piątek, 21 grudnia 2012

Warszawa nie oddaje pola Krakusom

Wielokrotnie chwaliłem tutaj i w wielu rozmowach krakowskie Pressje. Ale i w Warszawie młodzi intelektualiści myślą w sposób przenikliwy. Poniżej fragment tekstu Michała Łuczewskiego, który przeczytałem w Plusie Minusie, a który na szczęście znajduje się w trochę innej wersji w sieci na portalu Rebelya

Nie mogę sobie odmówić przytoczenia obszernego fragmentu (podkreślenia moje):
"Kiedy Palikot zrezygnował z tworzenia „pokolenia JP2”, zrezygnował tym samym z bycia ojcem. Odtąd jego działalność polegała nie na stanowieniu i ochronie prawa, ale na transgresji, permisywności, burzeniu tabu, zaspokajaniu egoizmu, najniższych, nieświadomych popędów. Poważniejszy problem polega jednak na tym, że wzór ojca, który upowszechnił, jest charakterystyczny dla wszystkich politycznych przywódców. Nie wymagają oni od młodych niczego, bo nie wymagają niczego od siebie. Zapadają na chorobę filipińską i uganiają się za Izabel. Folgując sobie i pozwalając na wszystko, uczą jedynie bezradności.

Kapelusz Freuda

Dawno temu w pewnym morawskim miasteczku ojciec Zygmunta Freuda został brutalnie zaatakowany. Ktoś wrzeszcząc ,,zejdź z chodnika, Żydzie!” strącił mu nowy, futrzany kapelusz z głowy. Ale ojciec nic nie odpowiedział, zszedł tylko na ulicę, podniósł kapelusz i poszedł dalej. Tak nie zachowuje się ojciec, który chce, żeby jego syn stał się mężczyzną. Zamiast być z niego dumnym, Freud musiał się wstydzić. Zamiast być przez niego chronionym, sam próbował go chronić w powracających fantazjach o zemście.

Podobnie muszą czuć się dziś młodzi, patrząc na polskich polityków, którzy swoją słabość przenieśli na wszystkie struktury państwa.

Kiedy w czasie protestów przeciw ACTA hakerzy, których „jest legion”, wysadzili w powietrze najważniejsze rządowe strony, państwo polskie tłumaczyło ustami swojego rzecznika, że nic się nie stało. To tylko skutek wzmożonego zainteresowania witrynami rządowymi. Jawny atak na rząd został przedstawiony jako bez mała akt łaski i miłości. Nie jest to wcale wyjątkowa reakcja, lecz raczej ukryta zasada, która kieruje działaniami funkcjonariuszy państwa. Po raz pierwszy ujawniła się ona po katastrofie smoleńskiej. Teraz widać jak na dłoni: Polskie państwo zostało oszukane przez bezwzględnego gracza, nie ojca, ale tyrana – zniszczono najważniejsze dowody katastrofy, nie oddano skrzynek ani wraku, sfałszowano raporty, zamieniono ciała, wkładając w nie śmiecie i odpadki. Rząd nie umiał odpowiedzieć na tę jawną agresję i jedyne, co potrafił zrobić, to zebrać z ziemi zmasakrowane ciała zabitych. Ale nawet tego – jak wiemy – nie potrafił zrobić dobrze. Co więcej, jawny atak na podmiotowość Polski został przez rząd przedstawiony jako wynik zacieśniającej się współpracy i przyjaźni z Rosjanami. Państwo nie tylko nie broniło się przed agresorem i nie broniło przed nim ofiar, ale stawało po jego stronie i razem z nim atakowało ofiary, przypisując im winę za katastrofę. To działanie przywodzi na myśl scenki opisywane przez etologów, gdy zaatakowany ptak nie odpowiada na przemoc, lecz swoją agresję kieruje na przypadkowy przedmiot. Tak jednak mogą zachowywać się zwierzęta, a nie ojciec, który ma uczyć synów, na czym polega honor.

W obliczu całkowitego i publicznego upadku autorytetu polskiego państwa młodzi musieli poczuć, że nie mogą się przeciw niemu buntować. Nie można przecież atakować kogoś, kto pozbawiony jest godności. Od poniżonego ojca należy odwrócić taktownie wzrok. I na pewno nie należy pozwolić na to, by był dalej poniżany. Dlatego też młodzi nie obracali się przeciw prawdziwym agresorom, lecz przeciw tym, którzy ojcu wytykali słabość. Działali tak, jakby chcieli pomóc państwu, żeby z godnością mogło nieść swój pomięty kapelusz."

Mam wrażenie, że mimo przeróżnych książek, do których chcący znajdą dostęp, warsztatów, etc. jeszcze niewiele rozumiemy z tego, jaka winna naprawdę być postawa ojcowska w życiu, w pracy, w działaniu, na każdym polu. Brak postawy ojca ma nieubłagane skutki społeczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz