Odszedł O. Robert Pawlak, franciszkanin, dla starej gwardii skautowej,
która pamięta go jako harcerza 1. Drużyny Nałęczowskiej, wiecznie uśmiechnięty
„Gruber”. Dyskretny, towarzyszący, dobry duch. Wyrastał jak spod ziemi tam,
gdzie akurat najbardziej był potrzebny. Mimo tego, że pracował w różnych
miejscach w Polsce, obarczony wieloma obowiązkami, zawsze znajdował czas, aby
służyć Skautom Europy. Wspierał szczególnie Nurt Harcerek. Nie zabrakło go na
obu Eurojamach. Prawdziwy skautowy duszpasterz. I prawdziwy franciszkanin,
żyjący swoim powołaniem, za cały majątek mający ubogi habit.
Życie jest tak kruche. I tak krótkie. Nie rozumiemy wyroków boskich.
Czasami rozumiemy z biegiem czasu. Ufamy, że wszystko stanie się jasne, gdy
będziemy już po tamtej stronie. Może ta śmierć, to odejście tak nagłe i
niespodziewane osoby w sile wieku, która jeszcze wiele lat mogłaby służyć tutaj
swoją mądrością, dobrą radą, uśmiechem i pracą, jest z jakichś nieznanych nam
powodów szczególnie potrzebna teraz.
Ostatnio dosyć często w różnych rozmowach pojawia się wątek braku księży w
jednostkach, na obozach harcerskich, że jest to luksus, a doświadczenia
niektórych nieodłącznie związane z kapłanem na obozie czy zimowisku,
rozmawiającym z chłopakami, sprawującym z powagą sakramenty a za chwilę
prawdziwym towarzyszem i przyjacielem jedzącym tą samą zupę z aluminiowej
menażki, to science-fiction dla wielu jednostek. Bo księża mają wiele innych
obowiązków, a życie obozowe też nie jest łatwe. A takie jak na ostatnim
deszczowym Eurojamie to już ekstremalnie. Przypominam sobie wtedy wynurzającego
się z normandzkich chaszczy skromnego franciszkanina, z zawieszonym na twarzy
uśmiechem, idącego gdzieś z tyłu, pocieszającego marudzące harcerki. Brodzącego
w błocie, jedzącego jak wszyscy marne francuskie jedzenie, za cenę iluś tam
spowiedzi, mszy, homilii, dobrych rozmów czy po prostu bycia z młodymi.
Nie damy rady robić skautingu bez oddanych kapłanów? Nie damy rady iść tą
drogą bez ich ofiary czasu, energii, zdolności, zaangażowania. Bez rozgrzeszania
na łące, bez konsekrowania hostii na ołtarzu obozowej kaplicy. Nie damy rady!
Może wśród obecnych harcerzy, wędrowników i szefów, a może i wilczków,
kiełkują piękne i odważne marzenia o oddaniu się całkowicie, o służbie tylko
Jemu, o miłości większej niż ta ziemska? Nie bójcie się zuchwałych marzeń! A
może to odejście sługi dobrego dla kogoś innego będzie ostatnim argumentem, by
zaryzykować życie?
Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie. Robercie, odpoczywaj w pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz