niedziela, 19 stycznia 2014

Eurojam 2003 - wycinki cz. 2

28 lipca 2003 r.

 
Ta noc nie należała do najprzyjemniejszych. Około 3 rano obudziły mnie narastające głosy gdzieś parę metrów za moim namiotem a potem huk ciężarówek i okropnie pyrkoczących traktorów. Od razu uświadomiłem sobie, o co chodzi. Tego dnia po raz pierwszy nastąpił rozładunek tzw. niepsującej się żywności. Kilka olbrzymich TIR-ów, wózki widłowe, w tym terenowe, traktory z przyczepami, ludzie z Sodexho i silna ekipa naszych wędrowników dokonywała rozładunku przez dobre kilkanaście godzin. W tym momencie w każdym biwaku powinna już być jego ekipa z przygotowanym magazynem żywnościowym. Niestety okazało się, że był jakiś szum na łączach i nie ma ekip biwaków francuskich ani wędrowników francuskich. Wtedy zaczął działać Jacques Mougenot zwany również swojsko Żakiem. Jacques przez długie lata był naczelnikiem francuskim i już pierwszy rzut oka na tego już emerytowanego mera małej francuskiej miejscowości wskazuje na przywódczy temperament i mocny charakter. Jacques wspierał ekipę eurojamową ze strony ekipy federalnej i, jak wielokrotnie powtarzali i Zbyszek Minda, i Rafał Grudzień, jego doświadczenie, precyzja przewidywań i umiejętność wymagania od innych była prawdziwym wyzwaniem dla naszej bądź co bądź dużo młodszej i o wiele bardziej słowiańskiej w stylu działania ekipy. Otóż, Żak zdobył namiary do wędrowników francuskich, którzy mieli swoje wędrówki wakacyjne w Polsce i po prostu ściągnął ich w trybie natychmiastowym na miejsce eurojamowe. Bogu ducha winni wędrownicy, którzy nic nie wiedzieli, że mają tu być tak wcześnie stawili się natychmiast ze swoich szefem Emmanuelem de Sachy, przerywając swój program wędrówki. Biedny Emmanuel podszedł do sprawy honorowo i gdy zdał sobie sprawę, że ktoś tu nawalił a na niego skierowane są oczy wszystkich, nie powiedział, że przecież to nie jego sprawa, tylko wziął na siebie odpowiedzialność, pokornie znosił złośliwe spojrzenia i starał się jak najlepiej wywiązać ze wszystkich zadań, które przed nim stanęły. To było strasznie sympatyczne i niebywale honorowe podejście. Na nim zawisł honor Francji i on to brzemię podjął, poniósł i podołał wyzwaniu.

 
W każdym razie nie miałem żadnych problemów z pobudką tego dnia. Większość przewodniczek i wędrowników oraz ekipy przygotowującej Eurojam spotykała się codziennie rano na Mszy Św. o godz. 7.00 w kaplicy w Żelazku. Pozostała część, która z powodu pełnionych służb nie mogła być obecna o godz. 7 rano, uczestniczyła we Mszy Św. o godz. 20.30. To było niesamowite, widzieć młodych wędrowników i przewodniczki mające po 17, 18, 19-naście lat jak intensywnie i z entuzjazmem pracują przez cały dzień, w nocy pełnią warty i jeszcze zrywają się rano aby na godzinę 7-ą rano pięknie śpiewać w kościele. Czasami też wieczorem przechodząc koło kaplicy w Żelazku słyszałem piękne śpiewy, to grupka wędrowników-entuzjastów po godz. 22-ej spotykała się, by ćwiczyć piękne tradycyjne polskie śpiewy liturgiczne. To jest właśnie styl, trzymanie fasonu, panowanie ducha nad ciałem!

 
W poniedziałek od rana byłem do dyspozycji naszego Kraala czyli ścisłej ekipy przygotowującej Eurojam. W jej skład wchodzili m.in. Zbyszek Minda – Naczelnik Harcerzy i spiritus movens całego przedsięwzięcia. Gdyby nie jego szaleństwo i zawsze hojność w odpowiadaniu na wyzwania - tej imprezy na pewno by nie było! To przecież on natychmiast po telefonie Komisarz Federalnej Pierrette Givelet trzy lata temu i jej pytaniu „Czy Polacy chcą organizować następny Eurojam?” prawie wykrzyknął w słuchawkę „Tak!”. Potem kierownictwo naszego ruchu w Polsce drapało się w głowę, co on najlepszego narobił, przecież jesteśmy mali, nie mamy ludzi, za to mamy tysiąc powodów, żeby tego nie robić.  Mimo to, nikt nie powiedział, że to niemożliwe. Następnie Rafał Grudzień - dawny drużynowy z Radomia, który po kilku latach nieobecności i intensywnego zaangażowania w życie zawodowe i rodzinne, nagle postawił się do dyspozycji, gdy „Sprawa” tego wymagała. Niewątpliwie okazał się człowiekiem opatrznościowym, który na swoje barki wziął prawie całą logistykę zlotu. To on stał się niemalże mieszkańcem Żelazka i spędzał tu całe tygodnie w miesiącach poprzedzających to wydarzenie. Dla ludności Żelazka i okolic znany również jako ‘kierownik’. To jego doświadczenie życiowe i biznesowe pomagało załatwiać najtrudniejsze sprawy, uruchamiać do pomocy miejscową ludność i dyscyplinować ją, gdy była taka potrzeba. Do annałów przejdą niektóre historie jak na przykład ta.

 
Któregoś razu Rafał pojawił się w niedzielny wieczór w miejscowym „Barze pod Dębami” i zobaczył, że ludzie których zatrudnia przy kopaniu dołów pod wodociąg, zamiast siedzieć z rodzinami w domu i wypoczywać przed pracą następnego dnia wlewają alkohol w gardła ile wlezie. Podszedł do baru i oznajmił, że w poniedziałek rano czeka na pracujących z alkomatem i niestety, ale niewytrzeźwiałych nie przyjmuje. Przez salę przeszedł szmer niezadowolenia, ale ciżba mężczyzn zaczęła początkowo ospale a po chwili gremialnie opuszczać lokal.

 
Rafała wspierała Magda Cygielska, która odpowiadała za logistykę ze strony nurtu harcerek. Nikt nie wie jak pogodziła pracę nad Eurojamem, obronę pracy magisterskiej i jeszcze w międzyczasie zaręczyny i przygotowanie do ślubu. Nota bene narzeczony Magdy przyjechał na Eurojam w charakterze lekarza. Dalej Hubert Nakoneczny, wszyscy mamy nadzieję, że w przyszłości pierwszy bankowiec Rzeczypospolitej a tymczasem niezastąpiony minister finansów zlotu. Hubert z chłodną powściągliwością odpowiadał na wszelkie wnioski o pieniądze, często odpowiedzią było po prostu „tego nie ma w budżecie”. Trzeba przyznać, że był to kolejny właściwy człowiek na właściwym miejscu. Na marginesie, napawało mnie osobiście ogromną satysfakcją obserwowanie wielu osób wyżywających się wręcz w swojej działce i pasujących do swych zadań jak nikt inny. Proszę oto kolejne przykłady: Marcin Kruk – Namiestnik Wędrowników, energiczny i przywódczy, mocną ręką dysponował służbami, znajdując do nich zawsze gotowych do pracy wędrowników. Asystowała mu żona Ola, która zarządzała służbami przewodniczek. Następnie Tomasz Pałka – szef zaprowiantowania, objął swoją służbę kilka tygodni przez zlotem, gdy okazało się, że strona francuska nie zapewni organizacji wyżywienia. Jako osoba, która uczestniczyła z Tomaszem w części negocjacji prowadzonych z dostarczającą żywność firmą Sodexho Polska Sp. z o.o., mogę śmiało powiedzieć, że był to kolejny strzał w dziesiątkę, jeżeli chodzi o kompetencje osoby dobrane do pełnionych zadań. Tomasz negocjował jak lew i nie odpuszczał ani złotówki, z matematyczną zręcznością dokonywał karkołomnych obliczeń i kalkulacji. Teraz już wiem po co studiuje się na MBA. 

 
Nie sposób wymienić wszystkich. Wspomnijmy jeszcze Anię Pałkę, która dzielnie produkowała wszelkie pisma do niezliczonych urzędów, Tomasza Szydło naszego przewodniczącego, który angażował się w różnorakie kwestie począwszy od załatwiania spraw z samorządowcami (jak samorządowiec z samorządowcami), poprzez walkę o Internet, umowy z drukarnią a skończywszy na godnym nas reprezentowaniu wobec różnorakich VIP-ów, Ks. Prymasa, mediów, itd. Dalej jeszcze Ks. Stanisław Gregorczyk, którego doskonały zmysł praktyczny zapewnił brak wpadek związanych z liturgią i obsługą duchową (jeżeli tak można się wyrazić o tym jakże ważnym aspekcie całej sprawy). W codziennych naradach brał udział także Robert Fedorowicz – szef służb ochrony a poza Eurojamem hufcowy rawski. Robert był wspierany przez swoich fantastycznych wędrowników z Rawy. Tak nagradza P. Bóg za cierpliwość i wytrwałość. Roberta z kolei wspierała heroicznie rodzina, żona Ula przyjechała z Jędrkiem i Kasią, której dopiero co zdjęto gips z małej nóżki, a zatem możecie sobie wyobrazić, że dla Uli to nie był najłatwiejszy czas. Dalej Krzysiek Staszak – odpowiedzialny na kantynę. Nie znałem Krzycha wcześniej tak dobrze – okazał się morowym facetem, zawsze gotowym do służby. W trakcie tygodnia, nie pamiętam już czy we wtorek czy we środę dojechali jeszcze Basia Lorek – główny lekarz, muszę przyznać, że budziła zaufanie zwłaszcza jako pediatra (moje dzieci miały okazję skorzystać z diagnoz i recept od Basi) oraz Bartek Mleczko – nasz namiestnik harcerzy odpowiedzialny za program Eurojamu. Bartka wspierała od strony dziewcząt Ania Oleszczyk, a nad wszystkim a zwłaszcza dobrym klimatem czuwała Naczelniczka – Asia Przypolska. Nie wspominam tu nawet o całej redakcji „The Daily Żelazko” z Pawłem Lochyńskim na czele. Przepraszam wszystkich, których pominąłem, ale musiałbym tak ciągnąć w nieskończoność.
 
 
W poniedziałek rano najpierw spotkałem się z Policją z Zawiercia w Żelazku w celu omówienia kwestii sprawnego dojazdu uczestników na miejsce. Następnie pojechałem do Olkusza do Komendy Powiatowej omawiać to samo. Przyjął mnie sam komendant powiatowy, który zapewnił, że policja pomoże nam tak, jak tylko to jest możliwe. W Olkuszu obskoczyłem jeszcze Sanepid, który, trzeba to przyznać, był wyjątkowo nam przychylny, bardziej niż na niejednym zwykłym obozie. Cóż, widać Duch Św. naprawdę czuwał nad nami. Prosto z Olkusza na lotnisko Balice by odebrać Rosario Barone. Rosario był szefem logistyki Eurojamu ze strony włoskiej, prywatnie niesamowicie miłym trzydziestokilkulatkiem i do tego wciąż kawalerem. Rosario miał pechową przygodę, gdyż odwołano jego lot i spędził na lotnisku w Budapeszcie całą dobę. Tym razem samolot przyleciał punktualnie i parę minut po godzinie 15-ej w holu ujrzałem uśmiechniętego od ucha do ucha Włocha pchającego wózek z plecakiem i innymi bagażami. Ten niesamowity uśmiech powodował, że Rosaria widać było już z daleka. Boże, jak ja lubię tych Włochów. Pamiętam, że pierwszy raz spotkałem Rosario dwa lata temu na obozie 12 gwiazd w Gryfowie Śląskim. Wtedy odwoziłem go na lotnisko we Wrocławiu, dziś z lotniska go odbierałem. Po drodze rozmawialiśmy - oczywiście - cały czas o Eurojamie. Rosario już nie mógł się doczekać, kiedy stanie na ziemi żelazkowej. Jako odpowiedzialny za włoską logistykę był pełen obaw czy mimo jego nieobecności prace w podobozie włoskim idą prawidłowo. Rosario był bardzo zadowolony z tego, że uczestniczył w ekipie przygotowującej Eurojam. Mówił mi, że powstała nowa jakość, czuł się tak blisko po przyjacielsku związany z innymi członkami tej ekipy: Polakami, Francuzami, Belgami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz