.... tę powieść. A tytuł jej: „Transakcja”.
Cóż powiedzieć? Nie czulibyście się podle, gdyby w szufladzie kurzyło się pokłosie Waszego potu, łez i krwi wylanych w słoneczne wakacje 2012? Nie byłem w stanie wykrzesać energii, aby do tego siąść i skończyć przez pierwsze miesiące nowej przygody zawodowej. Miesiące, które stały się latami. Energia, chęć. Nawet nie czas. A czasu przecież też nie było. Jednak po dwóch latach coś we mnie pękło, coś się zaczęło. Szkoda było zmarnować tyle zainwestowanego w to czasu… Więc: przerwy świąteczne, szczególnie te bożonarodzeniowo-noworoczne, fantastyczne. Święta państwowe, weekendy, wieczory i poranki, ferie a nawet urlop wakacyjny. Dziubdzianie po kilka zdań. Pracując takimi malutkimi zrywami, po godzinie, rzadziej dwie, częściej pół, raz na tydzień, czasem częściej, zazwyczaj rzadziej, musiało to sztukowanie trwać wiele miesięcy. Trwało, trwało i dotrwało do postawienia ostatniej kropki i wystukania magicznych liter KONIEC.
Cóż powiedzieć? Nie czulibyście się podle, gdyby w szufladzie kurzyło się pokłosie Waszego potu, łez i krwi wylanych w słoneczne wakacje 2012? Nie byłem w stanie wykrzesać energii, aby do tego siąść i skończyć przez pierwsze miesiące nowej przygody zawodowej. Miesiące, które stały się latami. Energia, chęć. Nawet nie czas. A czasu przecież też nie było. Jednak po dwóch latach coś we mnie pękło, coś się zaczęło. Szkoda było zmarnować tyle zainwestowanego w to czasu… Więc: przerwy świąteczne, szczególnie te bożonarodzeniowo-noworoczne, fantastyczne. Święta państwowe, weekendy, wieczory i poranki, ferie a nawet urlop wakacyjny. Dziubdzianie po kilka zdań. Pracując takimi malutkimi zrywami, po godzinie, rzadziej dwie, częściej pół, raz na tydzień, czasem częściej, zazwyczaj rzadziej, musiało to sztukowanie trwać wiele miesięcy. Trwało, trwało i dotrwało do postawienia ostatniej kropki i wystukania magicznych liter KONIEC.
Ale to nie był koniec. To był dopiero
początek! Mozolnego redagowania, wycinania (oj szkoda całych sympatycznych
partii), dokręcania. Tak aby nadawało się to choć trochę do czytania. Spełniało
ten podstawowy wymóg definicji powieści wg wynalazcy czerwonej skrzynki
pocztowej a przy tym arcypłodnego pisarza wiktoriańskiej Anglii Anthony’ego
Trollope’a: ma dać się przeczytać. Podobno się daje. Wciągnęli się nawet
profesjonalni recenzenci-;) Ja za każdym razem jak zaczynam czytać, to nie mogę
przestać. Chociaż sam to przecież napisałem, akcja wciąga mnie nie na żarty,
nie mogę się oderwać i jestem ciekawy, jak to się skończy. Dziwne. Czy ja nie
jestem czasem przemęczony?
Już serio: dużo trudu mnie
kosztowała ta przygoda. Sam zastanawiam się, jak to możliwe, że się udało. Nie
będę Was tu zadręczał opowieściami o kuchni, o kulisach. Czy kogoś interesuje
jak wygląda produkcja parówek, kiełbasy albo salcesonu? Wizyta w masarni może
być ryzykowna.
Czy było warto? Może niebawem
będziecie mogli sami ocenić.
Po długich bojach książka za
chwilę popłynie do drukarni. Okładka podoba się tym, którzy ją widzieli. Mi
bardzo. Niebawem sami zobaczycie. Liczę na Waszą przychylność!
Ale zanim to nastąpiło… Ech,
długo by opowiadać. Wydanie powieści przez debiutanta, takiego już niemłodego,
nienaiwnego, który pięćdziesięciu książek pewnie nie zdoła napisać, a jeszcze w
dodatku zna się trochę na prawie i czyta ze zrozumieniem umowy wydawnicze – nie
jest łatwe. Tzn. może być łatwe ale na jakich warunkach (!?). Niewolnictwo
zostało zniesione, zresztą w Polsce nigdy nie istniało. Może przesadzam? Zapewne.
Prawda jest bowiem taka, że wydawanie debiutantów jest niezwykle ryzykowne.
Skoro już wydawnictwo pompuje środki w takiego delikwenta, drukuje go i gdzieś
tam promuje nazwisko, to chciałoby mieć wszystkie prawa do jego utworu, a jeśli
już zgodzi się mieć tylko licencję, to przynajmniej wyłączną i na długie lata.
Ponadto skoro już jego nazwisko pojawia się w jakimś katalogu, etc. to dobrze
by było, aby przynajmniej kropnął małą serię, powiedzmy trzech książek. I nie
uciekł do konkurencji. Jeśli już napisał, to aby to był określony gatunek, żeby
było jasne, że to kryminał albo romans. Żeby biedny księgarz wiedział na jakiej
półce to coś ustawić, aby udało się upchnąć wszelkimi kanałami ten skromny
nakład.
Tak, mam jeszcze wiele podobnych,
ciekawych, „przełomowych” obserwacji. Z chętnymi mogę podzielić się przy jakiejś
okazji, innych nie będę dłużej zanudzał-;)
W każdym razie, w związku z tym,
że dla mnie to raczej przygoda, a nie wchodzenie w zawód przez młodego adepta,
dla którego wysyłanie drżącą ręką rękopisu powieści do wydawców jest jak wysyłanie
cv z listem motywacyjnym przez kończącego studia studenta prawa do kancelarii
prawnych, mogłem pozwolić sobie na odrobinę luzu. A właściwie na pełen luz. Sam
fakt, że wysławszy jako człowiek z ulicy swój rękopis, otrzymałem z kliku
poważnych miejsc projekty umów, poczytuję sobie za miłe zaskoczenie. Ale dość tych
nudziarstw!
To co ważne: pomysł na popularność
(lub jej brak↓) tej książki jest na wskroś nowoczesny, a z drugiej strony
odwieczny i tradycyjny - jeśli z jakiegokolwiek powodu będzie się komuś
podobała, nawet jeśli nie cała, może tylko w jakimś aspekcie (też chętnie taką
ocenę przyjmę-;)), bardzo proszę polecajcie,
zachęcajcie, rodzinę, przyjaciół, znajomych do przeczytania, podzielcie się
opinią na fejsbuku albo w autobusie, strzelcie uwagą na party albo domówce,
kupcie na prezent przyjaciołom, wujkowi Zenkowi czy studiującemu prawo kuzynowi
z Wąbrzeźna. Gdy jakiś fragment utkwił Wam w głowie, spontanicznie wyraźcie
swoje uznanie do koleżanki pracującej po drugiej stronie biurka, która właśnie
w chwili relaksu oderwała się od zajmujących arkuszy kalkulacyjnych i spogląda
w zalane deszczem okno. Wreszcie - wracając z biura, fabryki czy szkoły, wyciągnijcie
swój egzemplarz i demonstracyjnie czytajcie w tramwaju, pociągu, pekaesie. Gdy
czekacie na przyjaciółkę lub szwagra w kawiarni, tam szczególnie czytajcie.
Nie, nie musicie nawet czytać, po prostu połóżcie przed sobą na stoliku obok
pysznej latte z cynamonem. A jeśli jesteś Drogi Przyszły Czytelniku, nie do
końca pewnym siebie młodzieńcem, z jeszcze nieustabilizowanym zarostem i wizją
przyszłości, wtedy weź książkę mą tym bardziej do swojego plecaka i wyciągaj
gdzie tylko możesz. Wróble ćwierkają, że czytanie Transakcji w miejscach
publicznych będzie najbardziej innowacyjnym pomysłem tego sezonu na pozyskiwanie
sympatycznego towarzystwa płci przeciwnej. I ma to działać w obie strony.
Chłopak widzący dziewczynę czytającą Transakcję od razu obdarzy ją spojrzeniem
George’a Clooney’a a dziewczyna napotykając zagłębionego w lekturę młodzieńca,
obdarzy go jednym z najlepszych uśmiechów ze swojego podręcznego zestawu. Podobno
ten mechanizm będzie działać od poziomu liceum wzwyż. Kto wie, w jak
sympatyczną relację może przerodzić się taka nić sympatii? „Połączyła nas
Transakcja” – jakieś świadectwo tego rodzaju byłoby akurat na drugie wydanie.
Jeśli natomiast nie spodoba Wam
się Drodzy Przyszli Czytelnicy, proszę,
przemilczcie w wielkim stylu. Pamiętajmy gdy mowa jest srebrem to milczenie
złotem. Milczeć z fasonem, milczeć modnie, milczeć w sposób wiele mówiący. To
jest dopiero sztuka. Gdy spotkamy się przypadkiem, a ja będę niósł akurat kilka
egzemplarzy pod pachą na spotkanie autorskie w zapomnianej przez Boga i ludzi
wiejskiej bibliotece, znacząco odwróćcie głowę w przeciwną stronę dając do
zrozumienia jak istotne jest abyście dostrzegli właśnie przejeżdżający samochód
albo fantazyjnie ułożony obłok na jesiennym niebie. Gdy wzrok Wasz padnie na
trzymane kurczowo pod pachą zawiniątko, a ja już, już zacznę wyjaśniać, co,
kto, dlaczego, skąd i gdzie – Wy z godnością wycedzicie: „Tak, to bardzo
interesujące, ale wybacz, śpieszę się”. I rzucicie pogardliwym wzrokiem na
okładkę dzierżoną w mym ręku. Trudno. Takie jest życie. Sam jestem świadom, że
to nie szczyt moich możliwości, więc jakoś tam pocieszę się w duchu. Poza tym
zawodowo zajmuję się przecież inną działalnością niż nicowaniem wyrazów w
zdania, a zdań w fikcję literacką. To taka przygoda tylko, więc jakoś to
przełknę. Zrozumiem.
Zatem zdaję się w pełni na Czytelników! Ludzi rozumnych, życzliwych, kulturalnych, o szerokich horyzontach myślowych. Osoby
wrażliwe, ciekawe świata, zadające sobie pytania, chcące ŻYĆ, żyć pełnią życia,
żyć intensywnie, żyć z innymi, odnajdujących przyjemność w relacjach z drugim,
w codziennych czynnościach, lecz jednocześnie nie pogardzających przygodą i
odkrywaniem nieznanego. Liczę na Was!
No dobrze.
A teraz najważniejsze: o czym ta
książka w ogóle jest?
Ale o tym - w następnym wpisie!
Bomba! Nie mogę się już doczekać! Kiedy mniej więcej będzie ją można nabyć?
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie upłynie miesiąc...
OdpowiedzUsuńTytuł mocny. Przypominają mi się w tym miejscu kultowe w owych czasach książki, jedna Roberta Ludluma "Transakcja Rhinemanna" oraz Clifforda D. Simaka "Transakcja", no ale to chyba nie ten sam klimat.Twoja książka w co wierzę, czytając styl wpisów na blogu, będzie jeszcze lepsza -:)
OdpowiedzUsuńHm, tempo akcji będzie nieco-;) mniejsze, za to chyba głębiej i różnorodniej-;) Dzięki za dobre słowo!
OdpowiedzUsuń