środa, 27 kwietnia 2011

Wrocław zakończony Herbertem

Dziś samolotem do Wrocławia. Kończę spotkanie i mam półtorej godziny do rejsu powrotnego. Zamiast taksówką jadę na lotnisko z Pawłem Sową, mamy tylko godzinę na pogadanie ale dobre i to. Dobre wieści, ślub się kroi. Siedem tysięcy metrów nad ziemią, gdy na zewnątrz jedynie -53 st. C, czytam zaległe gazety. W Uważam Rze sprzed kliku tygodni wywiad z abp Michalikiem a w nim ciekawa myśl: „Kardynał Wyszyński mawiał, i to dla mnie ważne słowa, że aby głosić kłamstwo, trzeba sztabu ludzi. By głosić prawdę, wystarczy jeden człowiek. Każdy ma obowiązek starać się być tym jedynym”. Pięknie to współbrzmi z fragmentem obrzędu Wymarszu Wędrownika o tym, że HR „powinien nad wszystko miłować prawdę” i chcieć „z pokorą we wszystkim szukać prawdy i dobrowolnie jej służyć”.

Skoro już jesteśmy przy tak wysokiej tonacji, zacytujmy najlepszy wiersz Herberta, o którego fragmencie ostatnio było głośno przy okazji rocznicy katastrofy smoleńskiej. Dobrze go pamiętam z mojej pracy maturalnej. Ta poezja jest mocna.

Zbigniew Herbert

Przesłanie Pana Cogito

Idź dokąd poszli tamci do ciemnego kresu
po złote runo nicości twoją ostatnią nagrodę

idź wyprostowany wśród tych co na kolanach
wśród odwróconych plecami i obalonych w proch

ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo

bądź odważny gdy rozum zawodzi bądź odważny
w ostatecznym rachunku jedynie to się liczy

a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys

i nie przebaczaj zaiste nie w twojej mocy
przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie

strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany - czyż nie było lepszych

strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy

czuwaj - kiedy światło na górach daje znak - wstań i idź
dopóki krew obraca w piersi twoją ciemną gwiazdę

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku

a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku

idź bo tylko tak będziesz przyjęty do grona zimnych czaszek
do grona twoich przodków: Gilgamesza Hektora Rolanda
obrońców królestwa bez kresu i miasta popiołów

Bądź wierny Idź

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Czemu?

„Mecenasie, coś rzadziej ostatnio piszesz, czemu nie piszesz więcej?” – pyta mnie dobry znajomy. Cóż, tematy cisną się przeróżne. Tudzież mnóstwo zaległych czeka sobie leniwie w kolejce na swoje piętnaście minut lub pół godziny, gdy któregoś wieczoru pewnie grubo po dwudziestej trzeciej kolega mecenas na tzw. głodzie pisania wreszcie dosiądzie wysłużonego domowego laptopa. Czemu, czemu? Otóż mecenasuje się ostatnio intensywniej. I projektów ciekawych, i ważnych, i trudnych sporo. I dwoje współpracowników bliskich na urlopach długich, przed egzaminem adwokackim i radcowskim. To trzy miesiące wyjęte z życiorysu, trauma w życiu każdego prawnika. I firma się rozwija, że ciężko nadążyć z rekrutacją. I rodzinnie jakoś tak intensywnie, męcząco. Dwie najmłodsze córki stają się coraz głośniejsze, ciągle szczebioczą i o coś się między sobą wykłócają. Piotrek zaczyna chodzić, w nocy nie wiedzieć czemu popłakuje, a okazuje się, że w przeciwieństwie do wszystkich innych członków rodziny kolega mecenas charakteryzuje się niezwykle czujnym snem. Nawet chciałem o tym posta napisać, ale pomyślałem, a jak coś nieprecyzyjnie napiszę, to jeszcze ludzie wielodzietności się przerażą. Jest świetnie, naprawdę, ale nie da się ukryć, czasami można być nieźle zmęczonym.

Ale teraz są Święta. Piękne, optymistyczne, głębokie święta. Doczytuję Messoriego, już dawno powinienem skończyć tę książkę. Messori pisze, że Bóg daje się poznać ale jednocześnie ukrywa się przed nami. „Wstydliwa klęska śmierci krzyżowej dokonuje się publicznie, na oczach wszystkich. Chwała zmartwychwstania tymczasem ma miejsce w nocy, bez świadków, a Zmartwychwstały ukazuje się tylko przyjaciołom”. Bóg oczekuje od nas wiary. „Tolerancja religijna jest logicznym i koniecznym owocem ich wiary w Boga, który postanowił nie narzucać się, ale zaproponować, pozostawiając ślady, wskazówki, znaki, wewnętrzne i tajemnicze poruszenia duszy”.

W sobotę nic nie załatwiamy, nie ma zbiórek, gromady ani zastępu, nie ma meczów, ani ligi juniorów ani Legii, nie muszę wymienić butów albo kupić kurtki, nie jadę po zakupy, nie odbieram dzieci z urodzin u kolegów lub koleżanek, nie wypijam kawy z rodzicami małego jubilata, nie sprzątam papierów, nie robię zaległych przelewów rachunków telefonicznych, nie porządkuję teczki, nie pomagam w angielskim, ani francuskim, ani w przyrodzie, ani w języku polskim, nawet nie w matematyce, nie wyszukuję informacji o Toruniu do prezentacji dla Meli, ani nie sprawdzam Stasia prezentacji o Realu Madryt, ani o Barcelonie. Słowem - rodzinna integracja. Idziemy z koszyczkiem wszyscy, Marta wielokrotnie wyjmuje i wkłada z powrotem jajka do koszyczka. Coś mi tłumaczy, potakuję, ale wybaczcie, zupełnie nie pamiętam już o co chodziło. Potem poszukuje w kościele cukierków, cierpliwie tłumaczę, że sklepik z prasą dziś nieczynny. Żegna się zamaszyście, ludzie się uśmiechają. Rozmawiamy sobie po drodze ze starszakami, to taka podgrupa, bo Marta z Melą pędzą gdzieś z przodu. Wieczorem ta właśnie grupa z Ewą dzielnie uczestniczy w parafialnej liturgii aż do 23.30. Druga grupa natomiast zasypia w domu, a jej przedstawiciel szykuje się na rezurekcję.

Niedziela jest pełna spotkań. Wujkowi C. urodził się syn, Tomasz mu będzie na imię. Dobre imię, patronów w bród, i Akwinata, najmądrzejszy i najpokorniejszy, i Morus, wielki umysł i mężnego ducha a i dowcipu ostrego, i Beckett, najpierw towarzysz hulaszczego życia króla a potem obrońca Kościoła i męczennik (ostatnio oglądałem film o nim, ciekawy), wreszcie apostoł, nie to że niewierny, po prostu dociekliwy. W drodze do mojego brata żartuję w samochodzie, że wujek pewnie taki zadowolony z urodzin syna, że teraz paraduje w białej koszuli dzień w dzień. Taki sobie żart, mój brat raczej unikał zawsze takiego stroju. Dzwonimy, otwierają się drzwi a w drzwiach szczęśliwy ojciec. W białej koszuli -;).

sobota, 23 kwietnia 2011


Chrystus zmartwychwstał! To naprawdę wszystko zmienia!

Wszystkim Przyjaciołom i Czytelnikom bloga życzę odczuwania głębokiej radości z tego powodu każdego dnia.

środa, 13 kwietnia 2011

Niepokorni AD 2011

Bohdan Cywiński we wstępie do nowego wydania swojej słynnej książki „Rodowody niepokornych”:

„Niepokorni, o których pisałem, walczyli o Polskę dla ludzi uczciwych, dla ludzi pracy, a przede wszystkim – o Polskę niepodległą i naprawdę niezawisłą. (…) Polskie życie polityczne codziennie obraża nasze poczucie sprawiedliwości i potrzebę publicznie głoszonej prawdy, uczciwy obywatel nie czuje się skutecznie broniony przed cudzą nieuczciwością przez przyjazne mu państwo. (…) polska codzienność gwałtownie potrzebuje ludzi zdolnych do przyjęcia postawy służby. Ludzi nieprzekupnych i niepokornych. (…)

Niepodległe państwo mamy nieprzerwanie od 21 lat. To już drugie takie dwudziestolecie od lat... ponad 300. Tak, to nie błąd w rachunku – w 1710 roku Rzeczpospolita Obojga Narodów już rzeczywiście niepodległym państwem nie była. Ta chronologiczna arytmetyka mówi coś o naszej „niewzruszenie pewnej” egzystencji politycznej i o prawdziwości sloganów o jej bezpieczeństwie. W tej kwestii nie wolno wierzyć niczyim gwarancjom. Żyjemy na politycznym przedmurzu i nie powinniśmy o tym zapominać. Dla Rosji jesteśmy po pierwsze uciążliwym zawalidrogą na szlaku do Europy, po drugie – odwiecznym wichrzycielem budzącym odruchy buntu różnych narodów przeciwko moskiewskiemu czy petersburskiemu imperium. Dla Europy Zachodniej z kolei jesteśmy ziemią kresową, którą dobrze jest mieć, ale której nie traktuje się jako integralnej i niezbędnej do życia części całego organizmu i w której obronę inwestować warto tylko ograniczone siły i środki. Toteż bywaliśmy, bywamy i będziemy bywać przedmiotem przetargów. Pierwsze rokowania na temat rozbioru Polski toczyły się między Iwanem Groźnym a cesarzem w roku 1570, a ostatnie, o których wiemy – w Jałcie i Poczdamie. (...) Cynicznie i inteligentnie pisał o tym pod koniec lat 20. francuski nacjonalista Bainville, twierdząc, że idea samostanowienia narodów może w Europie być stosowana tak długo, jak długo Rosja będzie jeszcze słaba – i ani roku dłużej. Historia całego XX wieku w pełni przyznała mu rację. Wniosek nasuwa się oczywisty: na mapie Europy nie ma miejsca na Polskę słabą i potulną – utrzyma się tylko Polska silna i bardzo samodzielna politycznie.

Ale o taką Polskę walczyć zdołają tylko ludzie psychicznie i ideowo niepokorni”.