środa, 26 grudnia 2012

Przezwyciężyć pospolitość


Choć w Warszawie nie brak fermentu intelektualnego na najwyższym poziomie wśród młodych środowisk, nazwijmy je z grubsza, konserwatywnych, czego przykład cytowałem kilka dni temu, to znów wróćmy na chwilę do środowiska Pressji. Ich redaktor naczelny Paweł Rojek popełnił ostatnio interesujący tekst a’propos najnowszej książki prof. Ryszarda Legutki pt. „Tryumf człowieka pospolitego”, do znalezienia m.in. tutaj: Filozofia haratania w gałę:

Poniżej ciekawy fragment (podkreślenia moje i nie bez przyczyny):

„Odpowiedzią na rozpacz i rezygnację, wywołaną przez liberalną demokrację, może być więc Polska. Ten rodzaj ponowoczesnego, wielkomiejskiego patriotyzmu staje się coraz bardziej popularny. Wydaje się, że wśród prawicy coraz bardziej widoczni są wykształceni mieszkańcy wielkich ośrodków, a nie wąsaci mieszkańcy Podkarpacia, będący według stereotypowych wyobrażeń jedyną ostoją tradycyjnych wartości. Polskość jest po prostu bardzo atrakcyjną propozycją tożsamościową i coraz większa niepowaga naszych czasów może paradoksalnie sprzyjać wyborowi tej tożsamości.

(…)

W polskiej kulturze mamy jednak wyższy ideał niż republikę wolnych Polaków. Szlachta w I RP wierzyła, że ich państwo stanowi przedmurze chrześcijańskiej Europy, nasi romantycy liczyli, że wskrzeszona Polska będzie stanowić początek Królestwa Bożego na ziemi, a Jan Paweł II miał nadzieję, że Polacy wyzwoleni z komunizmu mogą odwrócić proces sekularyzacji Europy. Każda z tych idei zakładała istnienie wspólnoty politycznej, ale podporządkowywała je pewnej religijnej misji. Polski mesjanizm nie był – jak sądzą niektórzy neomesjaniści skupieni wokół pisma „Czterdzieści i Cztery” – apokaliptycznym oczekiwaniem na powtórne przyjście Chrystusa, lecz aktywnym programem przebudowy kulturalnej, społecznej, gospodarczej i politycznej Polski i świata. Współczesnym klasykiem tego rodzaju myślenia jest Jan Paweł II.

Mesjanizm jest opcją znacznie ambitniejszą niż republikanizm i w odróżnieniu od niego posiada jednak status absolutny. Udział w misji Kościoła w świecie jest równoznaczny z kontynuowaniem dzieła Chrystusa, a to jest właśnie właściwym zadaniem człowieka na ziemi. Mesjanizm nie jest więc rozrywką, lecz konsekwencją uświadomienia sobie tego „czym jesteśmy, skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy”. Nie tylko nadaje powagę życiu, lecz także nadaje mu absolutne znaczenie. Nie sposób sobie wyobrazić skuteczniejszego lekarstwa na nudę i rozpacz liberalnej demokracji.”

Redbad w Gościu


W świątecznym Gościu Niedzielnym interesujący wywiad z aktorem Redbadem Klijnstrą. Oto krótki fragment:
Określanie jakiejś grupy społecznej w sposób pogardliwy, bo w takim kontekście było używane słowo moher, świadczy o kompleksie osób, które tak postępują. W ten sposób pokazują brak szacunku dla innych, co w demokratycznym społeczeństwie jest nie do zaakceptowania. (...)
 
Jeden z moich kolegów aktorów powiedział mi, że wstydzi się być Polakiem, jeśli w tym kraju są ludzie mający takie poglądy jak ci, którzy modlili się pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu. Ja nie jestem w stanie takiej postawy zrozumieć. Przecież po śmierci księżnej Diany jeszcze przez dwa lata pod Pałacem Buckingham zbierali się ludzie, aby się modlić, zapalać znicze i składać kwiaty. Nikt im w tym nie przeszkadzał, choć nie było to na rękę królowej, która była oskarżana o niechęć do Diany. Jeśli grupa ludzi czuła potrzebę składania kwiatów pod Pałacem Prezydenckim, to umożliwienie im tego jest podstawową wartością demokracji, która m.in. polega na tym, że zapewnia wolność wyrażania swoich poglądów i uczuć. Tu nie chodzi o moje poglądy polityczne, ale obiektywne zasady wynikające z szacunku do człowieka”.

piątek, 21 grudnia 2012

Warszawa nie oddaje pola Krakusom

Wielokrotnie chwaliłem tutaj i w wielu rozmowach krakowskie Pressje. Ale i w Warszawie młodzi intelektualiści myślą w sposób przenikliwy. Poniżej fragment tekstu Michała Łuczewskiego, który przeczytałem w Plusie Minusie, a który na szczęście znajduje się w trochę innej wersji w sieci na portalu Rebelya

Nie mogę sobie odmówić przytoczenia obszernego fragmentu (podkreślenia moje):
"Kiedy Palikot zrezygnował z tworzenia „pokolenia JP2”, zrezygnował tym samym z bycia ojcem. Odtąd jego działalność polegała nie na stanowieniu i ochronie prawa, ale na transgresji, permisywności, burzeniu tabu, zaspokajaniu egoizmu, najniższych, nieświadomych popędów. Poważniejszy problem polega jednak na tym, że wzór ojca, który upowszechnił, jest charakterystyczny dla wszystkich politycznych przywódców. Nie wymagają oni od młodych niczego, bo nie wymagają niczego od siebie. Zapadają na chorobę filipińską i uganiają się za Izabel. Folgując sobie i pozwalając na wszystko, uczą jedynie bezradności.

Kapelusz Freuda

Dawno temu w pewnym morawskim miasteczku ojciec Zygmunta Freuda został brutalnie zaatakowany. Ktoś wrzeszcząc ,,zejdź z chodnika, Żydzie!” strącił mu nowy, futrzany kapelusz z głowy. Ale ojciec nic nie odpowiedział, zszedł tylko na ulicę, podniósł kapelusz i poszedł dalej. Tak nie zachowuje się ojciec, który chce, żeby jego syn stał się mężczyzną. Zamiast być z niego dumnym, Freud musiał się wstydzić. Zamiast być przez niego chronionym, sam próbował go chronić w powracających fantazjach o zemście.

Podobnie muszą czuć się dziś młodzi, patrząc na polskich polityków, którzy swoją słabość przenieśli na wszystkie struktury państwa.

Kiedy w czasie protestów przeciw ACTA hakerzy, których „jest legion”, wysadzili w powietrze najważniejsze rządowe strony, państwo polskie tłumaczyło ustami swojego rzecznika, że nic się nie stało. To tylko skutek wzmożonego zainteresowania witrynami rządowymi. Jawny atak na rząd został przedstawiony jako bez mała akt łaski i miłości. Nie jest to wcale wyjątkowa reakcja, lecz raczej ukryta zasada, która kieruje działaniami funkcjonariuszy państwa. Po raz pierwszy ujawniła się ona po katastrofie smoleńskiej. Teraz widać jak na dłoni: Polskie państwo zostało oszukane przez bezwzględnego gracza, nie ojca, ale tyrana – zniszczono najważniejsze dowody katastrofy, nie oddano skrzynek ani wraku, sfałszowano raporty, zamieniono ciała, wkładając w nie śmiecie i odpadki. Rząd nie umiał odpowiedzieć na tę jawną agresję i jedyne, co potrafił zrobić, to zebrać z ziemi zmasakrowane ciała zabitych. Ale nawet tego – jak wiemy – nie potrafił zrobić dobrze. Co więcej, jawny atak na podmiotowość Polski został przez rząd przedstawiony jako wynik zacieśniającej się współpracy i przyjaźni z Rosjanami. Państwo nie tylko nie broniło się przed agresorem i nie broniło przed nim ofiar, ale stawało po jego stronie i razem z nim atakowało ofiary, przypisując im winę za katastrofę. To działanie przywodzi na myśl scenki opisywane przez etologów, gdy zaatakowany ptak nie odpowiada na przemoc, lecz swoją agresję kieruje na przypadkowy przedmiot. Tak jednak mogą zachowywać się zwierzęta, a nie ojciec, który ma uczyć synów, na czym polega honor.

W obliczu całkowitego i publicznego upadku autorytetu polskiego państwa młodzi musieli poczuć, że nie mogą się przeciw niemu buntować. Nie można przecież atakować kogoś, kto pozbawiony jest godności. Od poniżonego ojca należy odwrócić taktownie wzrok. I na pewno nie należy pozwolić na to, by był dalej poniżany. Dlatego też młodzi nie obracali się przeciw prawdziwym agresorom, lecz przeciw tym, którzy ojcu wytykali słabość. Działali tak, jakby chcieli pomóc państwu, żeby z godnością mogło nieść swój pomięty kapelusz."

Mam wrażenie, że mimo przeróżnych książek, do których chcący znajdą dostęp, warsztatów, etc. jeszcze niewiele rozumiemy z tego, jaka winna naprawdę być postawa ojcowska w życiu, w pracy, w działaniu, na każdym polu. Brak postawy ojca ma nieubłagane skutki społeczne.

czwartek, 20 grudnia 2012

Cat błyskotliwy

Wiele omówień ostatnio wznowień książek Stanisława Cata-Mackiewicza  m.in. „Historii Polski od 11 listopada 1918 do 17 września 1939”.

Jedno tutaj: Patrząc na współczesność okiem Cata Mackiewicza Tam m.in. jeszcze o bohaterze poprzedniego posta: "„Sienkiewicz był siłą ogromną” - dodaje i podkreśla, że to właśnie ten pisarz, zaniesiony pod strzechy przez działaczy narodowej-demokracji spolonizował chłopstwo, określił nasze samorozumienie, sprawił, że staliśmy się w II RP, tym kim wówczas byliśmy".

W ostatnim Plusie Minusie natomiast Krzysztof Masłoń cytuje wypowiedź Cata o Powstaniu: "Przez wiele setek lat, dopóki istnieć będzie naród polski, każdy Polak będzie przyznawał, że Powstanie Warszawskie było samobójczym szałem i będzie miał do niego synowską tkliwość i miłość. Będzie z niego dumny". Cóż za trafność spostrzeżenia!

Czytałem Cata dawno temu, chyba czas aby wrócić do lektury. Coraz częściej myślę, że dobre rzeczy warto czytać czy oglądać po kilka razy, wydobywając z nich dodatkowe znaczenia. Coraz trudniej godzę się z traceniem czasu na czytanie czy oglądanie rzeczy niesprawdzonych, rozczarowujących.

Czytajmy klasyków. W porównaniu z myślą II RP i bogactwem życia intelektualnego wówczas, to co mamy teraz to nędza, choć i tak jest dużo, dużo lepiej niż kilkanaście lat temu, świeżo po PRL-u. Czytajmy dużo o końcu XIX i początku XX w., to co dokonało się wtedy może być inspirujące. Co ja piszę, samo się nie dokonało. Została wykonana olbrzymia praca tysięcy zwykłych ludzi, którzy obudzili w sobie olbrzymów.

Tylko teraz nikt nie pisze Siłaczki...


niedziela, 2 grudnia 2012

Dlaczego Henryk Sienkiewicz wielkim Polakiem był? cz. 2


7. Jest personą światową, adresatem licznych korespondencji i apeli.
Pewna kobieta, angielka pisze do niego, aby wsparł petycję dotyczącą wojny burskiej (to wojna w południowej Afryce, podczas której Baden Powell wpada na pomysł skautingu), a on odpowiada jej, pisząc list otwarty. Przytoczmy jego fragmenty, warto:
Na odjezdnym z Warszawy odebrałem drukowany list Pani z propozycją podpisania odezwy do wszystkich wspaniałomyślnych dusz w Anglii, aby starały się zapobiec wojnie toczącej się w południowej Afryce. W liście tym czytam także, że autorem odezwy jest tajny radca W. Foerster z Berlina i że do niego można adresować odpowiedź”.
 
A jednak odezwy podpisać nie mogę. Nie mogę, albowiem wydaje mi się jakąś niesłychaną ironią czy też jakimś potwornym bałamuctwem taki kierunek humanitarnych idei i taki stan najszlachetniejszych nawet umysłów, w którym potępia się tak gorąco objawy przemocy pod biegunem południowym i odczuwa się całym sercem nieszczęścia tak odległe, a nie widzi się i nie słyszy o najbliższych i najgłębszych”. „Oczy wasze błąkają się po przestworzach oceanu i wzrok leci na krańce ziemi, a przecie Poznańskie, Śląsk, Prusy Zachodnie leżą tuż obok Was! Pan radca W. Foerster zna te kraje, wie, jak obfitym potokiem popłynęła krew ich mieszkańców na polach Francji, i wie, jak im za to obecnie wypłacają; wie, jak coraz nowe prawa uchwala przeciw nim znieprawiony sejm. Słyszy, co się dzieje w szkołach, jaka żelazna i brutalna pięść ciąży nad każdym objawem polskiego życia, wszystko to wie i prawdopodobnie potępia. Bo przecie nie chodzi o garść przybyłych zza morza osadników, ale o naród zasłużony ludzkości i tak na swej ziemi odwieczny, że ta ziemia to proch kości i ciał jego pokoleń. Więc Pani! Zanim zaczniecie zajmować się Afryką, zajmijcie się Europą. Olbrzymie zadania humanitarne leżą tuż obok Was. Pracujcie nad tym, aby ogólna dusza niemiecka uszlachetniła tę hakatystyczno-państwową, brońcie, aby sama nie została przez nie znieprawioną”.
 
List pisarza wywołał wielkie poruszenie, również wśród Rosjan, bo choć pisany przeciwko Niemcom, wymierzony był również w prześladowania Rosjan w zaborze rosyjskim. Zauważcie, pisarz nie przechodzi do porządku dziennego nad obłudą, piętnuje ją, naraża opinię o sobie w imię dobra sprawy polskiej.
8. Oczywiście pozycję Sienkiewicza i międzynarodowy autorytet dodatkowo wzmacnia otrzymanie nagrody Nobla. Polski laureat w dziękczynnym krótkim przemówieniu prawie pominął swoją osobę, ale z całą mocą przypomniał Polskę. Zacytujmy znów bo warto: „Wszystkie narody świata idą w zawody o tę nagrodę w osobach swoich poetów i pisarzów. Dlatego też wysoki areopag, który tę nagrodę przyznaje, i dostojny monarcha, który ją wręcza, wieńczą nie tylko poetę, ale zarazem i naród, którego synem jest ów poeta. Stwierdzają oni tym samym, że ów naród wybitny bierze udział w pracy powszechnej, że praca jego jest płodna, a życie potrzebne dla dobra ludzkości. Jednakże zaszczyt ten, cenny dla wszystkich, o ileż jeszcze cenniejszym musi być dla syna Polski!... Głoszono ją umarłą, a oto jeden z tysiącznych dowodów, że ona żyje!... Głoszono ją niezdolną do myślenia i pracy, a oto dowód, że działa!... Głoszono ją podbitą, a oto nowy dowód, że umie zwyciężać!

9. Sienkiewicz coraz częściej, codziennie wręcz broni prawdy, grzmi w związku z niesprawiedliwością: „Mieszkańcy Królestwa płacą dwa razy większe podatki niż mieszkańcy guberni rosyjskich: za przewóz zboża z Uralu do Aleksandrowska płacą Rosjanie czternaście rubli, Polacy za takiż przewóz z Warszawy do niedalekiego Aleksandrowska – aż sześćdziesiąt siedem rubli. Co mnie obchodzi jakaś tam Słowiańszczyzna, jeżeli najpotężniejszy jej członek, Rosja, rujnuje nas materialnie i moralnie, po prostu zarzyna nas, ażeby pieczeń naszą prędzej czy później oddać Prusom. Nasz dzisiejszy przemysł jest nieszczęściem kraju: wytwarza towary dla Rosji, zbogaca niemieckich fabrykantów, a tymczasem nasza ludność żyje w nędzy, chodzi obdarta i bosa”.
Nie brzmi znajomo? Czy teraz Polacy nie płacą najdrożej za gaz w Europie, dużo drożej niż np. Niemcy?

W innym miejscu z kolei o Rosji pisze tak: „Co za fatalny los związał nas z tym z jednej strony niedojrzałym, z drugiej już zgniłym Wschodem. To poczucie, że w związku z Rosją nie dojdziemy do niczego, prócz zepsucia i rozłajdaczenia, zmienia się we mnie w coraz bardziej ustalone przekonanie. To trudno! Jesteśmy narodem zachodnim, należeliśmy zawsze do kultury łacińskiej i dusza nasza w zetknięciu się z tamtą bizantyjsko-mongolską będzie się zawsze ranić, a rany będą się zawsze gnoić.

10. Już jako noblista, znany i szanowany pisarz na całym świecie, angażuje się coraz bardziej w sprawę polską.

Pisze list otwarty do cesarza, króla pruskiego, drukowany w prasie całego świata. List jest niezwykle mocny. Najpierw pisze o niesprawiedliwościach i odwołuje się do zachowania, które powinno cechować władcę. Potem grzmi: „Wasza Cesarska Mość! Miara w prześladowaniu ciał i dusz jest przebrana!

List do cesarza przyjęto fanfarami w całym świecie. Tygodnik Ilustrowany tak podsumowywał sprawę: „Wszechświatowej sławy mistrz słowa, syn Polski, Henryk Sienkiewicz, przemówił w liście otwartym do króla pruskiego. Odezwał się jako Polak i chrześcijanin, zaniósł skargę, szuka sumienia. Lecz czy je znajdzie? Odezwał się silnie, z męstwem i godnością, jak przystało na obywatela narodu, który nie litości zwykł szukać, ale prawdy. (…) Sprawa szkolna w Wielkopolsce przybiera od razu międzynarodowe znaczenie. Ozwał się głos silny, potężny. Przedruk listu Sienkiewicza znalazł natychmiastową gościnę w całym dziennikarstwie paryskim, londyńskim, wiedeńskim, polskim, czeskim, amerykańskim. (…) Sienkiewicz przemówił do króla pruskiego, był to jednak głos nie do jednej osoby, to był akt skargi przed całym światem, a świat ten głos wysłuchał. I więcej warte były słowa jednego z narodu od protestów setek tysięcy wszystkich innych ludzi. Przemówił pisarz wielki i znalazł posłuch wszędzie, gdzie tylko sięga cywilizacja współczesna. Stał się fakt olbrzymiej dla nas wagi politycznej”.

11. W obliczu kolejnych gwałtów rządu pruskiego wobec ludności polskiej (zakaz używania języka polskiego w szkole i na zebraniach, „przymusowe wywłaszczanie Polaków podległych berłu pruskiemu z ich własnej ojczystej i umiłowanej ziemi, którą od tysiąców lat zamieszkują i na której całe szeregi pokoleń rodzą się i grzebią”), Sienkiewicz przygotowuje akcję protestacyjną. Układa tekst odezwy do paruset wybitnych przedstawicieli nauki, literatury i sztuki w świecie z prośbą o wyrażenie zdania na temat postępowania niemieckiego i przysłanie odpowiedzi na ankietę na swój adres w Paryżu. Akcji tej poświęca mnóstwo czasu podczas dwóch lat, odpowiedzi drukowane są w prasie całego świata a potem wydane w formie książki. Z uwagi na tę sprawę zawiesza pisanie powieści. W znacznej części dzięki Ankiecie sprawa zaboru pruskiego stała się sprawą europejską. Najprzedniejsze głowy w Europie zmuszone zostały o niej myśleć, zastanawiać się, sądzić.

Tym sposobem docisnął do muru prusactwo. Hakatyzm musiał się cofnąć, nieludzkie prawa złagodniały w zaborze pruskim. Sprawa polska znów pojawiła się na agendzie świata i Europy. Jeden człowiek! Człowiek-olbrzym.

Wiedzieliście o tym? Ja nie.

12. I jeszcze może kilka refleksji na temat samego pisania. O tym, że łatwiej pisać o złym niż dobrym sam Sienkiewicz pisze w jednym z listów tak: „Oto, że w literaturze, jak wszystko, co piękniejsze i szlachetniejsze, są one do roboty trudne. Tak, o wiele jest łatwiej przedstawić realnie brzydotę – że ona więcej nęci, a nadto dla zwykłych czytelników stanowi bardziej uchwytną miarę talentu”. Podczas pracy nad Quo vadis w jednym z listów pisał: „bo trzeba, żeby choć w literaturze było więcej miłosierdzia i szczęścia, niż jest w rzeczywistości. W ten sposób książki mogą być pociechą życia, jak była niegdyś filozofia”.

I trochę o mękach twórczych: „Siedzę tu i piłuję, a gdyby ludzie wiedzieli, jak to, co im czytać i krytykować łatwo, pisze się ciężko, to by mieli więcej dla piszących współczucia. Mam przed sobą dużo jeszcze pomysłów i obrazów, które jeśli dobrze zrobię, to będą dobre – ale te przejścia od sceny do sceny, te klejenia większych rzeczy mniejszymi scenkami najwięcej mnie zawsze kosztują i najwięcej drażnią”. I w innym miejscu: „Dopływam, kończę ale pracuję jeszcze zawzięcie. Do czego to takie życie! Gdybym przez te trzy lata, licząc od Połanieckich, grywał po nocach w karty, pił, palił i na białym koniu jeździł – byłoby to mniejszym nadużyciem i mniejszym naderwaniem zdrowia”.

13. Sienkiewicz długi czas pozostawał kawalerem. Jego pierwsza żona Maria z Szetkiewiczów zmarła po kilku latach chora na gruźlicę. Listy Sienkiewicza do żony przepadły w Powstaniu Warszawskim w 1944 roku. „Były pieśnią podobno przewyższającą wszelkie inne jego pisanie”.

14. I na koniec jeszcze jeden ciekawy cytat z pisarza, który 6 stycznia 1911 r. pisał w Kurierze Warszawskim: „Nieraz przychodziło mi na myśl, że ten sam indywidualizm polski, który przyczynił się tak przeważnie do upadku państwa, uchronił jednak od zagłady nasz naród. W tym gmachu, który zwał się Rzecząpospolitą Polską, źle powiązane cegły żyły własnym życiem i gdy gmach runął, żyć nie przestały. Mocarstwa, które podzieliły między siebie kraje polskie, nie rozumiały i nie mogły rozumieć, że to, co było powodem małej odporności państwowej, stanie się przyczyną wielkiej odporności narodowej. Niewątpliwie – byłoby stokroć dla nas lepiej, gdyby wiązadła gmachu okazały się silniejsze, niemniej faktem jest, że po nieszczęsnej katastrofie Polskę trzeba było zabijać w każdym domu polskim z osobna, a to już jest rzecz przechodząca wszelkie państwowe siły. I taki stan trwał od rozbiorów. Zgaszono wielki znicz na forum, ale domowe patriotyczne ogniska płonęły jasno. Okazało się, że nacisk zewnętrzny, choćby najdłuższy i najbardziej nieubłagany, może przyczynić narodowi męczarni – zabić go nie może. Idea polska może zginąć tylko samobójstwem albo z choroby wewnętrznej. Jeśli to się nie stanie, przetrwa złe czasy i w zwykłej kolei spraw ludzkich musi doczekać się lepszych. (…) Rozkładowi wewnętrznemu nie dość jest opierać się choćby najenergiczniej. Należy niszczyć go w jego gniazdach pracą, przekonywaniem, miłością, cnotą publiczną i przykładem ofiarności. Dom polski ma wychowywać dzieci tak, by miały spełna woli i sił, by szukać ognisk zarazy i przeprowadzać wszędy, gdzie one się zjawią, ideową dezynfekcję. Naród musi się bronić przed epidemią moralną tak, jak społeczeństwo broni się przed fizyczną, a ponieważ zwykłe czynniki, powoływane do takiej walki w innych społeczeństwach, nie są w naszym ręku – więc obronę powinien podjąć dom”.
Czy teraz też jedyną obroną pozostał już dom?

15. Sienkiewicz był niewątpliwie jedną z wybitniejszych postaci, które położyły podwaliny dla odzyskania przez Polskę niepodległości. Stał się olbrzymem poruszającym skały. Jego głos byłby dużo cichszy, gdyby nie Nobel. Wspiął się na Parnas, zbudował sobie wysoki pulpit, z którego mógł grzmieć na cały świat i słychać było te grzmoty. Oto sztuka!
Był przedstawicielem pewnego pokolenia, wśród którego nie brakowało ludzi wybitnych, jednak osiągnął popularność i autorytet, o których inni mogli tylko marzyć.

Wszystkie informacje i cytaty pochodzą z książki: „Sienkiewicz. Żywot pisarza” Józefa Szczublewskiego, Warszawa 2006

Dziękuję mojej córce Meli za skrupulatne przepisywanie dla taty fragmentów ww. książki.

Dlaczego Henryk Sienkiewicz wielkim Polakiem był?


1. Jak większość Polaków od zawsze wiedziałem, że Henryk Sienkiewicz „wielkim pisarzem był”. Wiadomo: Trylogia, Quo vadis, nagroda Nobla, W pustyni i w puszczy, wielkie filmowe ekranizacje. W ostatnie wakacje pomyślałem, że dobrą, integracyjną, rodzinną lekturą będzie kieszonkowe, piękne wydanie „Ogniem i mieczem”, które akurat zakupiłem. Starszych wciągnie fabuła a młodsi będą usypiać przy kolejnych odsłonach kresowej epopei.

Przyznam szczerze: głośne czytanie epopei w letniej atmosferze napotykało pewne opory i ostatecznie niewiele z tego wyszło. Idąc jednak tym tropem, z tuzina książek towarzyszących mi jak zwykle na rodzinnych wakacjach (towarzyszących z oddali, gdyż od dawna nie łudzę się już, że uda się przeczytać więcej niż jedną, dwie), sięgnąłem po zakupioną w ostatniej chwili za 12 złotych na „taniej książce” biografię autora Trylogii. Postanowiłem samemu zagłębić się w życiorys wybitnego pisarza. Im dalej brnąłem przez historię jego życia, tym bardziej byłem urzeczony. Właściwie wszyscy wiemy, że pisał dla pokrzepienia serc, że dostał Nobla, a Trylogia uwodzi nawet największych troglodytów w gimnazjum czy liceum, gdy już się w nią wciągną. I tyle wiemy z grubsza. Czyli naprawdę niewiele.

Czytając biografię tego wybitnego Polaka i dowiadując się coraz więcej, nie posiadałem się z wrażenia. Czy zdajecie sobie sprawę, że Sienkiewicz był w swojej epoce pisarzem numer jeden na świecie? Nie przesadzam. Absolutny numer jeden, jeśli chodzi o nakłady i liczbę wypożyczeń w bibliotekach w Stanach Zjednoczonych i w całej Europie. W Rosji na pierwszym miejscu, a wielki Tołstoj dopiero na trzecim, we Francji 33% wszystkich czytanych książek to Sienkiewicz, tylko 8% największy pisarz ówczesnej Francji Emil Zola. Niemcy, Anglia, Skandynawia, Bałkany – wszędzie to samo. Opery, przedstawienia teatralne, ciągłe premiery oparte na jego książkach. Fani oblegający go w hotelach, na dworcach kolejowych. Kieszonkowiec zwracający portfel z przepraszającym listem, gdy tylko dowiedział się, że ten, komu go ukradł, to wielki Sienkiewicz. Nasz autor cieszył się wprost niezwykłą popularnością. Wyobraźmy sobie teraz jakiegoś polskiego współczesnego pisarza, którego książki zdobiłyby witryny wszystkich księgarń od Tokio po Los Angeles, a co drugi delikwent w tramwaju, w pociągu czy w samolocie dzierżyłby pod pachą którąś z rozchwytywanych powieści naszego współczesnego literata. A pisarz wtedy to nie to samo, co teraz. Wtedy to był guru, demiurg zbiorowej wyobraźni, ktoś więcej niż skrzyżowanie Steve’a Jobsa z Johnem Lennonem.

2. Zachwyca mnie po przeczytaniu jego biografii jednak przede wszystkim to, jak wykorzystał talent, i jak go użył do dobrych spraw, nie to jak pisał. Prus być może pisał lepiej, pod względem techniki literackiej. Sienkiewicz obmyślał całą rzecz w głowie a potem przelewał na papier, bez skreśleń wkładał do koperty, przyklejał znaczek i wysyłał do wydawcy, który drukował kolejne odcinki w gazecie. Trudne do wyobrażenia. Nie dziwi, że nie cyzelował każdego zdania, wyrazu niemalże, jak robią czeladnicy literatury współcześnie. Nie miał na to zwyczajnie czasu. Nasz noblista był też być może zbyt kwiecisty, egzaltowany. Już wtedy mu to wypominano, a co dopiero teraz w epoce stylu oszczędnego, bez przysłówków, długich opisów, na które nikt nie ma cierpliwości, bo wszyscy pędzą. Co z tego? Jeśli czytały go miliony. Tak, miliooooony. Bo wzruszał ich do łez, bo dawał nadzieję, bo odpoczywali przy lekturze, czuli się dowartościowani. Bo dał im bohaterów, którzy porywają, są szlachetni i odważni a jednocześnie bardzo ludzcy. Mówiono, że każdy ojciec chciał, aby jego syn wzorował się na bohaterach Trylogii.

Gdy Sienkiewicz objeżdżał trzy zabory z prelekcjami i odczytami tysiące chłopów podchodziło i mówiło mu „Panie Sienkiewicz, pan z nas zrobił Polaków”. Zrobił Polaków z kilkunastu milionów chłopów. Niepiśmiennych, oni wysłuchiwali Trylogii czasami odczytywanej z ambony po niedzielnej sumie.

3. Co jeszcze szczególnie uderzyło mnie w jego historii? To, że poszedł za swoją głęboką intuicją. (A’propos: Duch Św. zazwyczaj przemawia przez dobre natchnienia). Sienkiewicz najpierw porzucił wydział medyczny uniwersytetu, by oddać się pisaniu. Potem, gdy zaczynał myśleć o powieści z czasów rebelii kozackiej, przyszłego „Ogniem i mieczem”, krytyka w Polsce i Europie obwieściła koniec powieści historycznej. Ni mniej ni więcej ogłoszono, że ten rodzaj literacki jest już passé. On nie przejął się tym wcale, usłyszał w sobie szept, pomysł i za nim poszedł. Zresztą nigdy nie przejmował się opinią ludzką, krytykami. I dobrze, bo mógłby zwariować. Wyobrażacie sobie, co by się stało, gdyby zlekceważył ten głos wewnętrzny? Gdyby posłuchał krytyków i rzesz życzliwych, aby dał spokój i pomyślał o kolejnych „Szkicach węglem”. Zapewne nie byłoby noblisty! Nie byłoby milionów uszlachetnionych przez jego dzieło i podźwigniętych z kolan ludzi.

4. Był człowiekiem obdarzonym fantazją, wielkim podróżnikiem, zapalonym myśliwym. Jako młody człowiek z grupą przyjaciół wyjechał do Stanów Zjednoczonych, w których spędził dwa lata i w których zakochał się (szczególnie w Kalifornii). Warto zacytować jedno z jego wielu spostrzeżeń z 1876 r.: „Amerykanie są tak dzielni ludzie, tyle mają lojalności, prawości i cnót prawie niepojętych u nas, że przyzwyczaiwszy się do ich szorstkości, niepodobna się po prostu w nich nie rozkochać, a zarazem nie dojść do wcale nie egzaltowanego przekonania, jak nasza Europa się zestarzała, spodlała, zniewieściała i wyrodziła”.

To uczucie do Stanów zostało odwzajemnione po latach. Jak pisze jego biograf: „Najsławniejsze nazwiska obecne w życiu kulturalnym Stanów Zjednoczonych to nazwiska polskie: pianista Paderewski, Jan Reszke – tenor operowy, Modrzejewska na scenie dramatycznej, Sienkiewicz – autor powieści o Neronie. Modrzejewska w liście pisze, że Amerykanie „są kompletnie na tym punkcie zwariowani” i po prostu „jedni drugich napędzają do czytania Sienkiewicza”.”

Na dowód, że Helena Modrzejewska nie przesadzała zacytujmy fragment wiersza o Sienkiewiczu z jednej z nowojorskich gazet:

„(…) W stanie Michigan czytelniczki
I czytelnicy – innej książki
Niż Sienkiewicza nie uznają.
W Illinois i Marylandzie
Nie sięgnie nikt po nic innego
Oprócz Quo vadis? wspaniałego.
Ohio, Massachusetts, Pen –
sylwania, Missisipi, Ten –
nessee i Luizjana,
Wisconsin, Teksas, Waszyngton,
Północna Karolina, Oregon,
Wirginia i Montana,
I Delaware, i Idaho,
Columbia, Meksyk Nowy,
Nebrasca, Maine, Missouri też,
Rhode Island, Kalifornia,
Connecticut, no i Floryda -
Wszystkie jak jeden, nasze stany
Ogarnął polski szał”.

5. Zyskał sławę i szacunek na całym świecie, wśród ludzi prostych, ale i intelektualistów, innych pisarzy i wybitnych osobistości swego czasu.

Lew Tołstoj pisał do swojej żony: „Cały wieczór czytaliśmy głośno – czytałem ja – Połanieckich z prawdziwą przyjemnością. Świetny to pisarz, szlachetny, mądry, opisujący co prawda tylko życie warstw wykształconych, lecz we wszystkich jego przejawach, nie zaś wyłącznie nihilistów, felczerów i studentów, jak czynią to nasi pisarze”.

Zapytany przez dziennikarza Mark Twain powiedział o Sienkiewiczu: „Jestem w nim zakochany. Mam młode serce w starym ciele, a gdy czytam jego znakomite epopeje, wciąż mi bije serce zachwytem. Cóż to za cudowna rzecz: Quo vadis! Teraz dopiero czytałem to dzieło po raz pierwszy. Jestem nim zachwycony. Córka moja, miss Klara, czytała mi także ustępy z waszego Mickiewicza. To kolos! Gdyby polskie piśmiennictwo miało tylko Sienkiewicza i Mickiewicza, już byłoby wielkim.

Z Francji pisała córka pewnego ministra francuskiego: „Żadna książka żadnego autora francuskiego nie miała u nas takiej wziętości jak Quo vadis; w przeciągu dziesięciu miesięcy rozeszło się jej 269 wydań, co znaczy, że czytało ją około miliona osób. Gorączkowy zapał ogarniał wszystkich czytelników; jeden z krytyków nazwał ten kult Sienkiewiczowski u nas . O powieści Sienkiewicza rozmawiano nawet w najmniejszych zapadłych mieścinach na prowincji. W salonach wieszano obrazy z wizerunkami Winicjusza, Ligii i Petroniusza. Sienkiewicz przewyższał w popularności swej wszystkich współczesnych autorów francuskich”.

Pozostając na chwilę przy Francji. W restauracji w Paryżu student polski obelżywie wyrażał się o Sienkiewiczu, drugi student polski uderzył lżącego. Zajście skończyło się pojedynkiem, śmierć poniósł obrońca pisarza.

Można wręcz mówić o sienkiewiczomanii. Na torach wyścigowych Europy wiele koni nosiło takie nazwy jak: Ursus, Winicjusz, Ligia, Quo vadis. Imiona, nazwiska i nazwy z powieści rozpowszechniają się w handlu na etykietach mnóstwa towarów, znajdą się na domach, pensjonatach, jachtach.

6. Stopniowo i bezapelacyjnie wyrósł na główny autorytet polski, prawdziwego przewodnika narodu. W 1905 r. narasta wrzenie w zaborze rosyjskim. Gdy w Warszawie dochodzi do rozpaczliwego zamętu, trwają „tłumne i pijane wolnością manifestacje, jakich stolica jeszcze nie miała”, gdy dwustu ludzi po jednej z manifestacji ginie od kul wojsk carskich, Sienkiewicz przemawia do tłumu 5 listopada 1905 r. w Warszawie z balkonu domu w Alejach Ujazdowskich, aby uspokoić nastroje. Przywódca Narodowej Demokracji Roman Dmowski poprosił go o to, gdy narodowi demokraci dla uspokojenia nastrojów zwołali wielką demonstrację, pochód przez miasto. Sienkiewicz wywiązuje się z tej misji wspaniale. Ludzie go słuchają, nad emocjami bierze górę rozsądek. Szkoda polskiej krwi, jeszcze będzie potrzebna, gdy jej przelanie na coś się ojczyźnie przyda.
c.d.n.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Męty i prymityw

Za chwilę kolejny numer Uważam Rze Historia a ja dopiero czytam poprzedni. (W przerwie meczu). Z otwierającego bardzo dobrego artykułu Piotra Zychowicza pt. „II RP: nasz duma” tylko końcówka:
„To właśnie zagłada elit jest jednym z głównych powodów, dla którego naród polski jest obecnie tylko cieniem narodu, zamieszkującego w latach 20. i 30. ,mniej więcej to samo terytorium. Pewien stary Polak, który całe dwudziestolecie międzywojenne spędził w Tarnopolu, powiedział mi kiedyś: - Stalin przebudował nasze społeczeństwo tak, że na wierzch wypłynęły męty. Pomimo upływu trzech pokoleń nadal borykamy się ze skutkami tej społecznej inżynierii.
Niestety miał rację”.

Przy okazji, w związku i na temat, Sandor Marai w książce „Krew Św. Januarego” (w skrócie rzecz o tragedii pozostania w kraju komunistycznym i jeszcze większej tragedii emigracji):

„Widział pewien gatunek człowieka, który głęboko i szczerze sympatyzował z bolszewizmem. W sensie socjograficznym trudno go zdefiniować, ale możliwe, że to ten, którego nazywają prymitywem… A więc chłop wywodzący się z folwarcznej służby, wiejski zawadiaka, niezdyscyplinowany, pozbawiony jakichkolwiek uzdolnień robociarz, któremu bolszewizm daje szansę wybicia się i jednocześnie odwetu, stwarza okazję do wyostrzenia się złych skłonności, do wszczęcia swego rodzaju dzikiej i nieodpowiedzialnej burdy. Tego rodzaju człowiek szczerze i otwarcie trzyma z represyjną władzą. To on był pomocnikiem oprawcy, pomocnikiem o skrwawionych rękach, a dzisiaj jest szpiclem i naganiaczem w komunistycznych zakładach pracy i domach mieszkalnych. Ten zwyrodnialec wcale nie jest tak rzadki i tak nieliczny, jak się na ogół sądzi, ale w końcu nie aż tak rażąco liczny, i występuje z obu stron żelaznej kurtyny. Kierownictwo nazistowskie i komunistyczne gardzi prymitywem, ale chętnie wykorzystuje go do brudnej roboty. Widział też inną, tak samo trudną do zdefiniowania warstwę społeczną, która podaje się za inteligencję i po początkowym wahaniu zadaje się z nazistami albo komunistami, ponieważ spodziewa się gratyfikacji, ochrony albo odwetu…
Odwetu, za co? Zawsze za to samo. Bo nie zyskała uznania.”

środa, 30 maja 2012

Mamy problem narodowy!

Arcyważny tekst o zapaści demograficznej Polski, jesteśmy na 209 miejscu na 222 państw, jeśli chodzi o przyrost naturalny. Jak tak dalej pójdzie skończymy jako klinika geriatryczna. Wszystko w linku. Mamy problem narodowy

niedziela, 6 maja 2012

Oblężenie Zbaraża


Kilka dni temu Skauci Europy zdobyli zamek w Czersku. Dla prawie ośmiuset nastoletnich chłopców zdobywanie zamku, jak i całe Wielkie Harce Majowe były niewątpliwie niesamowitą przygodą. Sto siedemdziesiąt zastępów z ponad czterdziestu drużyn przybyło z całej Polski w okolice Góry Kalwarii, aby przez kilka upalnych dni uprawiać autentyczne harcerstwo. Trzeba było widzieć te radosne twarze! Byłem tam właściwie tylko przez chwilę więc nie jestem najlepszą osobą, aby opisać to wydarzenie. (Świetny opis np. tutaj: Skauci poharcowali.) Jednak kilka godzin w zupełności wystarczyło, by zakrzyknąć: zaiste, tegoroczne Harce Majowe były wielkie!

Porzuciwszy samochód na skraju lasu od razu napotkałem rezolutnego harcerza. Poinformował mnie uprzejmie i precyzyjnie, gdzie znajduje się obozowisko i co się wydarzyło dotychczas. Zapytałem w jakim jest zastępie. Odpowiedział grzecznie, że jest zastępowym, choć jest dopiero w szóstej klasie, ale to zastęp samodzielny, że wie, iż jest trochę za młody, ale nie było wyjścia. Przytaknąłem, mówiąc, że życie nie składa się tylko z idealnych sytuacji, a bycie zastępowym to przecież służba, którą czasami musimy podejmować wtedy, gdy zachodzi taka konieczność, a nie wtedy gdy byłby to dla nas najbardziej odpowiedni moment. Dodałem, iż dobrze to o nim świadczy, że ma taką refleksję. Po drodze zapoznałem się jeszcze z książeczką, w której jest wszystko co trzeba, prostą, w idealnym formacie mieszczącym się w kieszeni. Tak doszliśmy na skraj wielkiej polany.

Na jej obrzeżach kręcili się Skauci Europy, jedni przygotowywali posiłek, inni sprzątali, jeszcze inni już przygotowywali się do wieczornych ognisk. W kilku miejscach odbywały się narady platform (tym razem zwanych harcami). Każdą naradę prowadził jeden z bardziej doświadczonych drużynowych, odpowiedzialny za dany harc, otoczony wianuszkiem około dwudziestu zastępowych, z których każdy dzierżył pewnie proporzec swojego zastępu. Wszyscy nienagannie umundurowani, w beretach, choć wciąż było naprawdę gorąco. Twarze skupione, odpowiedzialne, dyskusje rzeczowe, konstruktywne. Co za widok! Teren emanował niesamowitym duchem i energią młodych chłopaków, zmęczonych upałem ale szczęśliwych.

Obozowanie w kilkuosobowych zastępach, pod okiem drużynowego, najczęściej studenta lub maturzysty. Życie jak na zwyczajnym biwaku a jednocześnie poczucie, że jest tylu innych w takich samych mundurach, żyjących tych samym stylem, tuż obok. Mocne drużyny z kilkunastoletnią tradycją, proporce ich zastępów obwieszone tasiemkami upamiętniającymi sukcesy kolejnych pokoleń. Tuż obok zastępy z bardzo młodych drużyn, powstałych rok, dwa temu, dopiero raczkujący w harcerstwie, miały okazję przypatrywać się i uczyć od bardziej doświadczonych.

A wszystko to dzięki kilkunastomiesięcznej pracy całego sztabu ludzi. Spotykam kilku na polanie. Najpierw Jurka Żochowskiego robiącego zawzięcie zdjęcia. On odpowiada za grę fabularną, znany pasjonat historii czyli właściwa osoba na właściwym miejscu. Kanwą gry jest „Ogniem i mieczem” i obrona Zbaraża (za który będzie robił zamek w Czersku). Za chwilę zderzam się z Marcinem Kuczajem, namiestnikiem harcerzy, który z notesem w ręku na bieżąco notuje to, co wymaga korekty, poprawienia, omówienia pewnie na najbliższej radzie szefów. W Kraalu Bartek Bodziechowski, komendant WHM, hufcowy krakowski. Dalej Paweł Przypolski, szef Kraala, on tu dyscyplinuje ekipę WHM, by cały czas towarzyszył jej dobry styl. Zza jego pleców wyrasta Piotrek Jedziniak, który czuwa nad programem. Kątem oka widzę pustelnię, ks. Marek chyba kogoś właśnie spowiada. Teren objeżdża właśnie samochód ekipy logistyczno-ochronnej Michała Fabiszewskiego. Mógłbym ciągnąć i ciągnąć, a kogoś na pewno bym pominął.

Ta grupa to siedmiu czy dwunastu wspaniałych, pasjonaci skautingu, a ściślej zielonej gałęzi. Są prawdziwi weterani jak Paweł, który pamięta pierwsze Harce na początku lat dziewięćdziesiątych. Jest świeża krew, jak Marcin i Bartek. Przecież to było chwilę temu jak podczas jednego z Adalbertusów ich zastęp kursantów zaprosił mnie na obiad i gawędziliśmy sobie o ważnych sprawach. Pamiętam, jak pomyślałem wtedy: „świetna ekipa, będą z nich ludzie”. I oto są. Młodzi mężczyźni z różnych części Polski przez ponad rok pracują nad imprezą dla swoich młodszych kolegów, co tydzień przez skype naradzają się, popychają sprawy do przodu. Pracują nad tym, aby te kilka dni było nie tylko przygodą, ale i dało efekt wychowawczy. By było nie tylko fajnie, ale i bezpiecznie. Potem zostawiają żony w domu i przez kilka dni usychają z chłopakami w upale, entuzjazmując się sukcesami skautów, jakby od tego zależała przyszłość Polski i świata. Bo czyż nie zależy?

W telewizji pełno reportaży o jakichś śpiewakach z kolejnego, robionego wedle tej samej sztancy programu. Udramatyzowanie, jak to trafili do programu, wysilali się, by w końcu zaśpiewać (o jak koszmarnie zaśpiewać). Co to oni nie lubią, jaki to pogląd mają na życie, etc. Banały, frazesy. Ale trzeba pokazać tumanom przed telewizorami, że dziś nie trzeba wysiłku aby być w tv. Nie ważne, że nie wiesz, kiedy wybuchła II Wojna Światowa, ani kto to był Kopernik i jesteś patentowanym leniem. I tak zrobimy o tobie reportaż, bo to się sprzedaje, a ciemny lud to kupi. Podczas gdy w okolicach Góry Kalwarii był znakomity materiał na reportaż o siedmiu czy dwunastu wspaniałych, którzy z pasji, ale i z poczucia obowiązku i służby społeczeństwu robią wydarzenie dla ośmiuset chłopaków. I jest to ekipa, w której znajdziecie i zdolnych, przebojowych studentów, i młodych menadżerów wielkich firm, i przedsiębiorców znających smak sukcesu i walki z biurokracją, tudzież wybitnego naukowca piszącego habilitację, czy zapalonych charyzmatycznych kapłanów.

Chłopaki, wiem, że nawet nie myśleliście o tym, aby ktoś robił o Was reportaże. Nie musicie być zakłopotani, reportażu nie będzie. (Na marginesie trzeba oddać sprawiedliwość, że dzięki zabiegom Tomka Podkowińskiego z oprawą medialną samych WHM było całkiem w porządku, był i materiał w telewizji, i artykuły w prasie). Piszę to po prostu jako obywatel, zatroskany o miejsce, w którym żyje. Zbulwersowany lansem troglodytów, i skromnością bohaterów. Polska będzie lepsza, gdy podobni pasjonaci będą realizować z determinacją dobre pomysły w różnych dziedzinach pro publico bono.

Mam nadzieję, że wielu z nich 30 kwietnia zdobywało zamek w Czersku.

P.S. Zdjęcia z imprezy zamieszczone tutaj zawdzięczamy Pawłowi Kuli i Pawłowi Przypolskiemu (mam nadzieję, że nie mają nic przeciwko). Więcej pysznych zdjęć np. na stronie WHM na facebooku.


czwartek, 12 kwietnia 2012

Jeszcze więcej filmów rodzinnych

Co ja zrobię, że ten wpis powinien był zostać opublikowany parę miesięcy temu, gdy za oknem siąpił deszcz albo trzymał trzaskający mróz, co sprzyjało rodzinnym wieczorom filmowym. A teraz? Teraz to trzeba iść na rower, pokazać dzieciom wiosnę. Chociaż póki co wiosna nas nie rozpieszcza, więc może jednak kilka filmów tylko z pozoru dla najmłodszej widowni.




Najpierw zupełny hit. Film „Iniemamocni” wyprodukowany przez studio Pixar to jeden z moich ulubionych filmów animowanych dla całej rodziny. Niezwykle inteligentny scenariusz, doskonałe, celne, dowcipne dialogi, i pierwszorzędny polski dubbing z Piotrem Fronczewskim i Dorotą Segdą na czele. Film jest swego rodzaju pastiszem kina akcji, z łatwością odnajdziemy tu wątki z Jamesa Bonda, Mission Impossible, Supermana i innych podobnych produkcji. Tym razem jednak bohaterem nie jest singiel i jego aktualna dziewczyna ale prawdziwa rodzina, ojciec, matka i trójka dzieci.
Cała familia obdarzona jest nadzwyczajnymi zdolnościami. Ojciec dysponuje niezwykłą siłą, powstrzymuje pędzące pociągi, walące się budynki a wyrwanie ogromnego drzewa z korzeniami to dla niego pestka. Mama to Elastyna, kobieta której kończyny mogą rozciągać się na nieprawdopodobną długość. I pociechy: znikająca (niewidzialna) córka, szybki jak światło synek i najmłodsze niemowlę o jeszcze niesprecyzowanej nadzwyczajnej specjalizacji.

Oglądaliśmy ten film całą rodziną już kilka razy i zawsze dobrze się bawimy. Jak na produkt kasowy ostatnich lat przystało dzieci są zadowolone bo jest kolorowo, akcja toczy się wartko, a dorośli śmieją się częściej, bo duża część dowcipów jest właśnie dla nich. Często w tego typu filmach te dowcipy ponad głowami najmłodszych (w amerykańskich recenzjach „jokes aimed over the heads of youngsters” często „vaguely sexual”) doprowadzone są do przesady, a seksualne podteksty pod dorosłych podkręca dodatkowo dyżurny polski tłumacz dialogów, nazwiska nie podam. Jegomość sam nie ma dzieci i w żaden sposób nie dostosowuje się do ich wrażliwości (można przecież podsłuchiwać w piaskownicy albo spędzić niedzielne popołudnie z dziećmi znajomych). W jednym z wywiadów przyznał się, że w ogóle mu to nie przeszkadza tłumaczyć dialogi w filmach przeznaczonych dla dzieci, gdyż sam dobrze się przy tym bawi a to jest przecież najważniejsze. Cóż, dajmy temu na razie spokój. W „Iniemamocnych” nie ma tego rodzaju przesady, dialogi są miejscami mięsiste jak to w filmach akcji ale nie przekraczają granicy przyzwoitości i dobrego smaku.

Kilka słów o fabule. Superbohaterowie w rodzaju supermanów różnej maści, spidermanów, Batmanów i im podobnych ratują ludzi, pociągi, wyłapują bandytów. Ale do czasu, aż niektórzy uratowani nie wytoczą im procesów sądowych. Ktoś chciał popełnić samobójstwo a superbohater wbrew jego woli go uratował, itd. Rząd USA nie ma już ochoty płacić odszkodowań, więc superbohaterowie muszą zawiesić swoje stroje w szafie, wtopić się w tłum i wieść życie zwyczajnych zjadaczy chleba. Taki los spotkał też rodzinę Imiemamocnych. Słynący z nadludzkiej siły pan Iniemamocny, zamiast zapobiegać katastrofom kolejowym i napadom na banki, codziennie udaje się do pracy jako urzędnik ubezpieczeniowy. Aż pewnego dnia zostaje zwerbowany do poważnej akcji, która odmieni jego samopoczucie ale narazi na śmiertelne niebezpieczeństwo całą rodzinę. Na szczęście w rodzinie siła i żona z dziećmi uwolni lekkomyślnego męża z opresji.

Film jest bardzo dynamiczny, śmieszny i pełen kapitalnych, autentycznych psychologicznie tekstów. Na przykład Iniemamocny mówi: „Mam już dość tego życia na niby”. Żona odpowiada: „Na niby? Ale my jesteśmy naprawdę, Twoja rodzina”. Czy to nie przypomina skowytu niejednego znużonego pracą głównego żywiciela rodziny?
Świetnie ukazane w filmie są motywy męskiej dumy, pragnień np. uznania w pracy, konieczności poczucia sensowności tego co się robi a z drugiej strony niespełnienia, narastającej frustracji i pogoni za przygodą. Na przeciwnym biegunie kobiecy pragmatyzm sprowadzający Iniemamocnego z bujania w obłokach do twardej rzeczywistości.

Mógłbym jeszcze długo, krótko podsumowując: świetna rozrywka rodzinna.

Kolejny świetny film animowany to „Odlot”. To z kolei historia staruszka, który całe życie marzył o wyprawie z żoną do Ameryki Południowej. Nie udało to się za jej życia, wdowiec postanawia więc wyruszyć, czy raczej wylecieć w podróż sam. Przez przypadek na pokład domu z balonami, robiącego za statek powietrzny, dostaje się mały skaut, który stanie się kompanem starca na dobre i złe. Starzec jest bardzo autentyczny, film niesie trochę prawdy o starości, która jest czasami zgorzkniała, pełna wspomnień i nieufności do współczesności. Widzimy jednak świetny wątek relacji między chłopcem a dziadkiem, z trudem rodzącą się sympatię, lojalność i przyjaźń. Sceny gdy bohater wspomina życie ze swoją żoną, patrzy na zdjęcia, przypomina sobie różne piękne i trudne chwile są po prostu ładne, budujące a nawet wzruszają. Zwyczajne życie z troskami, pełne małych wydarzeń i zmartwień ale i radości, przeżywane wspólnie, jest piękne. Ale to tylko klika reminiscencji. Poza tym akcja filmu toczy się wartko i uświadamiamy sobie, że oglądamy trzymający w napięciu film sensacyjny. Są i pojedynki, i nagłe zwroty akcji, groźnie szczekające gadające ludzkim głosem psy mogą przyśnić się najmłodszym widzom. Ostatecznie wszystko kończy się dobrze. „Odlot” to świetne kino familijne! Gorąco polecam.

Dla młodych widzów jeszcze jedna przyjemna animacja - „Rio”. Przyznaję zakupiłem przypadkowo, w promocji. A tu taki hit. Ulubiony film mojego najmłodszego syna a niektórymi dialogami dzieci mówiły przy stole. Na pierwszy rzut oka fabuła ryzykowna jak na film dla najmłodszych. Papuga samiec z Minnesoty jedzie do Brazylii aby połączyć się z papugą samicą i ocalić gatunek. A w Rio właśnie karnawał. Jednak produkcja jest zrobiona z wyczuciem, nie ma scen czy tekstów, których objaśnianie mogłoby być kłopotliwe. Owszem pojawia się opryszek w złotym bikini czy „kręcące tyłeczkiem” tancerki, co niektórzy rodzice mogą uznać jako krok w złym kierunku. Jednak całość broni się. Papugi zostają uwięzione przez handlarzy, potem uciekają, następnie znów są schwytane. Biedny główny bohater jako papuga-domator wychowany w klatce nie umie latać, czym utrudnia ucieczkę i przez co przeżywa osobiste rozterki. Mamy tu jednak i przyjaźń, i lojalność, i solidarność, pomaganie innym. Film jest niezwykle kolorowy, wypełniony motywami muzycznymi opartymi na brazylijskiej sambie. Na chwilę przenosimy się do Rio, widzimy je z lotu ptaka, jest pięknie (szczególnie gdy ogląda się w zimę). Nie brakuje oczywiście humoru a nawet scen wywołujących salwy śmiechu, jak te w których głównym bohaterem jest przemiły, ośliniony buldog. Jak najbardziej do obejrzenia z najmłodszymi.

I na koniec, trzecia część zekranizowanej trylogii C.S. Lewisa „Opowieści z Narni. Podróż Wędrowca do Świtu”. Świetny film przygodowy, trochę awanturniczy, marynistyczny, rycerski, trochę przypominający filmy z gatunku płaszcza i szpady. Jednocześnie fantastyczna baśń, tajemnicze krainy, chłopiec zamieniony w smoka. Chłopiec ten to kuzyn głównych bohaterów o imieniu Eustachy. W książce główny bohater, tu na początku raczej przyczyna komizmu, ale potem faktycznie bohater, który ratuje wyprawę. Świetnie ukazana jest ta postać, najpierw zmanierowanego, niegrzecznego chłopca, na którym jednak nikt nie stawia kreski. Przeciwnie film świetnie pokazuje, że każdy może się zmienić a serdeczności i zaufania nie można skąpić. Wątek ten może być świetnym przyczynkiem do rozmowy z dziećmi po filmie. Nie będę opowiadał fabuły. „Opowieści z Narni” to jazda obowiązkowa w kinie familijnym.

wtorek, 10 kwietnia 2012

Gandalf do Froda dzisiaj

— Wolałbym, żeby się to nie zdarzyło akurat za mojego życia — powiedział
Frodo.
— Ja także - odparł Gandalf. - Podobnie jak wszyscy, którym wypadło żyć
w takich czasach. Ale nie mamy na to wpływu. Od nas zależy jedynie użytek, jaki zechcemy zrobić z darowanych nam lat. A nasz czas zapowiada się czarno! Nieprzyjaciel szybko rośnie w potęgę. Sądzę, że plany jego jeszcze nie dojrzały, lecz już dojrzewają. Czekają nas ciężkie próby. Nie ominęłyby nas zresztą, nawet gdyby nie dotknęło nas to straszliwe zrządzenie losu. Nieprzyjacielowi brak wciąż jeszcze jednej rzeczy, która by mu dała siłę i władzę, by zmiażdżyć wszelki opór, złamać ostatnie linie obrony, po raz wtóry pogrążyć wszystkie kraje w ciemnościach. Brak mu tego Jedynego Pierścienia.

sobota, 24 marca 2012

Uruchamiający innych lider

Wielgolas. Pielgrzymka na Święto FSE. Niezwykła pogoda, piękna Polska, dobrze nastrojone twarze. To tylko prawy brzeg a jaka moc ludzi. Tak, ludzie nie mogą ginąć w tłumie. Nie ginęli. Po drugie, środków nie można nigdy mylić z celami. Dziś środek był dobrany do celu.

Rozmowy. Z kilkoma spotkanymi dzisiaj osobami uczestniczyliśmy we czwartek w wykładzie w szkole Strumienie, dr Szymona Grzelaka, psychologa, autora książki „Dziki ojciec”. Wykład z grubsza o wychowaniu córek. Prelegent znany jest z nietuzinkowych pomysłów na wychowanie, w szczególności z lansowania zwyczajów rodzinnych związanych z przechodzeniem dzieci na kolejny szczebel rozwoju osobistego. I tak, sześciolatka odbywa z tatą wyprawę do lasu, a dwunastolatka z obojgiem rodziców do wybranego miasta. Cytowana francuska rodzina wyprawiała się z kolejnymi córkami do Wenecji, Rzymu, Mediolanu. My nie zrażajmy się. Atrakcją może być nawet wyjazd na działkę do wujka Ryśka. Pomysły są istotne ale grunt aby nie umykały nam ważne momenty w życiu naszych dzieci, aby je podkreślać, dostarczać pozytywnych przeżyć i wykorzystywać wychowawczo. Zgadzam się z tym w stu procentach.

Utkwiła mi też w pamięci opowiedziana historia jak to ojciec wymyślał coraz to nowe pomysły na uświetnienie życia najstarszej córki-nastolatki. W końcu nieco zniecierpliwiona pierworodna musiała ostudzić twórczego ojca w mniej więcej taki sposób: „wiesz tato, pozwól, że sama sobie to zorganizuję”. Ta z pozoru błaha anegdota wydała mi się niezwykle dobrze ilustrować znane zjawisko, nie tylko wychowania w domu czy w harcerstwie, ale i w życiu politycznym, zawodowym, społecznym. Otóż, często im bardziej „pomysłowy” ojciec, tym bardziej pasywne dzieci; im bardziej aktywny drużynowy, tym bardziej pasywni zastępowi; im bardziej omnipotentny lider czy szef w pracy, tym bardziej wycofani współpracownicy. Bycie liderem w domu, w życiu społecznym czy zawodowym to nie tylko instynkt przewodzenia ale szereg umiejętności, które należy stale rozwijać. Dyrygent nie gra sam na żadnym instrumencie lecz wprawia w ruch całą orkiestrę, prowadzi ją umiejętnie a efektem jest symfonia. Wydobywać z innych to co najlepsze, uruchamiać ich potencjał a samemu się chować, wciągać do współdecydowania i faktycznie ludzi słuchać, być w stanie zmienić zdanie pod wpływem mądrej uwagi najmniej doświadczonego współpracownika, rzucać ludzi na głęboką wodę ale nie pozwolić aby utonęli, uczciwie oceniać (czasami upominać) ale tak, aby byli po chwili wdzięczni i dzięki temu poszli do przodu – oto sztuka! Powiedzmy od razu - sztuka rzadka. Być takim ojcem, szefem to cel. Napiszę o tym więcej przy okazji recenzji filmów. Niebawem.

środa, 1 lutego 2012

O sztuce dobrego życia albo jak nie być burakiem

O tym traktuje książka „Humanizm dobra niewidzialne” prof. Juana Luisa Lordy. To rzecz godna polecenia dla wszystkich. W skondensowanej formie, pełnej cytatów i złotych myśli autor snuje refleksję nad tym, czym dla człowieka jest kultura, życie intelektualne, piękno, styl, poczucie humoru, przyjaźń, itd. Kilka pierwszych z brzegu cytatów:

Najpierw odnośnie tego, dlaczego czytanie jedynie gazet jest niewystarczające dla człowieka chcącego mienić się wykształconym i inteligentnym. Autor cytuje Annę Kareninę Lwa Tołstoja: „Obłoński prenumerował i czytał pismo liberalne o tendencji nie skrajnej, lecz takiej, jakiej trzymała się większość. Mimo że nie interesowała go właściwie ani nauka, ani polityka, stale podzielał w tych wszystkich sprawach poglądy większości i jej dziennika, a zmieniał je tylko wówczas, gdy zmieniała je większość. Mówiąc ściślej, nie on zmieniał poglądy, lecz one same się w nim niedostrzegalnie zmieniały. Obłoński nie wybierał kierunku ani zapatrywań; prądy i zapatrywania przychodziły do niego same, podobnie jak nie wybierał fasonu kapelusza ani kroju surduta, lecz nosił to co wszyscy”.

W takim razie co czytać? „Nie czytaj przeciętnych – radzi poeta Max Jacob – czytaj dzieła wielkich osobowości i krocz w ich towarzystwie. (…) Ile czasu, ile godzin straciłem, czytając książki, w których nie pozostało mi nawet wspomnienie! Gdybym poświęcił ten czas w jednym tylko kierunku, dziś byłbym go już osiągnął. (…) Kultura pochodzi z tego, czego dokona jeden dobry wykład filozofii i dogłębna znajomość geniuszy. Reszta książek to luksus na wakacje. Nie ma czasu na czytanie bezużytecznych książek”.

Na temat umiejętności świętowania: „Święto to coś więcej. To pewien rytuał, który zatrzymuje i przełamuje rytm codzienności, ponieważ pragnie na coś wskazać. Jeśli życie nie zatrzymuje się, aby świętować to, co ważne, zjada je czas, który biegnie nieubłaganie. (…) Święta mają bowiem pewien posmak raju: nie tylko dlatego, że na ogół zwalniają z obowiązku pracy, lecz przede wszystkim dzięki radości, zabawie i życiu, które dzieli się z innymi. (…) Święto musi posiadać znaki obfitości, braku miary, czegoś zaskakującego, niecodziennego i nadzwyczajnego”.

I na koniec cytat z cytowanych tamże Czterech miłości C.S. Lewisa: „I to jest właśnie przyczyna, że tym godnym litości ludziom, którzy po prostu chcą się , nigdy się to nie udaje. Pragnienie czegoś poza przyjaźnią jest koniecznym warunkiem zaprzyjaźnienia się. Gdyby prawdziwa odpowiedź na pytanie” brzmiała: - nie mogłaby powstać z tego żadna przyjaźń, choć może powstanie przywiązanie. Nie miałaby się wokół czego owinąć, bo przyjaźń musi posiadać swój ośrodek, choćby nim była pasja do gry w domino lub do białych myszy. Ci, co nic nie posiadają, nie mają się czym dzielić, ci, co nigdzie nie zmierzają, nie mogą mieć towarzyszy podróży”.

O tych i innych rzeczach, jak żyć „jak człowiek” możecie dowiedzieć się z lektury tej pouczającej książki.

niedziela, 22 stycznia 2012

Znowu o US

Ten wpis miał być o czym innym, przynajmniej na początku. Jednak muszę zacząć znowu od Ricka, bo mnie rozweselił i wzruszył przed chwilą.

Dzieci śpią, a ja oglądam i podziwiam jak wygląda przywództwo, jak przemawiają kandydaci z wizją. Wolność, szacunek dla pracy, godność każdej osoby, wiara w człowieka, wiara w Amerykę. Smaczne kawałki: „To była rodzinna decyzja, istotna decyzja aby dać krok do przodu, wejść na linię ognia. Bo to jest linia ognia (tu żona i uśmiechnięte młode twarz z tyłu kiwają ze zrozumieniem głowami). Obudziliśmy się jak wiele ludzi w Ameryce. Bo cos szło źle w kraju. Ameryka, którą kochamy zaczęła się fundamentalnie zmieniać. Siedzieliśmy przy stole w kuchni rodziną i pomyśleliśmy, nie możemy dalej być tylko obserwatorami”. Zobaczcie między drugą a trzecią minutą.

I na tym niestety zakończymy na dzisiaj.

niedziela, 8 stycznia 2012

Ameryka wciąż może inspirować

Czytanie gazet w ostatnich tygodniach może być zajęciem przygnębiającym. Wiele bieżących informacji a także prognoz na 2012 rok nie napawa optymizmem. Nie ulega wątpliwości historia przyspiesza, a my spoglądamy „w poszukiwaniu straconego czasu”. W takim nastroju, zafrapowany kampanią prezydencką w USA, postanowiłem skorzystać z dobrodziejstwa Internetu, by obejrzeć to i owo zza oceanu w dniu rozstrzygnięcia prawyborów partii republikańskiej w stanie Iowa.

To było odświeżające. Pierwsza debata sprzed kilku miesięcy. Jak przedstawiają się politycy amerykańscy z wieloletnim stażem i wybitnymi osiągnięciami. Przede wszystkim jako ojcowie, matki, rodzice. Nie wierzycie, zobaczcie sam początek: 1 Debata
Jak odnoszą się do siebie, do publiczności, jak odpowiadają na zarzuty. Spokojnie, z uśmiechem na ustach, dowcipnie, rzeczowo, pewnie. Miło tego się słucha. Jednak nie chodzi przede wszystkim o styl ale o treść, za słowami kryją się mocne przekonania udokumentowane czynami wielu lat. Wiara w kraj, rodaków.

Dziennikarze, troje na jednego. Ze stacji, która nie lubi republikanów. Przypierając do muru kandydata, zachowują klasę i miarę, której brakuje w podobnych sytuacjach w Polsce. Zobaczcie jak proszą Mitta Romneya aby odniósł się do nazwania go „kłamcą” przez Newta Gingricha, a ten nie obrzuca konkurenta epitetem ale stwierdza, że Newt „ma prawo być rozczarowany”: Mitt contra 3

I jeszcze zupełnie fenomenalne wystąpienie Ricka Santorum z podziękowaniem dla wyborców i … Boga: Rick. Najlepszy jest cały ten tłumek śmiejący się od ucha do ucha.

Ponadto film, w którym Rick opowiada o swojej chorej na chorobę genetyczną córeczce. U nas pewnie coś takiego zostałoby okrzyknięte używaniem dla celów politycznych rodziny, paskudnym graniem na emocjach, etc. Oto: Bella

Jeśli ktoś jest zmęczony naszym życiem publicznym, proponuję dziś szukać inspiracji za oceanem. Polityka może wyglądać inaczej, demokracja może być bardziej realna, a ciężką pracą można zmienić swój los. Tam jest czymś naturalnym, że obywatele interesują się sprawami publicznymi. Istnieją też mechanizmy, dzięki którym wpływ na polityków jest bardziej realny. Podczas wspomnianych prawyborów w Iowa, oprócz wielu spotkań kandydatów z wyborcami, odbyło się ponad 1700 wieców, na którym każdego z kandydatów reprezentował przedstawiciel przemawiający w jego imieniu i zachęcający do głosowania. Ludzie dyskutowali, przekonywali się, potem decydowali. Wyobrażacie sobie u nas coś podobnego?

W tej chwili pewnie nie. Warto jednak pamiętać, że Polska ma wielkie tradycje republikańskie. Gdy innym narodom nawet się to nie śniło 10% naszej populacji uczestniczyło w podejmowaniu najważniejszych decyzji państwowych. Konstytucja 3 Maja jest pierwszą europejską konstytucją, a drugą na świecie po amerykańskiej właśnie.