czwartek, 25 sierpnia 2011

Obfite relacje w sezonie ogórkowym

Niedziela ok. południa, uśpiwszy najmłodszego, umykam przed piskami dziewczynek do pomieszczenia z telewizorem. Przerzucam kanały w poszukiwaniu bezpośredniej relacji z ŚDM w Madrycie. W żadnej z głównych polskich stacji, w tym telewizji publicznej, nie znajduję nic. Znajduję dopiero w bezpłatnie dołożonym amerykańskim kanale EWTN. Z tego co pamiętam, zawsze dotąd bezpośrednie relacje z poprzednich ŚDM były. Nawet za rządów telewizją ludzi lewicy.

Wieczorem główne wydanie Wiadomości o 19.30. Relacja z Madrytu gdzieś pod koniec, jakieś 30 sekund. Zero wypowiedzi młodych wolontariuszy z Polski, którzy dajmy na to oszczędzali cały rok, pracując dorywczo, aby tam pojechać. Żadnych komentarzy znawców tematu, watykanistów, komentatorów, brak reportażu z ulic, wypowiedzi mieszkańców stolicy Hiszpanii. Ot, sucha relacja. Potem trzyminutowy materiał o dwóch niepełnosprawnych rowerzystach przemierzających Karkonosze i inne frapujące historie w głównym wydaniu programu informacyjnego, z którego pół Polski dowiaduje się co najważniejszego dzieje się właśnie w świecie.

Czy naprawdę wyjazd ponad stu tysięcy młodych Polaków by spotkać się z dwoma milionami innych zapaleńców z całego świata nie zasługuje na więcej niż 30 sekund uwagi? W gazetach też prawie nic. Muszę poczekać na przekaz ustny, bezpośredni, od świadków, kiedy wrócą szefowie i wędrownicy FSE z Józefowa i hufca Warszawa-Praga.

O udziale 2200 szefów z FSE jako wolontariuszy dowiedzieć się natomiast mogliśmy z programu informacyjnego pierwszego programu telewizji francuskiej. Piękny reportaż. Życzliwi od razu umieścili na Facebooku. Czyżby w Polsce było gorzej niż we Francji?

To było w weekend, w piątek późnym wieczorem przywiozłem dziewczynki po tygodniu spędzonym u babć. W domu zawrzało jak w ulu. Podczas wakacji kilka razy odbierałem gratulacje jako ojciec piątki dzieci. Dodajmy, przesympatycznej piątki. Gdy miły włoski staruszek w toskańskim miasteczku ściskał mi dłoń, a choć wskazywałem na żonę jako najbardziej właściwą adresatkę tych gestów, on potrząsał nią jeszcze bardziej energicznie, myślałem „bez przesady”. Po spokojnym tygodniu wieczorów my i tylko Piotrek, pomyślałem: „może i toskański mędrzec miał rację, jest różnica i warto wspierać rodziców choćby uściskiem dłoni”.