sobota, 22 października 2016

No, dobra… Dość żartów. Jednak napisałem...



.... tę powieść. A tytuł jej: „Transakcja”.

Cóż powiedzieć? Nie czulibyście się podle, gdyby w szufladzie kurzyło się pokłosie Waszego potu, łez i krwi wylanych w słoneczne wakacje 2012? Nie byłem w stanie wykrzesać energii, aby do tego siąść i skończyć przez pierwsze miesiące nowej przygody zawodowej. Miesiące, które stały się latami. Energia, chęć. Nawet nie czas. A czasu przecież też nie było. Jednak po dwóch latach coś we mnie pękło, coś się zaczęło. Szkoda było zmarnować tyle zainwestowanego w to czasu… Więc: przerwy świąteczne, szczególnie te bożonarodzeniowo-noworoczne, fantastyczne. Święta państwowe, weekendy, wieczory i poranki, ferie a nawet urlop wakacyjny. Dziubdzianie po kilka zdań. Pracując takimi malutkimi zrywami, po godzinie, rzadziej dwie, częściej pół, raz na tydzień, czasem częściej, zazwyczaj rzadziej, musiało to sztukowanie trwać wiele miesięcy. Trwało, trwało i dotrwało do postawienia ostatniej kropki i wystukania magicznych liter KONIEC.

Ale to nie był koniec. To był dopiero początek! Mozolnego redagowania, wycinania (oj szkoda całych sympatycznych partii), dokręcania. Tak aby nadawało się to choć trochę do czytania. Spełniało ten podstawowy wymóg definicji powieści wg wynalazcy czerwonej skrzynki pocztowej a przy tym arcypłodnego pisarza wiktoriańskiej Anglii Anthony’ego Trollope’a: ma dać się przeczytać. Podobno się daje. Wciągnęli się nawet profesjonalni recenzenci-;) Ja za każdym razem jak zaczynam czytać, to nie mogę przestać. Chociaż sam to przecież napisałem, akcja wciąga mnie nie na żarty, nie mogę się oderwać i jestem ciekawy, jak to się skończy. Dziwne. Czy ja nie jestem czasem przemęczony?

Już serio: dużo trudu mnie kosztowała ta przygoda. Sam zastanawiam się, jak to możliwe, że się udało. Nie będę Was tu zadręczał opowieściami o kuchni, o kulisach. Czy kogoś interesuje jak wygląda produkcja parówek, kiełbasy albo salcesonu? Wizyta w masarni może być ryzykowna.
Czy było warto? Może niebawem będziecie mogli sami ocenić.

Po długich bojach książka za chwilę popłynie do drukarni. Okładka podoba się tym, którzy ją widzieli. Mi bardzo. Niebawem sami zobaczycie. Liczę na Waszą przychylność!

Ale zanim to nastąpiło… Ech, długo by opowiadać. Wydanie powieści przez debiutanta, takiego już niemłodego, nienaiwnego, który pięćdziesięciu książek pewnie nie zdoła napisać, a jeszcze w dodatku zna się trochę na prawie i czyta ze zrozumieniem umowy wydawnicze – nie jest łatwe. Tzn. może być łatwe ale na jakich warunkach (!?). Niewolnictwo zostało zniesione, zresztą w Polsce nigdy nie istniało. Może przesadzam? Zapewne. Prawda jest bowiem taka, że wydawanie debiutantów jest niezwykle ryzykowne. Skoro już wydawnictwo pompuje środki w takiego delikwenta, drukuje go i gdzieś tam promuje nazwisko, to chciałoby mieć wszystkie prawa do jego utworu, a jeśli już zgodzi się mieć tylko licencję, to przynajmniej wyłączną i na długie lata. Ponadto skoro już jego nazwisko pojawia się w jakimś katalogu, etc. to dobrze by było, aby przynajmniej kropnął małą serię, powiedzmy trzech książek. I nie uciekł do konkurencji. Jeśli już napisał, to aby to był określony gatunek, żeby było jasne, że to kryminał albo romans. Żeby biedny księgarz wiedział na jakiej półce to coś ustawić, aby udało się upchnąć wszelkimi kanałami ten skromny nakład.

Tak, mam jeszcze wiele podobnych, ciekawych, „przełomowych” obserwacji. Z chętnymi mogę podzielić się przy jakiejś okazji, innych nie będę dłużej zanudzał-;)

W każdym razie, w związku z tym, że dla mnie to raczej przygoda, a nie wchodzenie w zawód przez młodego adepta, dla którego wysyłanie drżącą ręką rękopisu powieści do wydawców jest jak wysyłanie cv z listem motywacyjnym przez kończącego studia studenta prawa do kancelarii prawnych, mogłem pozwolić sobie na odrobinę luzu. A właściwie na pełen luz. Sam fakt, że wysławszy jako człowiek z ulicy swój rękopis, otrzymałem z kliku poważnych miejsc projekty umów, poczytuję sobie za miłe zaskoczenie. Ale dość tych nudziarstw!

