WYMAZYWANIE JANA
PAWŁA II czyli jeden mały krok na drodze do ….
Obejrzałem i przeczytałem w przedostatni
weekend, to co było do obejrzenia i przeczytania na temat, którym żyły media i
polityka przez ostatnie dwa tygodnie, czyli w skrócie czy Karol Wojtyła
tuszował pedofilię w Kościele, w związku z reportażem TVN24 „Franciszkańska 3”
i książką holenderskiego dziennikarza, której tytułu przytaczać nie będę. Dlaczego
zadałem sobie ten trud? Czy z ciekawości lub dlatego bo chciałem się przekonać
sam, zweryfikować lub może dlatego, że poczułem się zaniepokojony bezlitosnym oskarżeniem
kruszącym autorytet wielkiej postaci? Otóż nie! Bo cierpię nad nadmiar czasu? Nie,
nie cierpię na nadmiar czasu (przeciwnie, dlatego dopiero po kolejnym
pracowitym tygodniu w weekend to pisałem, a w czasie kolejnego ten tekst kończyłem,
a teraz dopiero publikuję). Poświęciłem na to swój cenny czas, ponieważ
natychmiast pojawiło się zamieszanie w wielu głowach (mam nadzieję, że już go jest
mniej, gdyż wiele rzetelnych publikacji i głosów pojawiło się w przestrzeni
medialnej). Obejrzałem i przeczytałem co nieco, ponieważ obiecałem, że tak
zrobię, m.in. koledze w pracy, aby nie być gołosłownym, aby w kolejnej naszej rozmowie
odnosić się do konkretów. Chętnie odniosę się do nich w każdej innej rozmowie,
która się nadarzy. Teraz na tyle na ile się uda krótko, kilka uwag
podsumowujących.
1) 1) Nie
jestem historykiem, ani dziennikarzem, oni już na szybko popełnili wiele
miażdżących dla tego materiału tekstów. I dobrze. Tylko kto je przeczyta i
kiedy? Materiał już złapał zasięgi, „poszły konie po betonie”, sformułowania rzucone
w eter zostały zapamiętane a na pewno główne przesłanie. Zamieszanie i kolejna
gorąca dyskusja oraz podział społeczny spowodowany. Takie jest prawo mediów i
prawo dezinformacji i manipulacji. Nawet jeśli dwudziestu profesorów usiądzie i
zetrze intelektualnie w pył cały ten, pożal się Boże, reportaż „śledczy” i
książkę tajemniczego dziennikarza z Holandii - to takie starcie w pył dotrze
tylko do części osób, a nawet jeśli dotrze, poczucie „że coś musi być na rzeczy”
pozostanie. Takie jest nieubłagane prawo przekazu medialnego. Taka jest też
złota reguła operacji dezinformacyjnych.
2) 2) Film
ma charakter manipulacyjny, muzyka jest jak z horroru, ksiądz przechadzający
się w sutannie w jakichś zaroślach o zmroku ma wywoływać skojarzenie
sutanna=pedofil, i sam tytuł. Tytuł jest po prostu bezczelny. Wszystko w tym
filmie nastawione jest na prowokację. Chodziło o prowokację. Po co, dlaczego,
na czyje zlecenie?
3) 3) Pedofilia
jest złem, zło należy wypalać gorącym żelazem. W rozumieniu tego zjawiska i tego
jak z nim walczyć obecnie jesteśmy bogatsi o doświadczenia ostatnich dwudziestu
lat, o badania naukowe, o rozwój wiedzy psychiatrycznej i psychologicznej. Naczytałem
się o tym dosyć. Działania Wojtyły były zgodne z ówczesną wiedzą i przyjętymi
procedurami działania. Pisanie o „zamiataniu pod dywan”, tuszowaniu, o tym, że „wiedział
i nic nie zrobił”, jest nadużyciem. „Materiał”, który tak pieczołowicie
redaktorzy gromadzili nie daje podstaw do tak daleko idących twierdzeń. Tym
bardziej do insynuacji, że Karol Wojtyła tolerował zło w Krakowie, dlatego patrzył
na nie przez palce w całym Kościele. To lansowana ze wszech sił teza, która nie
daje się obronić. Zamiast tego są insynuacje i jazgot.
4) 4) Mierzi
mnie wylewanie krokodylich łez przez tych nagłych przyjaciół ludzi
skrzywdzonych, tych pierwszych sprawiedliwych dokonujących moralnego
zadośćuczynienia za krzywdy skrzywdzonych poprzez nagranie ich na kamerze i
wysłuchanie przez pięć minut. Publicyści w filmie grzmią: nie wysłuchano ofiar,
nie dano głosu ofiarom. Może i tak było. Myślę, że nie wiedziano do końca jak
się zachować. Może z perspektywy obecnej wiedzy i doświadczenia, jak należy podchodzić
do takich przypadków, moglibyśmy uznać, że reakcje wówczas były niewystarczające.
Ale były. Podejmowano decyzje, jakie wydawały się wówczas właściwe i wystarczające.
Nie pokazano nic co wskazywałoby na intencjonalne zaniechanie, a tym bardziej na
działanie ze złej woli. Czy redaktorzy oczekiwaliby aby dwóch kurialistów
pojechało do wioski w latach sześćdziesiątych i przeprowadzało wywiad z ofiarą?
Po to aby cała wioska huczała zaraz od plotek, aby skomplikować ofierze życie
jeszcze bardziej? Wtórna wiktymizacja. Takim sformułowaniem posługują się, ci
którzy zabierali głos w dyskusjach związanych ze sprawą szczecińską, którzy skądinąd
też głośno oskarżają Wojtyłę. Czy nie przyszło im na myśl, że to czego, abstrahując
od realiów historycznych, tak zdecydowanie od tamtej rzeczywistości żądają,
mogłoby właśnie być taką wtórną wiktymizacją wtedy. Podobno, tak wyczytałem w mądrych
opracowaniach, w przestępstwach gwałtu, nawet na dorosłych, najtrudniejsza,
najbardziej traumatyczna może okazać się świadomość, że inni wiedzą. To może traumatyzować
nawet bardziej niż samo zdarzenie. I zostać na dłużej w człowieku skrzywdzonym.
Dlatego przez długie lata prawo karne nie ścigało przestępstw gwałtu z urzędu a
tylko na wniosek. Nie wiem czy słusznie z naszej obecnej perspektywy, jednak preferencja
ofiary była najważniejsza. Sprawiedliwość wobec sprawcy za cenę dodatkowej
dolegliwości psychicznej dla ofiary uważana była za wylanie dziecka z kąpielą. Tak
było w kodeksie karnym do 2013 roku. Teraz wszystkie przestępstwa przeciwko
wolności seksualnej ścigane są z urzędu. Tak czy inaczej: wracanie do
traumatycznych przeżyć jest prawdopodobnie jeszcze większą traumą dla osoby
małoletniej niż dorosłej. Zgodzimy się chyba, że odpowiedzialne podejmowanie
tych zagadnień wymaga fachowej wiedzy teoretycznej i praktycznej, delikatności,
a na pewno nie jazgotu w mediach społecznościowych w świetle fleszy, kamer i z publicznym
rozgłosem. W zakrzykiwaniu, niby w imieniu ofiar, o oddanie im głosu, wyczuwam
hipokryzję i de facto przedmiotowe tych ofiar traktowanie.
5) 5) Obserwuję
całą tą sytuację jako zwyczajny obywatel, obserwator, ale też jako prawnik,
którego uczono takich podstaw jak to, że istnieje coś takiego jak domniemanie
niewinności, czyli że winę trzeba udowodnić, że udowadnia ten kto twierdzi a
nie ten kto zaprzecza, że „audiatur et altera pars” czyli że zawsze należy
wysłuchać obu stron, że wina jest indywidualna a nie zbiorowa itd., etc. Ten
materiał i idąca za nim fala wulgarnych komentarzy w mediach społecznościowych nie
respektuje żadnych tego typu staroświeckich zasad. Żadnych reguł. Hasło zostało
zapodane, sfora brytanów ruszyła do ataku.
6) 6) Kolejna
sprawa: komentatorzy biorący udział w filmie. Oprócz Tomasza Krzyżaka, dla
którego szacunek po wsze czasy za rzetelność dziennikarską, co do pozostałych -
było to po prostu haniebne. Samo wystąpienie w takim programie, jak i zuchwałe,
pewne siebie sądy na podstawie nikłych przesłanek, wybiórczo skrojonego
materiału. Duża dezynwoltura.
7) 7) Można
mieć wrażenie, że ktoś tu tylko wykonywał zlecone zadanie. Panowie dostali
„zlecenie na Wojtyłę” i najlepiej jak umieli, je zrealizowali. Nie z poczucia
misji, ale zwyczajnie za pieniądze. Węszyli i szukali dwa lata, i tyle
wszystkiego wywęszyli i wyszukali co mamy w filmie. Odgrzewane kotlety, cztery
przypadki, w tym dwa dokładnie opisane kilka miesięcy wcześniej w Rzeczpospolitej,
które właściwie przemawiają na rzecz biskupa Wojtyły, jeśli tylko odjąć grobową
muzykę, głos z offu i tępe powtarzanie hasła „Wojtyła wiedział” a dodać trochę
faktów z szybkiej kwerendy dokonanej w ciągu kilku dni przez kilku
dziennikarzy, historyków i blogerów. Okoliczności pominiętych przez autorów
jako niepasujących do zamówionej narracji. Trzeba było aż wynająć tajemniczego
dziennikarza z Holandii do zadań specjalnych? Zgaduję, że nikt z Polski nie
podjął się tego podłego i niewdzięcznego zadania.
8) 8) Przypomina
to polowanie z nagonką… na Wojtyłę. Podręcznikowo rozpisane role: dziennikarz
śledczy, drugi dziennikarz, tyle że zagraniczny, czołowy publicysta
przezywający sam siebie katotalibem (bolesna sprawa, naprawdę trudno uwierzyć), i
pierwszy raz na oczy widziana przez opinię publiczną „uczennica i przyjaciółka
papieża”. Prawdziwi przyjaciele chyba z krzeseł pospadali jak to zobaczyli (ci
nieliczni, którzy jeszcze żyją, inni przewracają się w grobach z wrażenia). Jak
w ogóle ktoś młodszy o 42 lata może nazwać siebie przyjacielem czy przyjaciółką
kogoś o tyle lat starszego. To jest drwina w żywe oczy. Katotalib w wywiadzie z
przyjaciółką w radiu nazywa ją tak kilka razy w ciągu dwudziestu kilku minut. Chyba
po to aby się nam utrwaliło. Ona niespójnie i mgliście opowiada o tej
domniemanej przyjaźni ale tak aby wywołać wrażenie, że uczennicą i przyjaciółką
jednak była, że jakieś listy wymieniała, jakiejś konfidencji doświadczała. Żenujące.
I ciemny lud miał to kupić? Naprawdę ten scenariusz musiał kroić ktoś z
zagranicy, mający nas Polaków za skończonych tumanów, potomków chłopów
pańszczyźnianych albo jakiś zatrzymany w rozwoju emerytowany pracownik IV
departamentu SB. To jest tak toporne, że wierzyć się nie chce. Ledwo dotrwałem
do końca. Jednak tak działa propaganda, musi być topornie, prosto, łopatologicznie,
po to właśnie aby się utrwaliło, aby każdy idiota mógł zrozumieć, co się do niego
mówi. Dlatego w filmie powtarzane są jak mantra słowa „wiedział”.
9) 9) Kolejne
pytanie: czy to atak na Polskę? Czy to sprawa polityczna? Czy przeciwnie, to tylko
szczere szukanie sprawiedliwości i prawdy? Oczywiście, nawet jeśli przyjąć, że
nie intencjonalnie, jest to uderzenie w naszą wspólnotę narodową, nie tylko w
Polskę ale i właściwie szerzej: w kraje Europy Środkowej, gdzie komunizm upadł,
również z pomocą Wojtyły. Kto tego nie rozumie, trudno, nie da się w skrócie wytłumaczyć.
1 10) Czy
PIS, PSL i Konfederacja upolityczniły temat, przyjmując uchwałę o ochronie dobrego
imienia Jana Pawła II? No chyba nie oni zaczęli tę historię. Ci zachowali się
jak trzeba. Jak Polacy powinni, bez względu na to czy są wierzący czy nie.
Niestety w imię ideologii, uprzedzeń, zajadłości natychmiast janczarzy
ideologii lewicowych ruszyli do ataku: „Konieczna jest zmiana, likwidacja, odejście od
symboli związanych z Janem Pawłem II” napisała jedna z posłanek.
11) Cel
„reportażu” jest wyłożony wprost przez „przyjaciółkę” w ostatnich minutach
(jednak warto było dotrwać do końca). Dramatycznym tonem zadaje ona tam
pytanie: „Jak my jako ludzie wierzący, jeszcze wierzący, sobie z takim
obrazem Kościoła, który do nas dociera, poradzimy? Czy w ogóle jest to
możliwe?” Wydaje mi się, że to jest właśnie sedno. O to właśnie w tym wszystkim
chodzi. O rozbicie mentalne, psychiczne katolików. O zniechęcenie do pracy, do
działalności, do czytania Jana Pawła II, do czegokolwiek. O utratę zaufania do
Kościoła, o ustawienie świeckich w kontrze do Kościoła hierarchicznego. O
podział, o ferment, o niepokój. A jeśli nie o to chodzi, to taki jest efekt,
może i uboczny. „Jeszcze wierzący”, zapamiętajcie, to jest cel. Jak najmniej „jeszcze
wierzących”.
1 12) Jednak
chodzi o coś jeszcze, o paraliż działalności duszpasterskiej z młodzieżą. O
zaszczucie kapłanów, którym się chce, którzy są przejęci swoją misją. W jednej
z warszawskich parafii proboszcz postawił sprawę jasno: nie będzie tu
ministrantów, nie potrzebujemy kłopotów. Komu będzie się chciało organizować i
jechać na oazy? Organizować grupy modlitewne lub inne? Czuwania wieczorne,
katechezy, pielgrzymki, obozy letnie, kolonie dla biednych dzieci? Nie
wystarczy, że hołota osiedlowa woła za księdzem przechodzącym w sutannie
„pedofil”? Trzeba jeszcze dodatkowych nieprzyjemności?
13 13) Ja
przesłuchałem jeszcze kilka programów z katotalibem i przyjaciółką, bo jedna
czy druga osoba z Was zalinkowała mi to czy owo. Zmusiłem się do tego. I więcej
już chyba tego nie zrobię. Wolę już kupić „Nie” Urbana albo „Fakty i mity”. Oni
są przynajmniej uczciwi intelektualnie, nie udają, że bronią gdy bez pardonu
atakują. Wolę już Heroda niż Judasza. Taki mamy klimat.
14 14) I
jeszcze jedna myśl na koniec. Przechodzenie zbyt szybkie środowisk katolickich
do dywagacji i dyskusji o różnicy między pokoleniami: tymi, którzy znali Jana
Pawła II i tymi, którzy urodzili się za późno. O tym, czym jest świętość, że
nie oznacza bezbłędności. O tym, że gdyby Kościół otworzył archiwa, albo zrobił
lustrację, albo to i owo. Że pomniki brzydkie, że kremówki, że memy. Owszem są
i bywają zaniedbania, i nie wszystkie pomniki są przepiękne. Ale w tej sprawie,
jak w każdej innej, trzymajmy się faktów i danej sprawy a nie przechodźmy zbyt
beztrosko do generalizacji, ekstrapolacji, filozofowania i tym podobnych
pułapek. Czy naprawdę musimy tańczyć i śpiewać do cudzej muzyki? Czy musimy
ścigać się, by wygrać w castingu na ostatnich naiwnych? Rozmawiajmy o nowej
ewangelizacji, o ideach Jezusa Chrystusa, ich wpływie lub braku wpływu na ludzi
i społeczeństwa, o odpowiedzi na współczesne wyzwania w świetle zasad wyłożonych
w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Kłóćmy się o prawdę o człowieku, o jego
powołaniu, przeznaczeniu, sensie życia, o tym co jest godne a co niegodne
człowieka, o tym jak należy żyć, jak warto żyć, jak pozostać wolnym, o zasady.
Zastawiajmy się, co sam Bóg miałby do powiedzenia, jaka byłaby jego odpowiedź.
Śpieszmy się. O Nim też może pojawić się wkrótce materiał śledczy, do końca kompromitujący postać Jeszuy z Nazaretu.
Wymazywanie Jana Pawła II to jeszcze jeden mały krok na drodze do …. anihilacji chrześcijaństwa.