niedziela, 28 lipca 2024

Karczemne bachanalia na otwarciu Olimpiady w Paryżu


Karczemne bachanalia na otwarciu Olimpiady w Paryżu

Oglądałem w piątek wieczorem długi fragment ceremonii otwarcia Igrzysk Olimpijskich. Wielki show, performance, w którym bierze udział całe miasto ze swoimi monumentalnymi zabytkami. Ekscentrycznie, oryginalnie, kolorowo, z dopracowaniem detali - to mogli wymyślić tylko Francuzi. Gdy operator przedstawiał widok z drona, pomyślałem – „ależ to jest jednak wspaniałe miasto”! I te niezliczone barki, łódki, łodzie, z olimpijczykami różnych nieznanych nam krajów na pokładzie, co za świetny pomysł! Nieco zakłócany przez czasem zbyt intensywny deszcz. Wprzęgnięcie orkiestry gwardyjskiej z mundurach w wykonanie popowej piosenki z tancerkami wijącymi się w sensualnym tańcu, hm, ciekawe, zaskakujące, trochę w stronę Monthy Pytona, ale jeszcze powiedzmy w porządku. Ale scena ze śpiewającą głową Marii Antoniny, z budynkiem spowitym dymem w kolorze purpury, złowrogo przypominającym morze wylanej krwi, podczas gdy postać zgilotynowanej królowej sklonowana, by stać w co drugim oknie, wesoło sobie śpiewa wymachując tą ściętą głową, bardzo teatralne, zaskakujące ale to już raczej niesmak, Monthy Pyton do kwadratu, zabawianie się tematem terroru, okrucieństwa. To wydało mi się powiedzmy co najmniej kontrowersyjne. A scena z trójką studentów, podszyta erotycznym pożądaniem, niesmaczna, wulgarna, coś co nie powinno mieć miejsca w takim miejscu, w takim momencie. Nachalna propaganda agendy LGBTQ etc.

Kiedy rano otworzyłem fejsbuka (cóż, tak właśnie było), wyskoczyła mi natychmiast krótka rolka z bp Barronem mówiącym o „mockery” z chrześcijaństwa podczas ceremonii otwarcia igrzysk, zerknąłem na twittera – i dopiero dowiedziałem się, co się wydarzyło. Nie musiałem tym razem sam mierzyć się ze swoimi absmakami i niesmakami, jak co do części, którą obejrzałem wcześniej, inni dokonali interpretacji i wyciągnęli wnioski za mnie. Nie mylili się.

To wszystko co mogłoby uchodzić za drapieżną wizję artysty, reżysera, było niewątpliwie zamierzone. Dlatego został przecież wybrany do tego zadania. Nie mogło być inaczej. Miało być transgresyjnie, i było, miało być danie prztyczka w nos i gnębienie tych niedobitków chrześcijan, i było, jednak przede wszystkich miała to być chwała dla rewolucyjnej i post-rewolucyjnej Francji. Francji opanowanej przez spiskowców i ich potomków, uczestników różnych tajnych stowarzyszeń, którzy doprowadzili do rewolucji, ścięcia swojego króla, królowej, i jeszcze kilkudziesięciu tysięcy osób. Którzy utopili Francję w morzu krwi, splądrowali, zniszczyli i rozkradli tysiące kościołów, zakonów, zniszczyli co się tylko dało zniszczyć aby budować nowe. Już bez Boga. I pilnie tego strzegą. Nie ma wolności dla wrogów wolności, i to my określamy, kto tym wrogiem jest. Czyż nie tak jest?

Dla największych niedowiarków chyba stało się zupełnie jasne, że duch rewolucji francuskiej, jest cały czas obecny we współczesnej Francji, ba, w całym świecie, uosabiany m.in. przez rządzących, Macrona i innych. Co oni proponują? Widzieliśmy sami: transgresję, wielkie bunga-bunga i brutalność wobec opornych. Nie taniec na Titanicu, ale orgię na Titanicu.

Dalekie od komunizmu? (To nasz wątek polski, żenujące zawieszenie legendy sportowego dziennikarstwa Przemysława Babiarza, bo czyżby jakiś nadgorliwy pryszczaty adept panującej ideologii chciał się podlizać?) To przecież dokładnie te same podstawy, piękne słowa, idee, o świecie bez granic, pokoju, wolności, równości, braterstwie a potem są równi i równiejsi, jest terror i morze krwi. Komunizm kojarzy się z wersją wschodnią, siermiężną, w gumofilcach i kufajkach z Syberii. Dlatego to marzenie na Zachodzie wciąż jest żywe, nie o tym komunizmie zrealizowanym już na Wschodzie na sposób wschodni, przaśny, ale o takim bardziej nowoczesnym, ładniej opakowanym, sterylnym, jak o tym można posłuchać w piosence „Imagine” albo poczytać u tych, którzy pouczają nas z pokładów prywatnych odrzutowców, że „nie będziemy mieć nic i będziemy szczęśliwi” a sztuczne mięso będzie smakować prawie tak jak prawdziwe.

Światem kierują albo chcą nim kierować szaleńcy. Kiedyś oglądaliśmy takich szaleńców w starych filmach z Jamesem Bondem: facet ze złotym zębem, szalony miliarder z siedzibą w jakiejś skalnej grocie na bezludnej wyspie…. Teraz stoją na czele rządów, korporacji, operują miliardami i chcą urządzać dla nas świat na nowo.

To co widzieliśmy w Paryżu nie jest żadnym przełomem. To dzieje się na co dzień, ta wizja jest wdrażana od lat. Mieliśmy niedawno wprost satanistyczny performance na Eurowizji i wiele innych przegięć, których nie powinno być z sferze publicznej. Po prostu tym razem była wielka widownia, i o to oczywiście też chodziło. Może dzięki temu zrozumiemy wszyscy, że to nie jest myzianie, że to jest wojna ideowa. Że po tamtej stronie są ludzie nie mający nic sensownego do zaproponowania, z wizją z piekła rodem, której realizacja powoduje, że Europa powoli ale konsekwentnie umiera. Ten rak toczy Francję ale i cały stary kontynent (już w dosłownym tego słowa znaczeniu stary) od lat i pokoleń. Ostatnie wybory koalicja Macrona i skrajnej lewicy wygrała we Francji już tylko dzięki głosom muzułmanów. Macron i odważni twórcy ceremonii otwarcia igrzysk wiedzą, że ich świętości szargać nie wolno.

Co my na to wszystko? Teraz trwa wielka imba w mediach społecznościowych. Wzmożenie: komentujemy, lajkujemy, udostępniamy. Marion Marechal, siostrzenica Marine le Pen wrzuciła w media społecznościowe twit, że to nie jest Francja, że to szaleństwo skrajnej lewicy. Fajnie, wiele milionów wyświetleń. Rod Dreher skomentował to z kolei tak, że i co z tego, skoro ta prawdziwa Francja nie zrobi z tym nic. I ona ma rację, i on - najpewniej - ma rację,

Czy my coś możemy zrobić? Dzisiaj natrafiłem w Piśmie na fragment Mateusza rozdział 24, gdzie uderzyły mnie słowa: „ponieważ wzmoże się nieprawość, oziębnie miłość wielu”. Jeśli wzmoże się nieprawość, nieprzyzwoitość, szarganie świętości, deptanie uczuć innych - osłabnie miłość wielu. A wtedy bez miłości świat będzie gorszym miejscem, bardziej brutalnym, bezlitosnym. Cały czas takim jest w krainach, gdzie chrześcijaństwo wcale nie zawitało lub jest jeszcze bardzo słabe. Takim świat będzie się stawał w miejscach, gdzie chrześcijańska kultura, szacunek dla człowieka, postrzeganie dziesięciu przykazań jako wyznacznika akceptowalnych działań - dramatycznie słabnie. A zatem musimy coś robić!

Czy coś konkretnego możemy zrobić aby powstrzymać to szaleństwo? Jeśli każdy przekonałby pięć osób, dostarczył im faktów, wiedzy, zmuszających do myślenia, wyciągania wniosków? A te pięć osób nigdy więcej nie zagłosowałoby na szarlatanów, trefnisiów za cały swój program mających tylko nagrywanie rolek na instagrama…..

Marzenie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz