czwartek, 12 kwietnia 2012

Jeszcze więcej filmów rodzinnych

Co ja zrobię, że ten wpis powinien był zostać opublikowany parę miesięcy temu, gdy za oknem siąpił deszcz albo trzymał trzaskający mróz, co sprzyjało rodzinnym wieczorom filmowym. A teraz? Teraz to trzeba iść na rower, pokazać dzieciom wiosnę. Chociaż póki co wiosna nas nie rozpieszcza, więc może jednak kilka filmów tylko z pozoru dla najmłodszej widowni.




Najpierw zupełny hit. Film „Iniemamocni” wyprodukowany przez studio Pixar to jeden z moich ulubionych filmów animowanych dla całej rodziny. Niezwykle inteligentny scenariusz, doskonałe, celne, dowcipne dialogi, i pierwszorzędny polski dubbing z Piotrem Fronczewskim i Dorotą Segdą na czele. Film jest swego rodzaju pastiszem kina akcji, z łatwością odnajdziemy tu wątki z Jamesa Bonda, Mission Impossible, Supermana i innych podobnych produkcji. Tym razem jednak bohaterem nie jest singiel i jego aktualna dziewczyna ale prawdziwa rodzina, ojciec, matka i trójka dzieci.
Cała familia obdarzona jest nadzwyczajnymi zdolnościami. Ojciec dysponuje niezwykłą siłą, powstrzymuje pędzące pociągi, walące się budynki a wyrwanie ogromnego drzewa z korzeniami to dla niego pestka. Mama to Elastyna, kobieta której kończyny mogą rozciągać się na nieprawdopodobną długość. I pociechy: znikająca (niewidzialna) córka, szybki jak światło synek i najmłodsze niemowlę o jeszcze niesprecyzowanej nadzwyczajnej specjalizacji.

Oglądaliśmy ten film całą rodziną już kilka razy i zawsze dobrze się bawimy. Jak na produkt kasowy ostatnich lat przystało dzieci są zadowolone bo jest kolorowo, akcja toczy się wartko, a dorośli śmieją się częściej, bo duża część dowcipów jest właśnie dla nich. Często w tego typu filmach te dowcipy ponad głowami najmłodszych (w amerykańskich recenzjach „jokes aimed over the heads of youngsters” często „vaguely sexual”) doprowadzone są do przesady, a seksualne podteksty pod dorosłych podkręca dodatkowo dyżurny polski tłumacz dialogów, nazwiska nie podam. Jegomość sam nie ma dzieci i w żaden sposób nie dostosowuje się do ich wrażliwości (można przecież podsłuchiwać w piaskownicy albo spędzić niedzielne popołudnie z dziećmi znajomych). W jednym z wywiadów przyznał się, że w ogóle mu to nie przeszkadza tłumaczyć dialogi w filmach przeznaczonych dla dzieci, gdyż sam dobrze się przy tym bawi a to jest przecież najważniejsze. Cóż, dajmy temu na razie spokój. W „Iniemamocnych” nie ma tego rodzaju przesady, dialogi są miejscami mięsiste jak to w filmach akcji ale nie przekraczają granicy przyzwoitości i dobrego smaku.

Kilka słów o fabule. Superbohaterowie w rodzaju supermanów różnej maści, spidermanów, Batmanów i im podobnych ratują ludzi, pociągi, wyłapują bandytów. Ale do czasu, aż niektórzy uratowani nie wytoczą im procesów sądowych. Ktoś chciał popełnić samobójstwo a superbohater wbrew jego woli go uratował, itd. Rząd USA nie ma już ochoty płacić odszkodowań, więc superbohaterowie muszą zawiesić swoje stroje w szafie, wtopić się w tłum i wieść życie zwyczajnych zjadaczy chleba. Taki los spotkał też rodzinę Imiemamocnych. Słynący z nadludzkiej siły pan Iniemamocny, zamiast zapobiegać katastrofom kolejowym i napadom na banki, codziennie udaje się do pracy jako urzędnik ubezpieczeniowy. Aż pewnego dnia zostaje zwerbowany do poważnej akcji, która odmieni jego samopoczucie ale narazi na śmiertelne niebezpieczeństwo całą rodzinę. Na szczęście w rodzinie siła i żona z dziećmi uwolni lekkomyślnego męża z opresji.

Film jest bardzo dynamiczny, śmieszny i pełen kapitalnych, autentycznych psychologicznie tekstów. Na przykład Iniemamocny mówi: „Mam już dość tego życia na niby”. Żona odpowiada: „Na niby? Ale my jesteśmy naprawdę, Twoja rodzina”. Czy to nie przypomina skowytu niejednego znużonego pracą głównego żywiciela rodziny?
Świetnie ukazane w filmie są motywy męskiej dumy, pragnień np. uznania w pracy, konieczności poczucia sensowności tego co się robi a z drugiej strony niespełnienia, narastającej frustracji i pogoni za przygodą. Na przeciwnym biegunie kobiecy pragmatyzm sprowadzający Iniemamocnego z bujania w obłokach do twardej rzeczywistości.

