piątek, 17 stycznia 2014

Eurojam 2003 - wycinki

Zaraz po powrocie z Eurojamu 2003 skreśliłem na gorąco kilka zdań ku pamięci. Nie byłem najwłaściwszą osobą by cokolwiek tu kreślić, koledzy dali mi fory, bo gdy oni w pocie czoła dopinali program, organizację i logistykę, ja uczyłem się jak wariat do egzaminu radcowskiego, przy którym matura i egzaminy na studiach były dziecinadą. Z tych wycinków nie dowiecie się całej prawdy o tym wydarzeniu, które było zarazem szaleństwem i ogromnym sukcesem, wielkim trudem dla wielu i pokoleniowym przeżyciem i przygodą dla tysięcy. To w ogóle byłoby niepoważne by traktować te skrawki w ten sposób. Po prostu kilka zdań skreślonych na szybko kilka dni po...
 
Zaczynajmy zatem:
 
27 lipca 2003 r.
Na Eurojam dojechałem 27 lipca 2003 r. w niedzielę wieczorem. Od razu skierowałem się do miejsca, w którym wędrownicy z Radomia pod wodzą Krzyśka Noworyty budowali główną kwaterę podobozu międzynarodowego. Gdy byłem w drodze w okolicach Kielc zadzwonił telefon, to Krzysiek Noworyta uprzedzał mnie, że jest pewien problem. Mianowicie gdy jego wędrownicy rozbili już namioty i wykonali dużą część konstrukcji głównej kwatery, tuż obok wyrósł długi rząd Toi Toi-i. (Dla niewtajemniczonych gwoli wyjaśnienia: Toi-Toi-e to takie urządzenia do załatwiania najpilniejszych potrzeb fizjologicznych, które były nieodłącznym elementem krajobrazu eurojamowego). O zmianie lokalizacji kwatery nie mogło być już mowy, poza tym jej umiejscowienie było, jak później zobaczyłem na miejscu, najlepszym możliwym a przesunięcie o 10 m nic by nie dało. Krzysztof był wyraźnie rozgoryczony obrotem spraw (a raczej widmem okropnego zapachu), zwłaszcza że otrzymał informację od szefa logistyki tj. Rafała Grudnia, że przesunięcie Toi Toi-i nie jest możliwe. Starałem się go uspokoić, że jakoś to załatwimy, podczas gdy wewnątrz bulgotałem czując przypływ adrenaliny i żałując, że nie zdołałem wyjechać wcześniej.
 
Gdy już dojechałem i zobaczyłem życie na ogromnej polanie, wystające znienacka z ziemi krany wodociągu, ustawione srebrzące się kuchnie, na których będą gotowały zastępy i ekipę około 10 wędrowników, spalonych przez słońce i uśmiechniętych – poczułem, że żyję.  Problem z toaletami, których zapach potencjalnie byłby nieodłącznym elementem funkcjonowania głównej kwatery wydał mi się prawie błahy. Niemniej jednak następnego dnia wszystkie kabiny Toi Toi zostały przesunięte w inne miejsce.
 
Następnie udałem się do kantyny czyli miejsca zapewniającego wyżywienie przeszło 100 osób biorących udział w służbach przygotowujących Eurojam. Kantyna została utworzona na tyłach miejscowego baru „Pod Dębami” w ten sposób, iż zostały tam rozbite dwa olbrzymie namioty wojskowe, poustawiane stoły i krzesła, pożyczone zapewne również od wojska polskiego. Odbywała się tam właśnie odprawa kierownictwa zlotu z szefami delegacji zagranicznych. Do rozpoczęcia zlotu pozostawał jeszcze prawie tydzień i prace przygotowawcze były w pełnym toku. W tym okresie przygotowywania zlotu takie odprawy odbywały się codziennie o godz. 21.15, wcześniej o godz. 18.00 odbywała się odprawa polska w formie krótkiego briefingu na stojąco, w którym uczestniczyli wszyscy szefowie służb.
 
Wieczorem ok. 22.30 dotarłem na ognisko wędrownicze, na którym zgromadziło sie ok. 40 może 50-u wędrowników. Atmosfera jak zwykle doskonała, kupa śmiechu, znajome i nowe twarze, wspaniały duch, rewelacyjna atmosfera. Po prostu czujesz, że żyjesz!
 
c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz