niedziela, 7 września 2014

Złoty ułan czyli co to znaczy mieć fantazję

Słuchajcie ludzie! Jadę sobie kilka dni temu do pracy, szukam w radiu czegoś sensownego do posłuchania, bo akurat znudził mnie audiobook, a płyt z muzyką z samochodu się pozbyłem, i natykam się na rozmowę z jakimś dystyngowanym panem. „R” takie jakoś charakterystyczne, mówi bardzo staranną, elegancką polszczyzną a’la Bohdan Tomaszewski.

Opowiada właśnie o swoim ojcu, który we wrześniu 1939 roku dowodził brawurową, słynną szarżą ułańską pod Kałuszynem, w której kilkudziesięciu polskich kawalerzystów rozgromiło oddziały niemieckie i oswobodziło kilka tysięcy ludzi. Otóż oficer ten, a ojciec dystyngowanego gościa porannej audycji, na co dzień był prawnikiem, zagrzebanym w papierach, siedzącym przy ogromnym biurku w przepastnym gabinecie. Nikt nie spodziewał się, że ten stateczny, spokojny obywatel, okaże się tak temperamentnym żołnierzem i odważnym dowódcą. Jego syn dowiedział się o tej historii dopiero kilka lat temu. Ojciec zmarł w Londynie gdy syn miał raptem kilka lat. Pozostał tam na emigracji z rodziną, bo jak tysiące innych nie miał po co wracać do kraju, chyba że do ubeckich kazamatów. Syn ów to Jan Żyliński, prawdziwy książę, mieszkaniec Wielkiej Brytanii od urodzenia lecz z ducha wciąż Polak, przedsiębiorca, właściciel jednego z 10 najznakomitszych pałaców w Londynie, przez który przewija się rocznie 10 tysięcy ludzi a telewizje angielskie kręcą w nim najpopularniejsze swoje seriale. Obiekt ten znajduje się w dzielnicy Ealing (tzw. polskiej dzielnicy Londynu), wzorowany jest na pałacu w Łazienkach Królewskich, zbudowany w stylu klasycystycznym, ale od niego świetniejszy. Ród Żylińskich był już podobno znany w XII wieku, a Lew Tołstoj wspominał o nich w „Wojnie i pokoju”.

Pasją pana Żylińskiego jest balet, o czym opowiada ze swadą i humorem. Również o swoim pomyśle postawienia ojcu pomnika, który zostanie odsłonięty 13 września, w rocznicę słynnej bitwy, w jej miejscu, w Kałuszynie po drodze z Mińska Mazowieckiego w kierunku Siedlec o godz. 12.00 (info na stronie złotyułan/goldenhorseman). Nastąpi tam również rekonstrukcja słynnej szarży sprzed 75 lat. Może się wybierzecie? Podobno pomnik ma być pozłacany prawdziwym złotem, bo tak jest weselej, jak twierdzi fundator, lecz przede wszystkim ma to nam przypomnieć, co mamy w sobie najlepszego jako Polacy. Generalnie już z tego krótkiego wywiadu wynika, że Żyliński to człowiek nieprzeciętny, obdarzony fantazją i gestem, i świadomy czym Polska jest teraz a czym była kiedyś, i czym być by mogła. Po śmierci ojca matka z babcią i nim mieszkały w pokoju wielkości łazienki, jego wspomnienia ze szkoły i podwórka w Londynie kojarzą mu się z apartheidem, on w każdym razie jako Polak czuł się jak Murzyn w RPA otoczony przez bogatych białych. Gdy kiedyś opowiedział kolegom w klasie o urodzinach babci, na których była setka generałów, wtym gen Anders, przedwojennych polskich ministrów i arystokratów, tylko popukali się w czoło. Wkrótce znalazł w sobie żyłkę do interesów i oddał się im, wbrew ziemiańskiej niechęci do parania się biznesem. Dorobił się znacznego majątku, dzięki któremu teraz stawia pomniki i buduje pałace.

Dlaczego o tym piszę? Po pierwsze ta historia sama w sobie jest niezwykle frapująca. Książę Żyliński szykuje autobiografię, na pewno będzie co poczytać. Po drugie, widzimy tu co Polska utraciła, jakich ludzi, wygląda na to, że bezpowrotnie, a bez nich jest jak kraj bez duszy, bez szyku, bez polotu, bez stylu, bez fantazji, i bez pieniędzy służących innym, kiedyś poprzez zakładane ochronki, budowle, fundowane kościoły, stypendia, itp. A teraz? Szkoda gadać. Dlatego powinniśmy czytać o nich, o tych, których TU JUŻ NIE MA. A jest co poczytać. Idzie jesień, odpowiedni czas na dobre lektury. Czy znajdziecie na nie czas?

WY, licealiści, dojeżdżający do szkół szybkimi kolejkami miejskimi, tramwajami i autobusami, przesiadujący na przerwach na parapetach okiennych i odwijający z folii aluminiowej drugie śniadanie, którzy mimo wielu zajęć, ambicji i ciśnienia w szkole na wszystko umiecie wykrzesać energię i czas a lektura w tym czasie jest pochłaniana w sposób nieskrępowany i impulsywny, i zostawia ślad na całe życie;

WY, studenci, przeglądający fejsbuka gdzieś tam ukradkowo pod pulpitem na nudnych zajęciach w auli, snujący się między zajęciami pośród okolicznych niewyszukanych w wystroju kafejek, by przypadkowo natknąć się na Kaśkę lub Zośkę i znowu nie zdecydować się, by ją zaprosić do kina, tylko smęcić coś tak, że ona potem nawet nie jest w stanie tego opowiedzieć przyjaciółce;

WY, pracownicy nie obciążeni odpowiedzialnością za realizację budżetów, kończący pracę jak Kodeks pracy przykazał po ośmiu godzinach;

WY, mecenasi czekający po korytarzach sądowych na spóźniające się rozprawy;

WY, matki karmiące i przewijające dzieci albo rozwożące je samochodami na zajęcia pozalekcyjne, używające czytników lub przyzwyczajone do klasycznych wersji papierowych;

WY, emeryci i emerytki rozwiązujący krzyżówki z nudów i cierpiący na bezsenność;

WY, ludzie wszystkich pokoleń, zawodów, stanów i płci (nic tu nie przemycam, mam na myśli tylko dwie). Warto! Tak myślę.

Chociaż żadnej z niżej wskazanych pozycji jeszcze nie czytałem, jestem przekonany, że zasługują na Waszą uwagę. Jak przeczytacie, podzielcie się wrażeniami. Nie trzymajcie tego tylko dla siebie!

To był trudny tydzień dla wszystkich. Jeden ojciec, prawnik na co dzień przy biurku i w papierach, ojciec dzieciom idącym do szkół i przedszkoli, wracał sobie z urodzin innego prawnika czterdziestolatka, i, cóż, nie była to szarża ułańska, ale…. 
 

 
 



 

19 komentarzy:

  1. Czuć dumę ze swoich przodków, a stawiać im świadczące o braku gustu złote cielce, to dwie różne rzeczy. Pan Żyliński (nie książę, bo posługiwanie się tytułami arystokratycznymi było w Polsce zawsze źle widziane − nadawali je Polakom, z reguły za pieniądze, tylko obcy władcy, a jedynymi książętami polskimi byli Poniatowscy; i to nadanie było zresztą kontrowersyjne i wywołało ogromne sprzeciwy; pomijam że jakiekolwiek tytuły szlacheckie w Polsce jeszcze przed wojną zniesiono) miał, jak sam mówi, trudne dzieciństwo, czego bardzo mu współczuję, ale nie wiem czy to że teraz rekompensuje je sobie pałacami i złotymi pomnikami, to rzecz szczególnie do chwalenia się. Mnie raczej przykro.

    Co do emigracji i tych wspaniałych ludzi, których utraciliśmy, to szczerze mówiąc nie rozumiem fascynacji. Bobkowski w Szkicach piórkiem (polecam, klasyk) ładnie podsumowywał piekiełko polskich emigrantów z socjety kłócących się o wszystko między sobą i bez grama honoru dobijających się do rządów (francuskiego, brytyjskiego, a podczas okupacji Francji − tak, jak najbardziej do niemieckich władz okupacyjnych) o zapomogi, żeby dalej móc urządzać bale, grać w brydża i wymawiać charakterystyczne r.

    Oczywiście, nieuczciwie byłoby generalizować, wśród ludzi którzy nie powrócili do kraju było mnóstwo wybitnych, wspaniałych osób, a nawet wśród emigracyjnej śmietanki znaleźliby się pewnie i porządni ludzie, ale co do zasady to raczej nie były wzory ludzkiego postępowania, tylko ludzie zagubieni, oderwani od rzeczywistości i raczej mali. Ojciec Bocheński (sam zresztą emigrant) napisał kiedyś o tej całej socjecie taką parabolkę: Onego czasu był pies. Przyszedł zły człowiek i siekierą mu ogon odrąbał. Psa rana bolała i piekła, ale po jakimś czasie zagoiła się i pies żył zdrów, a nawet machał resztką ogona. Ale ogon leżał na trawie i gnił. Mądrej głowie dość dwie słowie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Michał czytaj dokładniej, nie złoty a pozłacany :)

    Pomnik dla upamiętnienia Polaka to źle? to może stawiajmy je żołnierzom sowieckim, będzie politycznie poprawnie.

    Co do mianowania książąt to "wiesz że dzwonią..". Książęta w Rzeczypospolitej wywodzili się z Litwy: rody Giedyminowiczów i Rurykowiczów. Byli mianowani przez obcych władców jak Radziwiłłowie, ale też przez Sejm Rzeczypospolitej.
    Mieliśmy rody spolszczone, jak Habsburgowie z Żywca, o czym być wiedział jeśli czytałbyś mniej wyrywkowo chociaż ten blog.

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi Anonimowy, skoro nie złoty tylko pozłacany, to już skromnie, gustownie i bez turańskiego przepychu? Obaj dobrze wiemy, że to zwykłe czepianie się słów, bo czy jest ze złota, czy pozłacany, nic to w odbiorze nie zmienia.

    Nie wiem co mają tutaj do rzeczy żołnierze sowieccy; trochę populizmem trąci zrównywanie zastrzeżeń wobec tego konkretnego pomnika oraz wobec postawy fundatora, z pochwałą czerwonych gwiazd.

    Nie jestem historykiem wojskowości, internet podpowiada mi że szarża pod dowództwem por. Żylińskiego skończyła się zmniejszeniem stanu oddziału z 85 do 33 żołnierzy i nie miała większego znaczenia taktycznego, ale mam dystans do informacji z sieci i nie upieram się że sam porucznik Żyliński na upamiętnienie pomnikiem nie zasługuje. Moje zastrzeżenia budzi jego azjatycka estetyka (jak na mój gust jest paskudny i przywodzi na myśl postumenty upamiętniające turkmeńskiego przywódcę Nijazowa), ale też fakt, że stawia go syn. Wydaje mi się to trochę niewłaściwe.

    Gdybym ja uważał że ojciec mój zasłużył się ojczyźnie na tyle, że warto pokazywać go młodym jako wzór, popularyzowałbym wiedzę o jego dokonaniach i byłbym dumny gdyby z czyjejś inicjatywy został uhonorowany pomnikiem. Świadczyłoby to o tym, że ktoś inny też uważa go za wzór. Pan Żyliński, dorobiwszy się, stawia sobie tak ot złoty posąg ojca. W moim odbiorze (i, obawiam się, także w odbiorze przechodnia który na tym pomnik spojrzy) świadczy to o próżności i kompleksach wcześnie osieroconego syna.

    Tę teorię potwierdza zresztą opowiadana przez p. Żylińskiego historia o apartheidzie, polegającym na tym, że szkolni koledzy wyśmiali jego przechwałki zaszczytnymi gośćmi na jubileuszu babci. Cóż, pomijam wspomniany już przeze mnie w poprzednim komentarzu wątek wątpliwej chwały wynikającej z obcowania ze śmietanką emigracji, ale nawet gdyby byli to rzeczywiście godni pozazdroszczenia goście, nie dziwiłbym się kolegom wyśmiewającym takiego samochwałę, który próbuje zyskać w ich oczach uznanie opowieściami o gościach swojej babci.

    Co do tytułów książęcych − faktycznie, pominąłem kniaziów ruskich. Ale tak naprawdę nie ma to znaczenia w odniesieniu do bohatera postu. Moglibyśmy zastanawiać się (taką chciałem w poprzednim komentarzu wyrazić wątpliwość) czy przodkowie p. Żylińskiego byli prawdziwymi polskimi książętami, czy może jakimiś importowanymi, albo zaborczej proweniencji, ale prawdę mówiąc to też jest bez znaczenia. Jedno ma znaczenie: sam pan Jan Żyliński nie jest, jak napisał autor, polskim księciem, bo tytuły arystokratyczne zostały przed wojną zniesione. To ładnie jeśli potomkowie przechowują wspomnienia o przodkach, nie mówię że p. Żyliński powinien się książąt ze swojej genealogii wyprzeć, ale już podpisywanie się i przedstawianie jako książę jest bezprawne i pretensjonalne, a oczekiwanie z tego względu specjalnego traktowania (choć jestem księciem, traktują mnie tu jak murzyna), zakrawa na śmieszność.

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobra, do rzeczy − dlaczego o tym wszystkim napisałem taki elaborat?

    Dusza. Szyk. Styl. Fantazja. Polot. Te hasła, pod którymi można ukryć np. brak rozsądku, niesubordynację, pychę, ale które też można odnosić do zjawisk pozytywnych, autor łączy z szlachtą i arystokracją, konstatując że cechy te z Polski, wraz z tą warstwą, wyparowały. Kompletnie się z autorem nie zgadzam. To, co wyparowało, to w dużej mierze pierwszy z możliwych sposobów rozumienia ułańskiej fantazji − wynikająca z przekonania o własnej wyjątkowości obrzydliwa pycha. Same cechy zaś, są wciąż wśród nas obecne i uwidaczniają się na każdym kroku. I to mimo tego, że mało kto w dzisiejszej Polsce nie jest z pochodzenia prostym chłopem, czego (o ile o tym wie) strasznie się wstydzi.

    Autorze! Zamiast wyszukiwać na wzór dla młodych ludzi postaci w rodzaju tego szemranego polskiego księcia, który stawia sobie kolejne pomniki pychy, w rodzaju pretensjonalnego pałacu (który wynajmuje jako plan filmowy niemal pornograficznego serialu o prostytutce), lepiej szukać ich z klucza wartości moralnych. Przynależność do określonej warstwy społecznej (zwłaszcza kiedy warstwa ta od dawna w kraju nie istnieje) do bycia wzorem w żaden sposób nie predestynuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michał

      Właśnie.. nie jesteś historykiem wojskowości, wiec nie jesteś osobą, która może oceniać działania taktyczne podczas bitwy. Skoro bitwa byłą wygrana,to szarża jakieś znaczenia mieć musiała. Jest coś takiego jak "rozpoznanie bojem" albo "uderzenie odciążające" itp. Dobrze że szukasz informacji w intrenecie, ale szkoda że tylko w Wikipedii:).

      Co do złotych pomników, rozumiem Twoje gusta.. może widziałeś tylko złotego buddę. Tylko nie wiem czy skrytykujesz też paryżan, za złoty pomnik św. Joanny d'Arc lub posagi pegazów na moście Alexandra III-go? Wiele miast Europy posiada złote pomniki, nie słyszałem żeby mieszkańcy strasznie z tego powodu rozpaczali.

      Pozwólmy panu Żylińskiemu upamiętnić ojca na jego własny sposób i za jego własne pieniądze. Chyba nie przeprowadzał przymusowej składki, na którą musiałeś się zrzucać? Swojego ojca upamiętnisz na swój sposób, nawet pomnikiem marcepanowym.
      Jeśli jednak nie możesz wytrzymać, to zamiast powtarzajaćej sie krytyki, napisz co według Ciebie Jan Żyryński powinien zrobić, jaki pomnik, jakiego koloru, a jesli nie pomnik to co. Zostały jeszcze 3 dni, jest szansa, że trafi na Twojego posta i sią zreflektuje.

      Jeśli inni książęta nie mają znaczenia, to po coś "właził w te maliny".


      Napisałem Ci już, że czytasz wyrywkowo i następnym wpisem to tylko potwierdzasz. Blog jest prowadzony wielowątkowo. Tym razem był wpis, o człowieku, który w obcym kraju osiągna sukces biznesowy, ale też cały czas był przywiązny do swoich korzeni rodzinnych. Autor bloga porusz różne teamty, ten jest w zbiorze "Książka, Postać, Wydarzenie", to nie jest post na temat "zgłośmy Jana Żylińskiego do betayfikacji". Moim zdaniem, warto o nim wiedzieć.

      Usuń
    2. Drogi Anonimowy! Czy ty w takim razie historykiem wojskowości jesteś, że skuteczność działań pozwalasz sobie oceniać? (czego, nawiasem mówiąc, ja nie robię; odsyłam do mojej wypowiedzi) I skąd czerpiesz wiedzę o tym, z jakich źródeł korzystam? Musisz być niezwykle pewnym siebie człowiekiem, podziwiam i zazdroszczę.

      Złote pomniki nie są same w sobie czymś odpychającym, ale:
      Po pierwsze jest pewna różnica między uwiecznianiem w złocie własnego papy, a świętej Kościoła Katolickiego albo mitycznych zwierząt. Z nie wymienionych − wydaje mi się że postaci monarchów też by nie były skrajnie nie na miejscu w złocie.
      Po drugie to wyjątkowo ryzykowny materiał, w którym łatwo o kiczowaty efekt, jeśli sam pomnik nie jest dziełem sztuki. A ten p. Żylińskiego, no, zdecydowanie nie jest nim. Także z tego powodu, a nie tylko dla oszczędności, używa się zazwyczaj materiałów bardziej trywialnych.
      Po trzecie zestawienie z czerwonym marmurem też mu nie służy szczególnie dobrze.

      Książęcy przodkowie nie mają znaczenia, bo nie o nich jest ten tekst. Ten tekst nie jest zresztą o żadnym księciu, bo p. Żyliński księciem nie jest. Co najwyżej książąt potomkiem. To szanowny autor wszedł w maliny pisząc o prawdziwym polskim księciu.

      Drogi Anonimowy, ja panu Żylińskiemu nie zabraniam upamiętniać kogokolwiek jakkolwiek. Świadczy to o nim samym. O człowieku może i warto wiedzieć, choć to ciekawostka z szeregu raczej tabloidowych, ale autor nie pisze o nim jako o jakimś kuriozum, nie opisuje jego przypadku ot − dla podzielenia się życiorysem tego pana, tylko zaprasza na odsłonięcie pomnika, wyraża swoją opinię o nim jako przedstawicielu tradycyjnych polskich cnót, których to w Polsce po zniknięciu z niej szlachty i arystokracji, według autora, zabrakło. A jest to kompletna bzdura, bo jeśli można powiedzieć, że ten pan popisuje się w życiu ułańską fantazją, to tylko w najgorszym, najbardziej szkodliwym tego słowa znaczeniu. Co to za fantazja świecić wszystkim naokoło pieniędzmi po oczach? Leczyć kompleksy lat dziecięcych epatowaniem bogactwem? To raczej przykład człowieka, który osiągnął sukces finansowy, ale który nie umie z tym bogactwem żyć skromnie. Co to za odwaga wynajmować dom pod serial o kurtyzanie?

      Jeśli czytam wyrywkowo, to − drogi Anonimowy − wskaż, gdzie coś pominąłem. Bo póki co to mam wrażenie, że jeśli ktoś z nas intencji autora nie zrozumiał, to byłeś to − drogi Anonimowy − ty, który twierdzisz że to tylko notka o ciekawym człowieku, podczas gdy autor jednoznacznie stawia go za wzór cnót sarmackich.

      Usuń
    3. Michał,


      Czytając Twoje wpisy nie jestem pewien czy piszemy komentarze do tego samego bloga :-)


      Pegazowi należy się złoty pomik :) ...no tak zwierze mityczne, ..a na przykład taki koń? Jak wiadomo koń jest nielotem, jeszcze w dodatku, gdyby był dosiadany przez jeźdźca w osobie ułata, wyszedł by straszny pastisz.


      Wszystko co potrafiłeś skrytykować w tym pomniku to właśnie kolor, chociaż pomnika sam nie widziałeś. Rzeźba przemawia przede wszytskim bryłą a nie kolorem, pokazć np. dynamizm albo patos w statycznej formie, to jest sztuka. Czy to potrafisz ocenić?



      Za bardzo wchodzisz w te wszytkie interpretacje.. jeśli autor bloga pisze o zamiłowaniu Jana Żyryńskiego do baleu, to według mnie .. pisze o zamiłowaniu do baletu, a nie o sarmatyźmie.

      Polecam również za autorem zobacznie pomnika i sprawdzenie komu jest dedykowany.

      Usuń
    4. Drogi Anonimowy,

      Niewykluczone że faktycznie piszemy komentarze do dwóch różnych blogów, bo twierdzisz że nie widziałem pomnika, a przecież jest dumnie zaprezentowany na zdjęciu w treści posta. Chyba że próbujesz zasugerować, że ujęcie jest niefortunne, a pod innym kątem pomnik prezentuje się lepiej − w takim wypadku zmartwię cię, przejrzałem dostępne w sieci zdjęcia (kilka ich jest, pod różnym kątem wykonanych) i przekłamań tutaj nie ma.

      Nie wydaje mi się żeby było to właściwe miejsce dla tworzenia rankingu kwalifikacji, ale pewne pojęcie o historii sztuki mam, które jak najbardziej pozwala mi ocenić formalne walory rzeźby. To jednak, że ktoś stawia pomnik po prostu kiepski, świadczy co najwyżej źle o jego guście; to że ktoś posąg swojego ojca pokrywa złotem, to już arogancja. A mnie uderzył w tym poście (a potem i gdzie indziej, bo poszukałem i przeczytałem sobie np. wywiad) tupet tego człowieka. I możemy sobie pożartować o bliskości ułana i pegaza (hehe), ale rozumiem że nie dość jasno wyraziłem swoją myśl: złocenie rzeźby, przynajmniej w kulturze europejskiej, sugeruje przynależność do tego co szczególnie wzniosłe, dotykające transcendencji, wykraczające poza człowieczeństwo. Stąd na miejscu są złocenia pomników świętych, aniołów, monarchów (jako pomazańców), ale też postaci mitologicznych, czy np. alegorii cnót. Pomnik zwykłego (acz zasłużonego) śmiertelnika w złocie jest po prostu nie na miejscu.

      Jeśli autor opisałby zamiłowanie pana X do baletu i podsumował „ależ to ciekawe, że pan X tak interesuje się baletem”, to niewątpliwie pisałby o tym i o niczym więcej. Ale jeśli pisze „widzimy tu co Polska utraciła, jakich ludzi, wygląda na to, że bezpowrotnie, a bez nich jest jak kraj bez duszy, bez szyku, bez polotu, bez stylu, bez fantazji (...) A teraz? Szkoda gadać.” − to trzeba by naprawdę mieć złą wolę, żeby nie widzieć w tym pochwały postawy pana X, zaliczenia go do szeregu reprezentantów wymienionych cnót i wskazania jako wzór do naśladowania.

      Usuń
    5. Niemożliwe.. oceniasz pomnik ze zdjęcia?! Czy zasanawiałeś sie kiedyś po co ludzie, zwiedzają miasta, odwiedzają muzea? Czy osoby, które przyjeżdżają z innych kontynentów aby np. zwiedzić Rzym, albo odwiedzić British Musemu, są naiwniakami naciąganymi przez biura podróży? ..bo nie wpadli na tak genialny pomysł jak Ty, żeby zobaczyć kila zdjęć w internecie.
      Czy jak mama zapyta, czy zjadłeś obiad, to odpowiadasz, że widziałeś kilka ujęć drugiego dania z deserem i wytarczy?

      Mylisz dwie osoby fundatora i autora, jeśli masz jakieś zastrzeżenia do rzeźby, to raczej do autora pomnika.
      Nie da sie ukryć że masz pojęcie o historii sztuki ..to pojęcie końszy sie chyba niedaleko wiedzy, że jest taka dziedzina jak historia sztuki. Jak się ma do tej Twojej kwalifikacji np. pomnik Straussa z Wiednia ..anioł, monarcha czy może postać mitologiczna:)

      Usuń
    6. Drogi Anonimowy,

      jeśli widzę na zdjęciach że pomnik jest pokraczny, to na żywo pokraczny być nie przestanie. Tak samo − jeśli widzę na zdjęciu czy reprodukcji obraz, który ma fatalną kompozycję, to na żywo nie zacznie mieć lepszej. Do muzeów i galerii jeździ się po to, żeby doświadczyć całej gamy niereprodukowalnych wrażeń związanych z oglądaniem dzieła sztuki, a nie po to żeby zweryfikować swój pogląd o tym, co reprodukowalne. Jeśli na zdjęciu jest widoczne coś, co dzieło dyskwalifikuje, to na żywo to nie zniknie.

      Zestawianie odbioru sztuk plastycznych z jedzeniem nie wiem nawet czy powinienem komentować. To ma być śmieszne, tak?

      Autor wykonał brzydki, pokraczny pomnik. Brzydoty jest naokoło mnóstwo, więc nie szokuje mnie to specjalnie, nikt też nie przedstawia go w tym poście jako wzoru do naśladowania. Mówię o tym całkowicie nawiasem, i to w odpowiedzi na pytanie Anonimowego (tego samego na którego pytanie odpowiadam teraz? niestety, przez anonimowość nie jestem w stanie stwierdzić), czy tylko złocenie mam do zarzucenia pomnikowi. Otóż nie, nie tylko, ale sama brzydota mnie nie bulwersuje. Bulwersuje mnie złocenie pomnika wystawianego własnemu ojcu. I to jest jak najbardziej zarzut pod adresem fundatora.

      Drogi Anonimowy, pytasz jak się ma do mojej klasyfikacji wiedeński Strauss. A jak się ma złoty pomnik Saparmurata Nijazowa w Aszchabadzie? Jak się ma złoty Lenin w Sewastopolu? Zostawmy na boku docinki na temat wiedzy, ośmieszające raczej ich autora. Sztuka XX wieku (a w zasadzie od końcówki wieku XIX po dzień dzisiejszy) łamała konwencje, ignorowała kanony, nie mówiąc o tym, że odrzucała istnienie transcendencji i za bogom równych uważał totalitarnych władców czy − w bardziej humanistycznej formule − artystów.

      Pokazywanie pomnika z lat dwudziestych jako dowodu na to, że w tradycji sztuki europejskiej złocenie pomników śmiertelników było na porządku dziennym, to kuriozum. Autorzy pomnika Straussa pokrywając go złotem chcieli go uwznioślić, wynieść kompozytora na wyżyny doskonałości. I o ile w przypadku pomnika człowieka kultury, postawionego z publicznych pieniędzy, to może nie razić jakoś szczególnie, o tyle jeśli syn stawia złoty pomnik ojcu, to jest co innego.

      Usuń
    7. Może przestać być pokraczny, ponieważ "mistrzu fizyki" jest coś takiego jak soczewka w aparacie, a to czasem zniekształca kanon proporcji. Inaczej odwzorowanie bryły na płaszczyznę. Poza tym standardowy aparat ma jedno ognisko, a każdy człowiek ma dwa, to pozwala nam właśnie widzieć przestrzennie. (Jak tu z Tobą dyskutować, kiedy trzeba Cię uczyć elementarza.)

      Do "znajomości" sztuk plastycznych, o których jak sam piszesz, że masz pojęcie, jest szansa dołożyć nową, gdy tylko wygoglujesz dwa słowa: "sztuka kulinarna" i nauczysz się definicji z Wikipedii. ...To jest właśnie przykład Twojej ignorancji.

      Usuń
    8. Drogi Anonimowy!

      Kolejny raz muszę wyrazić zdziwienie twoim przekonaniem o własnej wszechwiedzy. Skąd bierze się u ciebie ta dziwna pewność, że wiedzę czerpię z Wikipedii? Tego, niestety, nie wiadomo.

      Tak się składa, że w dziedzinie historii sztuki naprawdę posiłkować się tego rodzaju pomocami nie muszę. Gdybym jednak rzeczywiście potrzebował, nie widzę w tym nic szczególnie uwłaczającego. Owszem, wobec informacji z takich źródeł należy zachowywać dystans i zdrowy sceptycyzm, ale na poziomie rudymentarnym zazwyczaj dają radę. Strzelam, że artykuł o zmysłach mógłby być niektórym[1] pomocny w zrozumieniu różnicy między doświadczeniem sztuk plastycznych, w którym wzrok ma rolę dalece wiodącą, a doświadczeniem tak zwanej sztuki kulinarnej, w którym rolę grają różne zmysły, z nie dającą się pominąć rolą smaku. W skrócie, dla opornych: żeby powiedzieć że doświadczyłeś obrazu (lub rzeźby), naprawdę nie musisz go wąchać (chociaż, jeśli ktoś lubi zapach farb, to i to może być przyjemnym uzupełnieniem), a próba sprawdzenia smaku może zaalarmować ochroniarza i skończyć się nieprzyjemnościami. Samo patrzenie na jedzenie (czy na żywo, czy na zdjęciu, to bez znaczenia) bez doświadczenia go powonieniem i, przede wszystkim, smakiem to doświadczenie niekompletne i niepozwalające na wydawanie sądów.

      Nie jestem fizykiem i za takiego się nie podaję, nie odwoływałem się też do tej dziedziny, więc nie bardzo rozumiem ten złośliwy przydomek. Czym sobie nań zasłużyłem? Chyba nie twierdzeniem (w komentarzu z 22 września), że biorąc pod uwagę możliwość wyjątkowo niefortunnego ujęcia, przejrzałem też inne zdjęcia i niestety pod każdym kątem efekt jest ten sam?

      Nie wdając się w jałowe spory na temat własności obiektywów, przypominam zresztą raz jeszcze, że ja dyskusji o jakości samego posągu nie zaczynałem i nie robiłem z niej p. Żylińskiemu zarzutu. Wywołany do tablicy przyznałem, że uważam pomnik również za brzydki, poza tym że świadczący o arogancji. Ale o ile brak gustu nie jest w moich oczach jakąś dyskwalifikującą przeszkodą do stawiania kogoś za wzór polotu i fantazji, o tyle tupet już jak najbardziej.

      [1]: Wybacz, Anonimowy, tę drobną złośliwość, pozwalam sobie na nią w odpowiedzi na niczym nie podparty zarzut ignorancji, więc niech mi będzie wybaczone.

      Usuń
  5. Szarża miała miejsce 12 września, 13 Niemcy weszli do Kałuszyna i tyle wyszło z ratowania ludzi. Z 650 domów zostało 65. Tyle z ocalania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To że później weszli Niemcy, to nie wina Żylińskiego, tylko skutek przegranej w kampanii wrześniowej.

      Usuń
  6. Panie Janie Żyliński - zasługuje Pan na najwyższy szacunek i uznanie.
    Chciałbym Pana prosić aby kandydował Pan w wyborach na stanowisko Premiera lub Prezydenta Polski. Takich jak Pan ludzi nam trzeba w naszych najwyższych władzach.
    Byłby Pan znakomitym kandydatem ponieważ nie wszedł by Pan do rządu po to aby dbać o własne interesy i pieniądze bo Pan już je ma. Wierzę w to że godnie i skutecznie reprezentował by Pan nasz kraj na arenie międzynarodowej i dbał by Pan o nas obywateli tego pięknego kraju jakim jest Polska. Niestety do władz tego kraju kandydują w większości ludzie, którzy przedkładają swój interes ponad państwowy. Nie są ludźmi zamożnymi i szukają łatwych pieniędzy aby się wzbogacić. O obywateli Polski w ogóle nie dbają. Jestem pewien, że miałby Pan bardzo duże szanse ponieważ Polacy mają dość karierowiczów i szukają kogoś godnego i bezinteresownego na najwyższe stanowiska we władzach Polski.

    OdpowiedzUsuń
  7. Panowie, na tym proponuję zakończyć tę burzliwą dyskusję. A może coś powiecie o pani Kossak albo o innych postaciach, o których książki, a raczej ich okładki, kończą post o "ułanie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Panie Zbigniewie!

      Pan jest tu gospodarzem, skoro ordynuje Pan koniec dyskusji, to nie pozostaje mi nic innego jak zamilknąć :)

      Książki Kossak-Szczuckiej lubię i cenię, choć za samą najwyższą półkę ich nie mam. O wymienionych pamiętnikach i wspomnieniach nie mam zdania, bo nie czytałem. Nie lubię komentować w internecie, więc robię to raczej tylko wtedy, kiedy coś mnie szczególnie zirytuje lub szczególnie mi się spodoba.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Artykuł o p. Janie Żylińskim opublikowała p. Ewa Winnicka w "Polityce" 1 maja 2011 r., następnie w "Magazynie Sukces" ten sam tekst przepisała p. Paulina Nowosielska, który równolegle ogłosiła "Rzeczpospolita" z datą 20 listopada 2014 r. To jest "nowoczesna" forma reklamy, czy plagiat.

      Usuń
  8. Nie rozumiem tej krytyki p. Żylińskiego i jego działań. Ja cenię go za to, iż udowadnia że Polak na emigracji może być nie tylko pracownikiem najemnym-tymczasowym. A twórczość Kossak-Szczuckiej tez lubię i cenię
    Pozdrawiam - też Michał
    Michał Mazur

    OdpowiedzUsuń