Taką przyjemność nam tu zrobiliście,
Dobrzy Ludzie, dobrym słowem i życzeniami pod zdjęciem upamiętniającym dwudziestą
siódmą (nie do wiary!) rocznicę naszego ślubu, że w ramach jakiejś wzajemności
i wdzięczności chciałbym coś tu dla Was umieścić. Napisać coś niebanalnego albo
chociaż przepisać skądś. Coś dającego wartość, może inspirację, może
zadziwienie, może choć uniesienie brwi. Jedna myśl, jedno zdanie, jedno słowo.
Tak lapidarnie mi się nie uda, jeśli w ogóle, ale postaram się jak najkrócej. Mimo
wszystko jednak zanim zaczniecie dalej czytać lepiej zaparzcie sobie herbatę,
wyjmijcie z lodówki zimny napój, zerwijcie kapsel, zapalcie cygaro, zarzućcie
nogi na stół, a może rozeprzyjcie się na leżaku, w fotelu, nie wiem co jeszcze tylko
chcecie, by było Wam wygodniej. Może wciągniecie się w kolejny mecz jak ja
wczoraj w mecz Portugalii ze Słowenią. Lubię tego Cristiano Ronaldo, jest taki
szczery w swoich emocjach, nie udaje, że nic się nie stało, nie zgrywa Greka, gdy
schrzani karnego. To jest takie autentyczne, duży chłop a płacze jak dziecko.
Jego mam siedzi na trybunach, a mogła go przecież nie urodzić. Znamy tą
historię. Jednak nie maże się ale nadrabia, walczy, biega, jest w całości zaangażowany,
ze swoimi mięśniami, siłą, męskością, ale i emocjami.
Ostatnio w artykule z okazji sto pięćdziesiątej
rocznicy urodzin Chestertona wyczytałem, że właściwie był gotowy na konwersję
do Kościoła katolickiego już w momencie napisania „Ortodoksji”. Jednak formalnie
zrobił to dopiero 14 lat później. Przyczyną była delikatność wobec żony,
niejako czekanie na nią, nie chciał sprawić jej przykrości, a ona opierała się
temu. I tak nie obyło się bez niezrozumienia, Frances przystąpiła do Kościoła
dopiero kilka lat później. Wzruszył mnie tą swoją czułością ten wielki umysł
ale i ogromny fizycznie człowiek, błyskotliwy, jowialny Anglik.
Jakiś czas temu obejrzałem
wreszcie film o Zofii Kossak ”Mulier fortis”, dzielna kobieta. Oczywiście tylko
dokumentalny, zrobiony przez TVP (czy jeszcze znajduje się na platformie tvp.vod?
czy też został stamtąd usunięty przez karnych najemników, którzy z ptaków nie orła
lecz wybierają wronę?). Jest tam informacja, o której wcześniej nie słyszałem,
iż Zofia Kossak otrzymała zaraz po II Wojnie Światowej nieformalną propozycję
napisania czegoś „pod nagrodę Nobla”. Pasowało ją jej przyznać: uciekinierka z
bloku wschodniego, emigrantka, wybitna pisarka polska i katolicka, znana już na
świecie dzięki „Krzyżowcom” i innym książkom, „Sienkiewicz w spódnicy” ale o
nieco bardziej uniwersalnym stylu i tematyce. Propozycja była kusząca, jednak
nie podjęła jej, w zamian wyjeżdżając z mężem do Kornwalii, by tam pracować ciężko
fizycznie w gospodarstwie rolnym. Oboje mieli grubo ponad pięćdziesiąt lat i
nie byli przyzwyczajeni do takiego trybu życia. Trudny, wietrzny, melancholijny
klimat, obcy ludzie wokół, codzienne oporządzanie zwierząt, uprawienie pola, itd.
Gdy odwiedził ich miejscowy ksiądz, dziwił się, jak dają radę nie paląc w
kominku bo „tu ludziom inaczej nie idzie wytrzymać niż patrzeć wieczorami z
ogień”. Dlaczego to zrobiła? Jej mąż przesiedział całą wojnę w oflagu czyli
obozie internowania dla oficerów i był w głębokiej depresji. Lekarze orzekli,
że jedynym ratunkiem dla niego jest praca fizyczna na łonie natury, kontakt z przyrodą.
Nie zastanawiała się długo, wyjechała z nim. Na kilka lat pisarka umilkła
zupełnie, zaprzestała pisania czegokolwiek. Tylko drobne zapiski, z których
potem powstały bardzo oszczędne „Wspomnienia z Kornwalii”.
