeczytałem dokładnie wszystkie lektury z wyjątkiem „Miłosierdzia gminy” Konopnickiej (bo byłem wtedy chory). Pani Poleszczuk agitowała za moją kandydaturą na prezydenta szkoły, a wielu innym zależało po prostu na tym, aby coś tam zostało w tych pustych głowach.
Nie wszyscy nauczyciele wiedzą, jak potężną rolę mogą odegrać. Relacja mistrz – uczeń to jedno z najbardziej fascynujących doświadczeń. Mistrzowi powinno zależeć na uczniu, widzi w nim potencjał, diament, który należy oszlifować; powinien chcieć wykrzesać ukryte możliwości, zainspirować i tchnąć entuzjazm w zdobywanie wiedzy i pokonywanie samego siebie. Uczeń, który rozumie i czuje, że odnosi sukcesy, pokonując samego siebie, swoje lenistwo, ociężałość i wygodnictwo, idzie do przodu i zadziwia sam siebie i ludzi wokół. Mistrzowi zależy na uczniu, ekscytuje się jego sukcesami jak własnymi. Mistrz miewa słabość do swoich najlepszych uczniów, jest im w stanie wiele wybaczyć w zamian za to, że nie odzierają go z resztki złudzeń, że to co robi ma sens, że nie jest rzucaniem grochu o ścianę. Aby chcieć wysilać się w swojej pracy, trzeba widzieć chociaż jedne oczy słuchające ze zrozumieniem lub co najmniej życzliwością.
Problemem naszych szkół jest jednak jeszcze coś innego. To, o czym pisał Mickiewicz (tak, ten sam, co do którego uparłem się, że ma się kurzyć do wakacji na szafce nocnej). „Nie uczy się ludzi, jak być ludźmi, a uczy się ich wszystkiego innego; im zaś nigdy tyle nie zależy na reszcie, co na tym, aby być ludźmi. Zależy im wyłącznie na umiejętności jedynej rzeczy, której się nie uczą”. „Jak żyć?” – jedno z najważniejszych pytań, zaraz po pytaniu: „Po co żyć?” Tak, tak, wszyscy szukają sensu, a nawet, nie bójmy się tego słowa - mądrości. Nauczyć fachu, przekazać wiedzę – ważna sprawa, udostępniać mądrość – jeszcze ważniejsza.
Miałem i mam wielu mistrzów w różnych dziedzinach. Wielu w pracy, od których uczyłem się jak uprawiać zawód. Cały czas się uczę. Wspomnę tu o jeszcze kilku innych. Maurice Ollier – mentor, uczył nas czym są a czym nie są Skauci Europy. Pamiętam jak jednego razu podczas Eurojamu w Viterbo zapytał, czy nie chcielibyśmy zobaczyć jak wychowują się kobiety z charakterem. Poderwaliśmy się na równe nogi, by skorzystać z tego uśmiechu losu i zobaczyć obóz francuskich przewodniczek. A potem napięcie tylko rosło. Licznym rozmowom z Maurice’m dużo zawdzięczamy.
Rafael Pich – wykładowca MBA w IESE i twórca kursów dla rodziców w Akademii Familijnej. Piętnował „babiloński styl nauczania”, przekonany, że najwięcej rodzicom pomogą inni rodzice dzieląc się swoim doświadczeniem, a nie facet z doktoratem oderwany od biurka.
Na temat innowacyjności słuchałem absolutnie genialnych prezentacji, przewietrzających czaszkę, poszerzających horyzonty. Jednak największą lekcją, jaką w tym względzie kiedykolwiek otrzymałem była rozwinięta na zaskakujących przykładach przez śp. Mecenasa dewiza działania „bez konserwatywnej trwogi”.
Mógłbym jeszcze długo, ale nie będę tu się więcej rozwodził i udawał, że zajmuję się na co dzień podobnymi rozmyślaniami a nie czytaniem przepisów i pisaniem umów. Zakończmy reklamą dwóch filmów, które polecić można nie tylko nauczycielom ale i wszystkim kandydatom na „mistrzów” (np. akelom, drużynowym, i wszystkim wychowawcom na letnich obozach).
 
Pierwszy to „Człowiek bez twarzy” z Melem Gibsonem jako oszpeconym w wypadku nauczycielem, który pomaga dwunastolatkowi w zdaniu egzaminu.
Drugi to „Klub imperatora” z Kevinem Kline’m grającym nauczyciela, który chce uczniom przekazać nie tylko wiedzę ale i zasady. Film bez taniego happy endu.

1 komentarz:

  1. Dorzucam "Stowarzyszenie umarłych poetów". kiedy usłyszałam " jest pani jak Keating, tylko w spódnicy, popłakałam się...

    OdpowiedzUsuń