Mógłbym jeszcze długo, krótko podsumowując: świetna rozrywka rodzinna.

Kolejny świetny film animowany to „Odlot”. To z kolei historia staruszka, który całe życie marzył o wyprawie z żoną do Ameryki Południowej. Nie udało to się za jej życia, wdowiec postanawia więc wyruszyć, czy raczej wylecieć w podróż sam. Przez przypadek na pokład domu z balonami, robiącego za statek powietrzny, dostaje się mały skaut, który stanie się kompanem starca na dobre i złe. Starzec jest bardzo autentyczny, film niesie trochę prawdy o starości, która jest czasami zgorzkniała, pełna wspomnień i nieufności do współczesności. Widzimy jednak świetny wątek relacji między chłopcem a dziadkiem, z trudem rodzącą się sympatię, lojalność i przyjaźń. Sceny gdy bohater wspomina życie ze swoją żoną, patrzy na zdjęcia, przypomina sobie różne piękne i trudne chwile są po prostu ładne, budujące a nawet wzruszają. Zwyczajne życie z troskami, pełne małych wydarzeń i zmartwień ale i radości, przeżywane wspólnie, jest piękne. Ale to tylko klika reminiscencji. Poza tym akcja filmu toczy się wartko i uświadamiamy sobie, że oglądamy trzymający w napięciu film sensacyjny. Są i pojedynki, i nagłe zwroty akcji, groźnie szczekające gadające ludzkim głosem psy mogą przyśnić się najmłodszym widzom. Ostatecznie wszystko kończy się dobrze. „Odlot” to świetne kino familijne! Gorąco polecam.

Dla młodych widzów jeszcze jedna przyjemna animacja - „Rio”. Przyznaję zakupiłem przypadkowo, w promocji. A tu taki hit. Ulubiony film mojego najmłodszego syna a niektórymi dialogami dzieci mówiły przy stole. Na pierwszy rzut oka fabuła ryzykowna jak na film dla najmłodszych. Papuga samiec z Minnesoty jedzie do Brazylii aby połączyć się z papugą samicą i ocalić gatunek. A w Rio właśnie karnawał. Jednak produkcja jest zrobiona z wyczuciem, nie ma scen czy tekstów, których objaśnianie mogłoby być kłopotliwe. Owszem pojawia się opryszek w złotym bikini czy „kręcące tyłeczkiem” tancerki, co niektórzy rodzice mogą uznać jako krok w złym kierunku. Jednak całość broni się. Papugi zostają uwięzione przez handlarzy, potem uciekają, następnie znów są schwytane. Biedny główny bohater jako papuga-domator wychowany w klatce nie umie latać, czym utrudnia ucieczkę i przez co przeżywa osobiste rozterki. Mamy tu jednak i przyjaźń, i lojalność, i solidarność, pomaganie innym. Film jest niezwykle kolorowy, wypełniony motywami muzycznymi opartymi na brazylijskiej sambie. Na chwilę przenosimy się do Rio, widzimy je z lotu ptaka, jest pięknie (szczególnie gdy ogląda się w zimę). Nie brakuje oczywiście humoru a nawet scen wywołujących salwy śmiechu, jak te w których głównym bohaterem jest przemiły, ośliniony buldog. Jak najbardziej do obejrzenia z najmłodszymi.

I na koniec, trzecia część zekranizowanej trylogii C.S. Lewisa „Opowieści z Narni. Podróż Wędrowca do Świtu”. Świetny film przygodowy, trochę awanturniczy, marynistyczny, rycerski, trochę przypominający filmy z gatunku płaszcza i szpady. Jednocześnie fantastyczna baśń, tajemnicze krainy, chłopiec zamieniony w smoka. Chłopiec ten to kuzyn głównych bohaterów o imieniu Eustachy. W książce główny bohater, tu na początku raczej przyczyna komizmu, ale potem faktycznie bohater, który ratuje wyprawę. Świetnie ukazana jest ta postać, najpierw zmanierowanego, niegrzecznego chłopca, na którym jednak nikt nie stawia kreski. Przeciwnie film świetnie pokazuje, że każdy może się zmienić a serdeczności i zaufania nie można skąpić. Wątek ten może być świetnym przyczynkiem do rozmowy z dziećmi po filmie. Nie będę opowiadał fabuły. „Opowieści z Narni” to jazda obowiązkowa w kinie familijnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz