piątek, 6 lutego 2015

A w Krakowie…

… na Brackiej nie padał deszcz, był lekki mróz, zresztą nie było szans aby urządzać spacery. Ledwo dotarliśmy na czas na Rynek Główny 34 do zjawiskowej siedziby Klubu Jagiellońskiego, po prawie pięciu godzinach w samochodzie. Jak na dystans 104 km z Zakopanego to chyba dość zaskakujący czas. Wszyscy byli dzielni łącznie z Martą i Piotrem, by bez jedzenia, picia i zatrzymywania się do łazienki nie stracić nawet minuty, która groziłaby kompromitującym spóźnieniem.

Spotkanie z szefami Skautów Europy w Krakowie i okolicach oraz zaprzyjaźnionymi ludźmi dobrej woli było wreszcie realizacją tego, o co chodzi w całej tej książce z bloga. Czyli uczynieniem z niej przez szefa, hufcowego, hufcową, lidera środowiska pretekstu do spotkania, do wykorzystania tego „pretekstu” dla „swoich” celów, by zgromadzić swoich szefów, rodziców, przyjaciół, znajomych, ludzi dobrej woli właśnie, i „poszerzyć pole”, „podnieść ciśnienie”, skonkludować a może tylko zaznaczyć, że chodzi nam o coś więcej a wizja ta jest porywająca. A może tylko i aż mieć uzasadnienie dla integracji, wypicia wspólnego potem kawy, małego after party, gdzie może ktoś przyprowadzi po raz pierwszy swoją dziewczynę a ona uzna, że całkiem fajne jest to środowisko. 1 kwietnia 2014 r. pisałem o tym tak:

Jak przejrzycie te teksty zebrane na dwustu kilkudziesięciu stronach to wyłoni się Wam z nich wiele wątków, o których warto rozmawiać, wiele tez, ledwie zaznaczonych, które można i trzeba rozwinąć. Bo wydanie tej książki to właściwie pretekst. By spotkać się w szerszym gronie i przez półtorej godziny albo dłużej porozmawiać o życiu, o tym dlaczego Polska nie może nas nie boleć a jaką by być mogła, o wychowaniu i dlaczego dobre szkoły i Skauci Europy mogą być stałym źródłem pozytywnych doznań młodych i dorosłych, o przywództwie, wierności, źródłach szczęścia, bohaterstwie, wielkich Polakach, kanonie miejsc, lektur i filmów, i wielu innych sprawach, na które akurat pojawi się zapotrzebowanie zebranych, będzie im sprzyjał towarzyszący spotkaniu klimat lub wytworzone podczas niego intelektualne ciśnienie. Jeśli faktycznie to ciśnienie będzie wysokie, może dojdziemy nawet do nowych zaskakujących konkluzji, jak zmieniać ten świat by stawał się trochę lepszy niż go zastaliśmy”.

Tak zrobili hufcowi krakowscy i jak zapewnił mnie Bartek, nie żałują tego. Przeciwnie. Ja na pewno bardzo się cieszę z tego spotkania, z możliwości rozmowy z ludźmi szlachetnych pragnień i ofiarnej służby. Patos? Nie, rzeczywistość! Tak to się nazywa, gdy ktoś dojeżdża pięćset kilometrów aby prowadzić jednostkę, kręci kilkusetosobowym duszpasterstwem albo rozkręca nowe środowisko w swoim mieście w Małopolsce.

Rozmawialiśmy w Krakowie przez prawie dwie godziny, a poruszyliśmy tylko niektóre wątki i poczucie niedosytu pozostało. Tematem zadanym był rozwój osobisty, temat rzeka, właściwie padło tylko kilka myśli, przepraszam. Rozmawialiśmy sobie natomiast dużo o Polsce i zmienianiu świata.

Moja najmłodsza córka wręczyła mi potem nasz mały kalendarzyk z hasłem "Pomóż nam zmieniać świat" i zachętą do dawania jednego procenta. I powiem Wam, że to hasło jest świetne! Nie czekajmy na pomoc, na wielkie akcje, na to, że będzie dobra telewizja, kompetentny rząd, pomyślna koniunktura międzynarodowa, itp. Niech każdy z nas zmienia świat codziennie tak jak mu sumienie nakazuje, niech o nie dba i robi to, co uważa za najlepsze w danym momencie. Ale niech nie śpi, niech nie szuka wymówek, niech od siebie wymaga. „Codzienny dobry uczynek” to jest bomba atomowa skautingu. Mamy ponad 4 tysiące ludzi, 4 tysiące dobrych uczynków codziennie! Niewyobrażalna siła. Tak możemy zmieniać świat! Jeśli będzie to realne, jeśli jesteśmy przejęci tym, jeśli traktujemy poważnie nasze teksty, zasady, prawo, trzy cnoty harcerskie. O tym też mówiliśmy, w tych tekstach jest zapisana mądrość wielu pokoleń, trzeba się po nią schylić, uczynić praktyką codzienności.

Ja głęboko wierzę w rolę jednostek w historii, co najmniej od czasu omawiania w liceum wiersza C.K. Norwida „Do obywatela Johna Brown”. To jednostki zdecydowane, przekonane ciągną innych. Nie mówmy, że coś jest zdeterminowane, że już tak ma być, że pewne tendencje są przesądzone, że rządzi nami konieczność dziejowa, a my jesteśmy tylko wypadkową zewnętrznych czynników. A jeszcze bardziej wierzę w siłę jednostek połączonych wspólnym celem, działających razem, solidarnie, bez zbędnych ambicji rozbijających jedność działania.


Jak pisał inny poeta, Miłosz Czesław: „lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach”. Nie muszę dokonywać analizy tej frazy, rozumiemy wszyscy, o czym tu mówimy, prawda-;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz