Godzina 21.37 - dziewiętnaście lat temu zmarł Jan Paweł II.
Pamiętam jak świeżo poznani w
latach 90-tych Francuzi, Skauci Europy, mówili, że ich zdaniem JP II uratował
chrześcijaństwo we Francji. Pamiętam jak na obozie Charle Magne poznałem kleryków
z USA, twierdzili, że swoje powołanie zawdzięczają JP II, byli bardzo
zadowoleni, że mogą poznać innego Polaka, nawet tak nieznaczącego jak ja, „bo
Polska musi być niesamowitym krajem skoro wydała takiego papieża”. Wielu
katolików na całym świecie odnalazło Kościół, wiarę, powołanie, sens życia, inspirując
się pielgrzymowaniem, przepowiadaniem, osobowością Wojtyły.
Pamiętam, że gdy informacja o śmierci
papieża przetoczyła się przez media wsiadłem w samochód z Marcinem Krukiem i
pojechaliśmy na Krakowskie Przedmieście, pod Świętą Annę. Nie mogliśmy się
przebić przez skupiony, zastygły w podniosłej chwili tłum. To było niesamowite,
to co działo się wtedy na ulicach polskich miast. Warszawa świeciła tysiącami
zniczy ustawianych wzdłuż ulic i placów. Nie pojechałem jednak na pogrzeb,
pomyślałem, że nie ma co robić tłoku. Teraz żałuję.
Pamiętam, że zamykałem w tych
dniach dużą transakcję. Siedzieliśmy w biurze amerykańskiej kancelarii prawnej spoglądając
przez wielkie okna w dół, gdzie pochód ludzi wciąż i wciąż ustawiał świece. Główny
prawnik dużego funduszu, Nowojorski Żyd dzielił się tym co przeczytał w
amerykańskich gazetach o Wojtyle. Nie mógł się nadziwić, że była to tak
niesamowita postać, że był robotnikiem i aktorem, że tyle krajów odwiedził, nie
wiedział o tym wcześniej.
Czy należę do pokolenia JP II,
jeśli takie kiedykolwiek istniało? Pierwszy bardzo świadomy kontakt to
pielgrzymka w 1991 roku. On był już starcem, ja świeżo upieczonym studentem
prawa. Dobrze pamiętam zimną, przeraźliwie zimną atmosferę w mediach. Nie był tu
wtedy chciany, słuchano z powątpiewaniem jego nauk. Dobrze wryły mi się w
pamięć jego dramatyczne słowa wykrzyczane w Masłowie pod Kielcami oraz na
lotnisku w Radomiu. Nie było oklasków, a jeśli, to bardzo marne. Nie minęły nawet
dwa lata od częściowo wolnych wyborów, za to tygodnik „Nie” rozchodził się w
750 tysiącach egzemplarzy a Gazeta Wyborcza w milionie. Połowicznie
odzyskaliśmy wolność, błędy tamtego czasu ciągną się za nami do dzisiaj.
Eurojam 1994 roku, Viterbo i słynna
audiencja w Bazylice Św. Piotra. Dopchałem się, pokazałem album ze zdjęciami z Harców
Majowych. Pokiwał głową, „Studzianna, bardzo dobrze”. Kontakt z nim, tak, był elektryzujący!
To był gość nad goście. Słusznie krzyczała młodzież: „Nie ma większego nad Jana
Pawła Drugiego”.
Nie ma co, wiele jego słów,
pamiętne „Każdy z was młodzi przyjaciele ma swoje Westerplatte”, „Musicie od
siebie wymagać nawet gdyby inni od was nie wymagali”, wryło się w pamięć, było
mocnymi drogowskazami dla wielu. Umiał przemówić, umiał wypowiedzieć, to była
poezja.
Był herosem, który spowodował, że
Kościół odzyskał inicjatywę, przeszedł do kontrofensywy, nie mając przecież żadnych
dywizji poza słowem Bożym i wiarą. Wiara w potęgę, w moc słowa. To dało się zauważyć.
Kreował fakty dokonane. Mówił nad głowami struktur, rządzących zwracając się bezpośrednio
do każdego człowieka, pewnie z nadzieją, że może ten człowiek podejmie to słowo
i przekuje je w czyn. I tak się działo! Pielgrzymki – fenomen. Światowe Dni
Młodzieży – fenomen. Nauczanie – mocne i konsekwentne. Osobowość – czarująca.
Ileż anegdot, ile spotkań, sytuacji. Każdy posiłek – goście z całego świata. Nieustanna
rewolucja ducha, póki sił starczało. Umacniał, przerzucał mosty, podtrzymywał,
rozniecał ogień.
Tyle rzeczy zaniechanych. Gdzie błyskotliwie
ujęty podział na cywilizację życia i cywilizację śmierci? Czy ktoś używa
jeszcze tych sformułowań?
Nie, odwoływanie się do Jana
Pawła II nic teraz nie da. Trzeba czytać teksty, rozumieć je, a potem opowiadać
swoimi słowami. Tak myślę.