Zmarły niedawno wybitny tłumacz
języka angielskiego ale i pisarz, myśliciel, judoka, Lech Jęczmyk. Chciał studiować
anglistykę, może polonistykę, w czasach głębokiej komuny dostał wilczy bilet,
mógł studiować tylko filologię… rosyjską. Postudiował, i tak ostatecznie został
tłumaczem literatury angielskojęzycznej, i to wybitnym. Różne są drogi, może za
często przywiązujemy zbyt dużą wagę do z perspektywy czasu mało znaczących spraw.
I harcmistrz RP Stanisław Sedlaczek,
wróciłem do jego biografii, chciałbym ukończyć jej czytanie. Aresztowany w 1941
roku w swoim warszawskim mieszkaniu, więziony w Oświęcimiu, tam zginął. Nie
uczestniczył w konspiracji zbrojnej, nie było procesu, nie było zarzutów.
Prawdopodobnie padł po prostu ofiarą akcji eksterminacji polskiej inteligencji.
„Po prostu”. To brzmi jak koszmarny sen, ale to nie był sen. Okupacja Polski w
czasie II Wojny Światowej to był koszmar, hekatomba, którą trudno nam sobie
nawet wyobrazić a której pamięć jest teraz zacierana. Pytanie do czytających to
historyków: czy są jakieś archiwa, do których można by mieć dostęp, niemieckie
oczywiście, gdzie można by znaleźć informacje o tym aresztowaniu, jakieś
protokoły itd.? Jestem przekonany, że dokumentacja była sporządzana jak należy.
W każdym razie: gdy gestapo pojawiło się na dole w kamienicy, dozorca dobiegł
do mieszkania Sedlaczka i ostrzegł go, aby uciekał. Z mieszkania było drugie,
tylne wyjście. Bez problemu mógł zbiec. Nie zrobił tego. Nie wahał się ani
chwili. W żadnym razie nie chciał narażać żony i dzieci. Takie jest świadectwo dozorcy.
I jeszcze Czesław Miłosz. Nie dlatego
ten cytat poniżej, aby znalazł się w kontrapunkcie, te słowa świadczą po prostu
o tym, że miał sumienie, refleksję nad sobą, krytycyzm. Daleki jestem od
osądów, od osądzania kogokolwiek, szczególnie jego na podstawie tego cytatu,
ale cytat ten jest cenny, jest wymowny. Niejednemu może dać do myślenia.
„– I zmagał się z pytaniem: może byłoby lepiej, gdybym tego wszystkiego nie osiągnął, a był
zwyczajnie lepszym człowiekiem? I
może czułość do człowieka jest ważniejsza niż sztuka?
– Nie wierzę, że tak myślał naprawdę?
– W każdym razie stawiał takie pytanie. Pytał nawet
mnie, czy moim zdaniem to się „opłacało”, ponieważ bardzo się obwiniał o
nieszczęścia swojej rodziny. Że był złym ojcem, nie dość oddanym mężem.”
To
powiedział Andrzej Franaszek, autor biografii Czesława Miłosza o dylematach
tegoż, w wywiadzie dla pisma „Bluszcz”.
Czy
cena sławy zawsze jest wysoka? Czy musimy ja płacić w taki sposób? Nie tylko
sławy, ale i cena władzy, pieniędzy, dobrobytu, pozycji zawodowej, wygodnego życia
oddającego się podróżom i wyszukanym przyjemnościom?
Często
tak jest, coś za coś!
Piszę też o tym wszystkim, mając w pamięci trzy śluby ostatnio, w których dane nam było uczestniczyć, budujące, pełne nadziei na szczęście każdego z tych dwojga, i na więcej szczęścia wokół nich, na roztaczanie się dobra, dzielenie się nim, promieniowanie.
I jeszcze dwa pamiętne wydarzenia
tej wiosny. Wszystko tej wiosny, dacie wiarę? Świętowanie, huczne, dwudziestopięciolecia
małżeństwa dwóch par przyjaciół. Och, co to były za wieczory! Najpierw ten w
kwietniu: spod kościoła państwo młodzi odjechali kabrioletem. Tak, spełniają
się niektóre nasze marzenia, realizowane przez innych😉
Potem taniec, teledysk, piosenka zaśpiewana przez niespodziewającego się tego
nawet po sobie rocznicowego pana młodego. Potem w czerwcu, znowu program
artystyczny, piosenka skomponowana specjalnie na tę okazję. Czad. Wesoło,
spontanicznie, jednocześnie na luzie, w dobrym stylu. I dzieci, dobrze
wychowane dzieci, dające sobą świadectwo o swoich rodzicach, o ich wysiłku i trosce
przez te wszystkie lata. O tym, że nie tylko przewijali, karmili, prowadzali do
szkół, ale i cierpliwie upominali, zwracali uwagę, szlifowali powierzone im
diamenty aby stawały się brylantami.
Dziękuję za uwagę. I jeszcze raz za życzliwe życzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz