niedziela, 18 października 2015

Biała jak mleko, czerwona jak krew


Świetny film, dawno się tak nie uśmiałem. Czytałem kilka lat temu książkę, dobra, choć raczej dla nastolatków, może dlatego nie rzuciła mnie na kolana. Natomiast film wydał mi się znakomity, może dlatego, że teraz mam trójkę nastolatków w domu. Nieważne. Ważne jest to, że to unikalny film o nastolatkach, dla nastolatków i dla tych, którzy chcą nastolatków zrozumieć. Obowiązkowo dla rodziców. Świetnie zagrany, zmontowany, dowcipny, niebanalny, z zaskakującym zakończeniem. Aktorzy genialnie dobrani do ról, świetnie zagrali to co trzeba, a właściwie to zagrali to lepiej. Zaczynam szanować kino włoskie.

Jest to historia Leo, włoskiego szesnastolatka, nieprzytomnie zakochanego w Bei, to zdrobnienie od Beatrycze, o rok starszej piękności z kasztanowymi włosami. Leo śmiga na swoim rowerze, kumpluje się z Niko i z Sylwią, która pomaga mu w nauce i podrabia podpisy na usprawiedliwieniach. Kolejne próby poznania się z Beatrycze kończą się mniejszą lub większą kompromitacją, a publiczność zrywa boki. Choć Leo jest klasowym rozśmieszaczem, siedzi w ostatniej ławce, dogaduje, kontestuje, ma niewyparzony język i jest meczący dla nauczycieli, to w tej jednej sprawie brak mu odwagi. Chłopak żyje w swoim świecie, rodzice nie pojmują, o co chodzi, dlaczego maluje swój pokój na czerwono, gdzie się włóczy całymi dniami, czemu jest opryskliwy, itd. Są bezradni, jak to rodzice nastolatków.

Tymczasem w szkole pojawia się nowy nauczyciel języka włoskiego, znajduje sposób na chłopaka, a sceny konfrontacji między oboma są rewelacyjne. Rewelacyjny jest sam nauczyciel, z takich, jakich wszyscy kiedyś chcieliśmy mieć. Nie obraża się, ale postanawia zawalczyć o krnąbrnego ucznia. Ściąga go po lekcjach na ring bokserski, gdzie trenuje. Podczas walki łatwiej wykrzyczeć z siebie, że osoba będąca przedmiotem westchnień ostatnich miesięcy jest śmiertelnie chora. Leo jest załamany.
To się chyba nazywa spojler, więc niż już wam więcej nie ujawnię. Tylko tyle, że od tej chwili zaczyna się ta bardziej dramatyczna część filmu. Choroba i walka.

Biała jak mleko, czerwona jak krew to film o młodzieńczej miłości, o oczarowaniu, zakochaniu, ale i o przyjaźni, o poświęceniu, o tym, co ważne. Ja nie znam niestety innych filmów tak dobrze przedstawiających piękno młodości, czasu trudnego, ale i błogosławionego, pełnego pomysłów, energii, która góry przenosi ale i wątpienia we własne siły, talenty. Nie jest łatwo mieć kilkanaście lat. Ktoś, kto stworzył tę fabułę, musi młodych ludzi znać i ich lubić. To Alessandro d’Avenia, autor książki, a prywatnie również nauczyciel.

Film świetnie pokazuje też, że miłość to coś więcej niż zauroczenie, że się ją buduje, również na przyjaźni. Nie ma długotrwałej miłości bez przyjaźni. Kolejna prawda doskonale unaoczniona – młodzi potrzebują dorosłych, choć jasne, że kwestionują autorytet rodziców. Dlatego oby mieli innych dorosłych-przyjaciół, nie rodziców, ale wujka, ciocię, sąsiada, księdza, starszego brata, drużynowego, trenera etc., który zechce porozmawiać, sam, z własnej inicjatywy, zwyczajnie, szczerze zainteresowany, co taki Leo jeden czy drugi myśli, czym żyje, co go trapi.

Obudzić olbrzyma śpiącego w znudzonym nastolatku. Oto sztuka!