wtorek, 28 marca 2023

WYMAZYWANIE JANA PAWŁA II czyli jeden mały krok na drodze do ….


 

WYMAZYWANIE JANA PAWŁA II czyli jeden mały krok na drodze do ….

Obejrzałem i przeczytałem w przedostatni weekend, to co było do obejrzenia i przeczytania na temat, którym żyły media i polityka przez ostatnie dwa tygodnie, czyli w skrócie czy Karol Wojtyła tuszował pedofilię w Kościele, w związku z reportażem TVN24 „Franciszkańska 3” i książką holenderskiego dziennikarza, której tytułu przytaczać nie będę. Dlaczego zadałem sobie ten trud? Czy z ciekawości lub dlatego bo chciałem się przekonać sam, zweryfikować lub może dlatego, że poczułem się zaniepokojony bezlitosnym oskarżeniem kruszącym autorytet wielkiej postaci? Otóż nie! Bo cierpię nad nadmiar czasu? Nie, nie cierpię na nadmiar czasu (przeciwnie, dlatego dopiero po kolejnym pracowitym tygodniu w weekend to pisałem, a w czasie kolejnego ten tekst kończyłem, a teraz dopiero publikuję). Poświęciłem na to swój cenny czas, ponieważ natychmiast pojawiło się zamieszanie w wielu głowach (mam nadzieję, że już go jest mniej, gdyż wiele rzetelnych publikacji i głosów pojawiło się w przestrzeni medialnej). Obejrzałem i przeczytałem co nieco, ponieważ obiecałem, że tak zrobię, m.in. koledze w pracy, aby nie być gołosłownym, aby w kolejnej naszej rozmowie odnosić się do konkretów. Chętnie odniosę się do nich w każdej innej rozmowie, która się nadarzy. Teraz na tyle na ile się uda krótko, kilka uwag podsumowujących.

1)  1) Nie jestem historykiem, ani dziennikarzem, oni już na szybko popełnili wiele miażdżących dla tego materiału tekstów. I dobrze. Tylko kto je przeczyta i kiedy? Materiał już złapał zasięgi, „poszły konie po betonie”, sformułowania rzucone w eter zostały zapamiętane a na pewno główne przesłanie. Zamieszanie i kolejna gorąca dyskusja oraz podział społeczny spowodowany. Takie jest prawo mediów i prawo dezinformacji i manipulacji. Nawet jeśli dwudziestu profesorów usiądzie i zetrze intelektualnie w pył cały ten, pożal się Boże, reportaż „śledczy” i książkę tajemniczego dziennikarza z Holandii - to takie starcie w pył dotrze tylko do części osób, a nawet jeśli dotrze, poczucie „że coś musi być na rzeczy” pozostanie. Takie jest nieubłagane prawo przekazu medialnego. Taka jest też złota reguła operacji dezinformacyjnych.

2)   2) Film ma charakter manipulacyjny, muzyka jest jak z horroru, ksiądz przechadzający się w sutannie w jakichś zaroślach o zmroku ma wywoływać skojarzenie sutanna=pedofil, i sam tytuł. Tytuł jest po prostu bezczelny. Wszystko w tym filmie nastawione jest na prowokację. Chodziło o prowokację. Po co, dlaczego, na czyje zlecenie?

3)   3) Pedofilia jest złem, zło należy wypalać gorącym żelazem. W rozumieniu tego zjawiska i tego jak z nim walczyć obecnie jesteśmy bogatsi o doświadczenia ostatnich dwudziestu lat, o badania naukowe, o rozwój wiedzy psychiatrycznej i psychologicznej. Naczytałem się o tym dosyć. Działania Wojtyły były zgodne z ówczesną wiedzą i przyjętymi procedurami działania. Pisanie o „zamiataniu pod dywan”, tuszowaniu, o tym, że „wiedział i nic nie zrobił”, jest nadużyciem. „Materiał”, który tak pieczołowicie redaktorzy gromadzili nie daje podstaw do tak daleko idących twierdzeń. Tym bardziej do insynuacji, że Karol Wojtyła tolerował zło w Krakowie, dlatego patrzył na nie przez palce w całym Kościele. To lansowana ze wszech sił teza, która nie daje się obronić. Zamiast tego są insynuacje i jazgot.

4)  4) Mierzi mnie wylewanie krokodylich łez przez tych nagłych przyjaciół ludzi skrzywdzonych, tych pierwszych sprawiedliwych dokonujących moralnego zadośćuczynienia za krzywdy skrzywdzonych poprzez nagranie ich na kamerze i wysłuchanie przez pięć minut. Publicyści w filmie grzmią: nie wysłuchano ofiar, nie dano głosu ofiarom. Może i tak było. Myślę, że nie wiedziano do końca jak się zachować. Może z perspektywy obecnej wiedzy i doświadczenia, jak należy podchodzić do takich przypadków, moglibyśmy uznać, że reakcje wówczas były niewystarczające. Ale były. Podejmowano decyzje, jakie wydawały się wówczas właściwe i wystarczające. Nie pokazano nic co wskazywałoby na intencjonalne zaniechanie, a tym bardziej na działanie ze złej woli. Czy redaktorzy oczekiwaliby aby dwóch kurialistów pojechało do wioski w latach sześćdziesiątych i przeprowadzało wywiad z ofiarą? Po to aby cała wioska huczała zaraz od plotek, aby skomplikować ofierze życie jeszcze bardziej? Wtórna wiktymizacja. Takim sformułowaniem posługują się, ci którzy zabierali głos w dyskusjach związanych ze sprawą szczecińską, którzy skądinąd też głośno oskarżają Wojtyłę. Czy nie przyszło im na myśl, że to czego, abstrahując od realiów historycznych, tak zdecydowanie od tamtej rzeczywistości żądają, mogłoby właśnie być taką wtórną wiktymizacją wtedy. Podobno, tak wyczytałem w mądrych opracowaniach, w przestępstwach gwałtu, nawet na dorosłych, najtrudniejsza, najbardziej traumatyczna może okazać się świadomość, że inni wiedzą. To może traumatyzować nawet bardziej niż samo zdarzenie. I zostać na dłużej w człowieku skrzywdzonym. Dlatego przez długie lata prawo karne nie ścigało przestępstw gwałtu z urzędu a tylko na wniosek. Nie wiem czy słusznie z naszej obecnej perspektywy, jednak preferencja ofiary była najważniejsza. Sprawiedliwość wobec sprawcy za cenę dodatkowej dolegliwości psychicznej dla ofiary uważana była za wylanie dziecka z kąpielą. Tak było w kodeksie karnym do 2013 roku. Teraz wszystkie przestępstwa przeciwko wolności seksualnej ścigane są z urzędu. Tak czy inaczej: wracanie do traumatycznych przeżyć jest prawdopodobnie jeszcze większą traumą dla osoby małoletniej niż dorosłej. Zgodzimy się chyba, że odpowiedzialne podejmowanie tych zagadnień wymaga fachowej wiedzy teoretycznej i praktycznej, delikatności, a na pewno nie jazgotu w mediach społecznościowych w świetle fleszy, kamer i z publicznym rozgłosem. W zakrzykiwaniu, niby w imieniu ofiar, o oddanie im głosu, wyczuwam hipokryzję i de facto przedmiotowe tych ofiar traktowanie.

5)  5) Obserwuję całą tą sytuację jako zwyczajny obywatel, obserwator, ale też jako prawnik, którego uczono takich podstaw jak to, że istnieje coś takiego jak domniemanie niewinności, czyli że winę trzeba udowodnić, że udowadnia ten kto twierdzi a nie ten kto zaprzecza, że „audiatur et altera pars” czyli że zawsze należy wysłuchać obu stron, że wina jest indywidualna a nie zbiorowa itd., etc. Ten materiał i idąca za nim fala wulgarnych komentarzy w mediach społecznościowych nie respektuje żadnych tego typu staroświeckich zasad. Żadnych reguł. Hasło zostało zapodane, sfora brytanów ruszyła do ataku.

6)  6) Kolejna sprawa: komentatorzy biorący udział w filmie. Oprócz Tomasza Krzyżaka, dla którego szacunek po wsze czasy za rzetelność dziennikarską, co do pozostałych - było to po prostu haniebne. Samo wystąpienie w takim programie, jak i zuchwałe, pewne siebie sądy na podstawie nikłych przesłanek, wybiórczo skrojonego materiału. Duża dezynwoltura.

7)   7) Można mieć wrażenie, że ktoś tu tylko wykonywał zlecone zadanie. Panowie dostali „zlecenie na Wojtyłę” i najlepiej jak umieli, je zrealizowali. Nie z poczucia misji, ale zwyczajnie za pieniądze. Węszyli i szukali dwa lata, i tyle wszystkiego wywęszyli i wyszukali co mamy w filmie. Odgrzewane kotlety, cztery przypadki, w tym dwa dokładnie opisane kilka miesięcy wcześniej w Rzeczpospolitej, które właściwie przemawiają na rzecz biskupa Wojtyły, jeśli tylko odjąć grobową muzykę, głos z offu i tępe powtarzanie hasła „Wojtyła wiedział” a dodać trochę faktów z szybkiej kwerendy dokonanej w ciągu kilku dni przez kilku dziennikarzy, historyków i blogerów. Okoliczności pominiętych przez autorów jako niepasujących do zamówionej narracji. Trzeba było aż wynająć tajemniczego dziennikarza z Holandii do zadań specjalnych? Zgaduję, że nikt z Polski nie podjął się tego podłego i niewdzięcznego zadania.

8)  8) Przypomina to polowanie z nagonką… na Wojtyłę. Podręcznikowo rozpisane role: dziennikarz śledczy, drugi dziennikarz, tyle że zagraniczny, czołowy publicysta przezywający sam siebie katotalibem (bolesna sprawa, naprawdę trudno uwierzyć), i pierwszy raz na oczy widziana przez opinię publiczną „uczennica i przyjaciółka papieża”. Prawdziwi przyjaciele chyba z krzeseł pospadali jak to zobaczyli (ci nieliczni, którzy jeszcze żyją, inni przewracają się w grobach z wrażenia). Jak w ogóle ktoś młodszy o 42 lata może nazwać siebie przyjacielem czy przyjaciółką kogoś o tyle lat starszego. To jest drwina w żywe oczy. Katotalib w wywiadzie z przyjaciółką w radiu nazywa ją tak kilka razy w ciągu dwudziestu kilku minut. Chyba po to aby się nam utrwaliło. Ona niespójnie i mgliście opowiada o tej domniemanej przyjaźni ale tak aby wywołać wrażenie, że uczennicą i przyjaciółką jednak była, że jakieś listy wymieniała, jakiejś konfidencji doświadczała. Żenujące. I ciemny lud miał to kupić? Naprawdę ten scenariusz musiał kroić ktoś z zagranicy, mający nas Polaków za skończonych tumanów, potomków chłopów pańszczyźnianych albo jakiś zatrzymany w rozwoju emerytowany pracownik IV departamentu SB. To jest tak toporne, że wierzyć się nie chce. Ledwo dotrwałem do końca. Jednak tak działa propaganda, musi być topornie, prosto, łopatologicznie, po to właśnie aby się utrwaliło, aby każdy idiota mógł zrozumieć, co się do niego mówi. Dlatego w filmie powtarzane są jak mantra słowa „wiedział”. 

9)    9) Kolejne pytanie: czy to atak na Polskę? Czy to sprawa polityczna? Czy przeciwnie, to tylko szczere szukanie sprawiedliwości i prawdy? Oczywiście, nawet jeśli przyjąć, że nie intencjonalnie, jest to uderzenie w naszą wspólnotę narodową, nie tylko w Polskę ale i właściwie szerzej: w kraje Europy Środkowej, gdzie komunizm upadł, również z pomocą Wojtyły. Kto tego nie rozumie, trudno, nie da się w skrócie wytłumaczyć.

1    10) Czy PIS, PSL i Konfederacja upolityczniły temat, przyjmując uchwałę o ochronie dobrego imienia Jana Pawła II? No chyba nie oni zaczęli tę historię. Ci zachowali się jak trzeba. Jak Polacy powinni, bez względu na to czy są wierzący czy nie. Niestety w imię ideologii, uprzedzeń, zajadłości natychmiast janczarzy ideologii lewicowych ruszyli do ataku: „Konieczna jest zmiana, likwidacja, odejście od symboli związanych z Janem Pawłem II” napisała jedna z posłanek.

     11) Cel „reportażu” jest wyłożony wprost przez „przyjaciółkę” w ostatnich minutach (jednak warto było dotrwać do końca). Dramatycznym tonem zadaje ona tam pytanie: „Jak my jako ludzie wierzący, jeszcze wierzący, sobie z takim obrazem Kościoła, który do nas dociera, poradzimy? Czy w ogóle jest to możliwe?” Wydaje mi się, że to jest właśnie sedno. O to właśnie w tym wszystkim chodzi. O rozbicie mentalne, psychiczne katolików. O zniechęcenie do pracy, do działalności, do czytania Jana Pawła II, do czegokolwiek. O utratę zaufania do Kościoła, o ustawienie świeckich w kontrze do Kościoła hierarchicznego. O podział, o ferment, o niepokój. A jeśli nie o to chodzi, to taki jest efekt, może i uboczny. „Jeszcze wierzący”, zapamiętajcie, to jest cel. Jak najmniej „jeszcze wierzących”.

1  12) Jednak chodzi o coś jeszcze, o paraliż działalności duszpasterskiej z młodzieżą. O zaszczucie kapłanów, którym się chce, którzy są przejęci swoją misją. W jednej z warszawskich parafii proboszcz postawił sprawę jasno: nie będzie tu ministrantów, nie potrzebujemy kłopotów. Komu będzie się chciało organizować i jechać na oazy? Organizować grupy modlitewne lub inne? Czuwania wieczorne, katechezy, pielgrzymki, obozy letnie, kolonie dla biednych dzieci? Nie wystarczy, że hołota osiedlowa woła za księdzem przechodzącym w sutannie „pedofil”? Trzeba jeszcze dodatkowych nieprzyjemności?

13  13)  Ja przesłuchałem jeszcze kilka programów z katotalibem i przyjaciółką, bo jedna czy druga osoba z Was zalinkowała mi to czy owo. Zmusiłem się do tego. I więcej już chyba tego nie zrobię. Wolę już kupić „Nie” Urbana albo „Fakty i mity”. Oni są przynajmniej uczciwi intelektualnie, nie udają, że bronią gdy bez pardonu atakują. Wolę już Heroda niż Judasza. Taki mamy klimat.

14  14) I jeszcze jedna myśl na koniec. Przechodzenie zbyt szybkie środowisk katolickich do dywagacji i dyskusji o różnicy między pokoleniami: tymi, którzy znali Jana Pawła II i tymi, którzy urodzili się za późno. O tym, czym jest świętość, że nie oznacza bezbłędności. O tym, że gdyby Kościół otworzył archiwa, albo zrobił lustrację, albo to i owo. Że pomniki brzydkie, że kremówki, że memy. Owszem są i bywają zaniedbania, i nie wszystkie pomniki są przepiękne. Ale w tej sprawie, jak w każdej innej, trzymajmy się faktów i danej sprawy a nie przechodźmy zbyt beztrosko do generalizacji, ekstrapolacji, filozofowania i tym podobnych pułapek. Czy naprawdę musimy tańczyć i śpiewać do cudzej muzyki? Czy musimy ścigać się, by wygrać w castingu na ostatnich naiwnych? Rozmawiajmy o nowej ewangelizacji, o ideach Jezusa Chrystusa, ich wpływie lub braku wpływu na ludzi i społeczeństwa, o odpowiedzi na współczesne wyzwania w świetle zasad wyłożonych w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Kłóćmy się o prawdę o człowieku, o jego powołaniu, przeznaczeniu, sensie życia, o tym co jest godne a co niegodne człowieka, o tym jak należy żyć, jak warto żyć, jak pozostać wolnym, o zasady. Zastawiajmy się, co sam Bóg miałby do powiedzenia, jaka byłaby jego odpowiedź.

Śpieszmy się. O Nim też może pojawić się wkrótce materiał śledczy, do końca kompromitujący postać Jeszuy z Nazaretu.

Wymazywanie Jana Pawła II to jeszcze jeden mały krok na drodze do …. anihilacji chrześcijaństwa.