To co ważne: pomysł na popularność (lub jej brak↓) tej książki jest na wskroś nowoczesny, a z drugiej strony odwieczny i tradycyjny - jeśli z jakiegokolwiek powodu będzie się komuś podobała, nawet jeśli nie cała, może tylko w jakimś aspekcie (też chętnie taką ocenę przyjmę-;)), bardzo proszę polecajcie, zachęcajcie, rodzinę, przyjaciół, znajomych do przeczytania, podzielcie się opinią na fejsbuku albo w autobusie, strzelcie uwagą na party albo domówce, kupcie na prezent przyjaciołom, wujkowi Zenkowi czy studiującemu prawo kuzynowi z Wąbrzeźna. Gdy jakiś fragment utkwił Wam w głowie, spontanicznie wyraźcie swoje uznanie do koleżanki pracującej po drugiej stronie biurka, która właśnie w chwili relaksu oderwała się od zajmujących arkuszy kalkulacyjnych i spogląda w zalane deszczem okno. Wreszcie - wracając z biura, fabryki czy szkoły, wyciągnijcie swój egzemplarz i demonstracyjnie czytajcie w tramwaju, pociągu, pekaesie. Gdy czekacie na przyjaciółkę lub szwagra w kawiarni, tam szczególnie czytajcie. Nie, nie musicie nawet czytać, po prostu połóżcie przed sobą na stoliku obok pysznej latte z cynamonem. A jeśli jesteś Drogi Przyszły Czytelniku, nie do końca pewnym siebie młodzieńcem, z jeszcze nieustabilizowanym zarostem i wizją przyszłości, wtedy weź książkę mą tym bardziej do swojego plecaka i wyciągaj gdzie tylko możesz. Wróble ćwierkają, że czytanie Transakcji w miejscach publicznych będzie najbardziej innowacyjnym pomysłem tego sezonu na pozyskiwanie sympatycznego towarzystwa płci przeciwnej. I ma to działać w obie strony. Chłopak widzący dziewczynę czytającą Transakcję od razu obdarzy ją spojrzeniem George’a Clooney’a a dziewczyna napotykając zagłębionego w lekturę młodzieńca, obdarzy go jednym z najlepszych uśmiechów ze swojego podręcznego zestawu. Podobno ten mechanizm będzie działać od poziomu liceum wzwyż. Kto wie, w jak sympatyczną relację może przerodzić się taka nić sympatii? „Połączyła nas Transakcja” – jakieś świadectwo tego rodzaju byłoby akurat na drugie wydanie.

Jeśli natomiast nie spodoba Wam się Drodzy Przyszli Czytelnicy, proszę, przemilczcie w wielkim stylu. Pamiętajmy gdy mowa jest srebrem to milczenie złotem. Milczeć z fasonem, milczeć modnie, milczeć w sposób wiele mówiący. To jest dopiero sztuka. Gdy spotkamy się przypadkiem, a ja będę niósł akurat kilka egzemplarzy pod pachą na spotkanie autorskie w zapomnianej przez Boga i ludzi wiejskiej bibliotece, znacząco odwróćcie głowę w przeciwną stronę dając do zrozumienia jak istotne jest abyście dostrzegli właśnie przejeżdżający samochód albo fantazyjnie ułożony obłok na jesiennym niebie. Gdy wzrok Wasz padnie na trzymane kurczowo pod pachą zawiniątko, a ja już, już zacznę wyjaśniać, co, kto, dlaczego, skąd i gdzie – Wy z godnością wycedzicie: „Tak, to bardzo interesujące, ale wybacz, śpieszę się”. I rzucicie pogardliwym wzrokiem na okładkę dzierżoną w mym ręku. Trudno. Takie jest życie. Sam jestem świadom, że to nie szczyt moich możliwości, więc jakoś tam pocieszę się w duchu. Poza tym zawodowo zajmuję się przecież inną działalnością niż nicowaniem wyrazów w zdania, a zdań w fikcję literacką. To taka przygoda tylko, więc jakoś to przełknę. Zrozumiem.

Zatem zdaję się w pełni na Czytelników! Ludzi rozumnych, życzliwych, kulturalnych, o szerokich horyzontach myślowych. Osoby wrażliwe, ciekawe świata, zadające sobie pytania, chcące ŻYĆ, żyć pełnią życia, żyć intensywnie, żyć z innymi, odnajdujących przyjemność w relacjach z drugim, w codziennych czynnościach, lecz jednocześnie nie pogardzających przygodą i odkrywaniem nieznanego. Liczę na Was!

No dobrze.

A teraz najważniejsze: o czym ta książka w ogóle jest?


Ale o tym - w następnym wpisie!

4 komentarze:

  1. Bomba! Nie mogę się już doczekać! Kiedy mniej więcej będzie ją można nabyć?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że nie upłynie miesiąc...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tytuł mocny. Przypominają mi się w tym miejscu kultowe w owych czasach książki, jedna Roberta Ludluma "Transakcja Rhinemanna" oraz Clifforda D. Simaka "Transakcja", no ale to chyba nie ten sam klimat.Twoja książka w co wierzę, czytając styl wpisów na blogu, będzie jeszcze lepsza -:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hm, tempo akcji będzie nieco-;) mniejsze, za to chyba głębiej i różnorodniej-;) Dzięki za dobre słowo!

    OdpowiedzUsuń