Świetny film, dawno się tak nie
uśmiałem. Czytałem kilka lat temu książkę, dobra, choć raczej dla nastolatków,
może dlatego nie rzuciła mnie na kolana. Natomiast film wydał mi się znakomity,
może dlatego, że teraz mam trójkę nastolatków w domu. Nieważne. Ważne jest to,
że to unikalny film o nastolatkach, dla nastolatków i dla tych, którzy chcą
nastolatków zrozumieć. Obowiązkowo dla rodziców. Świetnie zagrany, zmontowany,
dowcipny, niebanalny, z zaskakującym zakończeniem. Aktorzy genialnie dobrani do
ról, świetnie zagrali to co trzeba, a właściwie to zagrali to lepiej. Zaczynam
szanować kino włoskie.
Jest to historia Leo, włoskiego
szesnastolatka, nieprzytomnie zakochanego w Bei, to zdrobnienie od Beatrycze, o
rok starszej piękności z kasztanowymi włosami. Leo śmiga na swoim rowerze,
kumpluje się z Niko i z Sylwią, która pomaga mu w nauce i podrabia podpisy na
usprawiedliwieniach. Kolejne próby poznania się z Beatrycze kończą się mniejszą
lub większą kompromitacją, a publiczność zrywa boki. Choć Leo jest klasowym
rozśmieszaczem, siedzi w ostatniej ławce, dogaduje, kontestuje, ma niewyparzony
język i jest meczący dla nauczycieli, to w tej jednej sprawie brak mu odwagi.
Chłopak żyje w swoim świecie, rodzice nie pojmują, o co chodzi, dlaczego maluje
swój pokój na czerwono, gdzie się włóczy całymi dniami, czemu jest opryskliwy, itd.
Są bezradni, jak to rodzice nastolatków.
Tymczasem w szkole pojawia się
nowy nauczyciel języka włoskiego, znajduje sposób na chłopaka, a sceny
konfrontacji między oboma są rewelacyjne. Rewelacyjny jest sam nauczyciel, z takich,
jakich wszyscy kiedyś chcieliśmy mieć. Nie obraża się, ale postanawia zawalczyć
o krnąbrnego ucznia. Ściąga go po lekcjach na ring bokserski, gdzie trenuje.
Podczas walki łatwiej wykrzyczeć z siebie, że osoba będąca przedmiotem
westchnień ostatnich miesięcy jest śmiertelnie chora. Leo jest załamany.
To się chyba nazywa spojler, więc
niż już wam więcej nie ujawnię. Tylko tyle, że od tej chwili zaczyna się ta
bardziej dramatyczna część filmu. Choroba i walka.
Biała jak mleko, czerwona jak
krew to film o młodzieńczej miłości, o oczarowaniu, zakochaniu, ale i o
przyjaźni, o poświęceniu, o tym, co ważne. Ja nie znam niestety innych filmów
tak dobrze przedstawiających piękno młodości, czasu trudnego, ale i
błogosławionego, pełnego pomysłów, energii, która góry przenosi ale i wątpienia
we własne siły, talenty. Nie jest łatwo mieć kilkanaście lat. Ktoś, kto
stworzył tę fabułę, musi młodych ludzi znać i ich lubić. To Alessandro
d’Avenia, autor książki, a prywatnie również nauczyciel.
Film świetnie pokazuje też, że
miłość to coś więcej niż zauroczenie, że się ją buduje, również na przyjaźni.
Nie ma długotrwałej miłości bez przyjaźni. Kolejna prawda doskonale unaoczniona
– młodzi potrzebują dorosłych, choć jasne, że kwestionują autorytet rodziców.
Dlatego oby mieli innych dorosłych-przyjaciół, nie rodziców, ale wujka, ciocię,
sąsiada, księdza, starszego brata, drużynowego, trenera etc., który zechce
porozmawiać, sam, z własnej inicjatywy, zwyczajnie, szczerze zainteresowany, co
taki Leo jeden czy drugi myśli, czym żyje, co go trapi.
Obudzić olbrzyma śpiącego w znudzonym
nastolatku. Oto sztuka!