Zadzwonili wieczorem, kazali się ubrać w marynarkę a nie mundur i przezwali „panem Zbigniewem” w zapowiedzi na fejsbuku. Cóż, służba nie drużba. Organizatorzy tegorocznego Forum Młodych postanowili mi zaufać, jak ufa się każdemu nowemu szefowi mianując go na funkcję, a ja przypomniałem sobie słowa znanego obrzędu, gdy kandydat prosi „aby uważano go za zawsze gotowego do służby”. Szkoda w sumie, że było tak mało czasu aby zebrać myśli i lepiej się przygotować, ale nie wahałem się, skoro nadarzyła się okazja aby powiedzieć coś do kilkuset młodych szefów z całej Polski.
Zazwyczaj po każdym wystąpieniu, człowiek uświadamia sobie, ile więcej
kwestii można by poruszyć, a jeśli miało się je zapisane albo w głowie
wcześniej a o nich się zapomniało, to takie poczucie jeszcze się wzmacnia.
Spróbuję tu spisać kilka myśli,
które nawet jeśli padły podczas Forum Młodych, to można je na pewno bardziej rozwinąć.
I będą to właśnie myśli, garść refleksji, częściowo powiązanych ze sobą a w
części trochę od siebie niezależnych.
Gdy już wspomnieliśmy o zaufaniu to może przypomnijmy na początek słowa,
które papież Franciszek wypowiedział kilka tygodni temu do europarlamentarzystów
w Strasbourgu:
„W centrum tego ambitnego projektu
politycznego było zaufanie do
człowieka, nie tyle jako obywatela ani też podmiotu ekonomicznego, ale
do człowieka jako osoby obdarzonej godnością transcendentną.”
To zaufanie było fundamentem cywilizacji europejskiej, zachodniej czy
łacińskiej, jakbyśmy jej nie nazwali, to zaufanie jest też podstawą metody
harcerskiej, ale jest też filarem wychowania i mówiąc bez ogródek - jest też
fundamentem tego, że ten świat jakoś się kręci. Brak tego zaufania był i wciąż
jeszcze bywa przyczyną nieszczęść. Żaden system totalitarny nie ufa ludziom. Oczywiście
człowiek nadużywa tego zaufania często, więc nie jest to wszystko takie proste.
Cytowałem też papieża Benedykta, który przekonywał o tym, że „każdy z nas jest chciany, każdy miłowany,
każdy niezbędny” oraz że „moralność,
której naucza Kościół jest wielką
wizją człowieka”.
Nie jestem w stanie przekonująco napisać, jak wspaniała jest ta wizja, ale
ona przecież przyciągała i wciąż przyciąga jak magnes całe narody i kontynenty
a na ziemiach polskich mieliśmy aż nadto wspaniałych historii z tym związanych.
Rozwój osobisty to nieprawdopodobna przygoda na całe życie bo nie ma on
praktycznie punktu docelowego, którego nie można by przekroczyć. Dlatego tak
mocno brzmią te słowa obrzędu Wymarszu Wędrownika: „Czy wiesz, że Harcerz
Rzeczypospolitej nigdy nie przestaje pracować nad sobą i nigdy nie uważa, że
już wszystko osiągnął? Czy chcesz być dziś lepszym niż wczoraj, a jutro niż
dziś?” „Tak, chcę!”
Kariera nie wydaje mi się odpowiednim słowem dla nas, takie postawienie
sprawy nie powinno nas zbytnio interesować. Wyjaśni nam to najlepiej ostatnie
przesłanie z celi śmierci ppłk Łukasza Cieplińskiego ps. „Pług” do swojego
ukochanego, długo oczekiwanego i jedynego syna, którego fragmenty zamieścimy na
końcu tego tekstu. Chodzi bowiem właściwie tylko o jedno – o pomnożenie talentów, o
odkrywanie planu życia dla siebie i realizowanie go najlepiej jak potrafimy,
„ze wszystkich sił”. W nauce a potem w pracy zawodowej wykonywać swoje
obowiązki z całym zaangażowaniem, na jakie nas stać, w czasie, jaki mamy
przeznaczony na pracę. Tylko tyle i aż tyle! Jeśli przyjdzie sukces, będzie on niejako
efektem ubocznym, naturalnym następstwem dobrego wykonywania tego co do nas
należy.
Kolejna z tym związana sprawa – nie
porównywać się, ustawiać poprzeczkę wysoko sobie, najbardziej
rywalizować z sobą samym, dzisiaj – ze sobą dnia wczorajszego, jutro - ze mną
dzisiejszym. Gandhi powiedział „Nie jest
ważne, byś był lepszy od innych. Ważne jest, byś był lepszy od samego siebie z
dnia wczorajszego” i ta myśl wydaje mi się niezwykle trafna. W Polsce wciąż
mamy tendencję do równania w dół, ktoś robi „karierę”, buduje firmę, zarabia
pieniądze i dość szybko widzi, że osiągnął więcej niż rodzice, koledzy z klasy
w gimnazjum czy liceum albo ze studiów. I co wtedy? Bardzo często osiada na
laurach. Ja widziałem sporo takich historii w moim życiu zawodowym, przypomnę,
że jako prawnik prowadzę różne transakcje i jestem dość blisko biznesu. I
zamiast rozwijać firmę nadal, aby ze średniej stawała się duża a potem wielka i
zatrudniała coraz więcej ludzi, produkowała coraz więcej coraz lepszych towarów,
przynosiła coraz wyższe dochody – ktoś ją sprzedaje, bo przecież i tak do końca
życia nie będzie musiał pracować. Smutne. Podobnie świat tzw. celebrytów, ktoś wdziera
się na ten Parnas jakąś piosenką, a potem widzimy go tylko w kolorowej prasie i
telewizji i nawet nie wiemy, co on/ona niegdyś zaśpiewał albo w ogóle co robi
oprócz wypowiadania się z zaskakującą pewnością siebie na każdy temat. Jednak odnośmy
te prawdy przede wszystkim do siebie, bo to wyjaskrawione przykłady, a takich
sytuacji jest o wiele więcej w szkole czy na studiach i każdy z nas może mieć
chwile, gdy coś idzie mu dobrze, lepiej niż innym i wtedy jest pokusa
samozadowolenia. Bardzo złudnego, bo może jest tak, że mimo bycia najlepszym
ktoś pracuje na 50% swoich możliwości, nie daje dwukrotności talentów ale dużo
mniej. A więc Gandhi ma tu rację!
Powołaniem człowieka jest bowiem pracować, w Księdze Rodzaju czytamy, że
człowiek został stworzony aby pracował, ut
operaretur. I znowu cytat, znakomity, wyjaśniający to dogłębnie:
„Praca jest dobrem człowieka –
dobrem jego człowieczeństwa – przez pracę bowiem człowiek nie tylko
przekształca przyrodę, dostosowując ją do swoich potrzeb, ale także urzeczywistnia siebie jako człowiek, a
poniekąd bardziej staje się człowiekiem”.
To encyklika Laborem exercens
Jana Pawła II. To dlatego polityka musi interesować to, czy ludzie mają pracę i
jego zadaniem jest m.in. stwarzać warunki aby praca była. Jaka jest przyczyna
emigracji, dlaczego z Polski wyjechało w ostatnich latach ponad dwa miliony
ludzi? Właśnie za pracą, aby pracować. Czy tylko za lepiej płatną pracą, czy
powodem były wyłącznie pieniądze? Wynagrodzenie za pracę jest istotnym, często
rozstrzygającym czynnikiem zmiany pracy, podjęcia jej czy poszukiwania
zagranicą. Jednak nie jedynym. Praca jest naturalną potrzebą, naturalnym
obowiązkiem człowieka, dzięki niej człowiek staje się jeszcze bardziej sobą.
Jestem głęboko przekonany o niezwykłej treści podkreślonego fragmentu, jest w
nim zawarta wielka wizja pracy
ludzkiej. Mam mnóstwo przykładów z codziennego życia zarówno
zawodowego, swojego i innych, jak i z przypatrywania się moim dzieciom, jak
dobrze wykonana praca poprawia samopoczucie, buduje pewność siebie, dodaje
skrzydeł, daje spokój a nawet szczęście, że zrobiło się to, co należało zrobić w
danej chwili. Jednak praca dobrze wykonana to także służba innym, tym, którzy z niej bezpośrednio korzystają
(klienci, odbiorcy wytworzonych towarów, pacjenci, pasażerowie, kupujący,
etc.), ale i całemu społeczeństwu. Jesteśmy systemem naczyń połączonych,
współistniejemy w tysiącach relacji, i w zaufaniu do tysięcy ludzi, to zaufanie
jest oparte na ich dobrze wykonywanej pracy. Rozejrzyjmy się wokół, wychodzimy
z domu jedziemy na uczelnię czy do pracy. Ktoś musiał dobrze wytworzyć asfalt,
ktoś go położyć, skonstruować autobus, opanować sztukę kierowania nim, dobrze
naprawić ostatnio hamulce, wyregulować sygnalizację świetlną na drodze, itd.
Jeśli ktoś w tym całym łańcuchu współzależności swoją pracę wykonał źle,
będziemy na to utyskiwać, popsuje nam to humor, a nawet może skończyć się
wypadkiem. Katastrofa statku kosmicznego „Challenger” została spowodowana tym,
że ktoś źle dokręcił jakąś śrubkę. Może myślał, że jego praca jest banalna,
rutynowa albo mało istotna w porównaniu z pracą innych. Mylił się.
Dobrze wykonana praca to również służba swojej rodzinie, która dzięki temu
ma środki do życia, i w końcu służba Ojczyźnie i Bogu. Każda praca! Jeśli ktoś
myśli, że zamiatając ulice nie realizuje tych wielkich celów, to niestety również
się myli. Oczywiście ważniejsza dla nas wszystkich jest praca ministra, który
podejmuje decyzje, od których zależy wiele a jak ktoś źle posprząta ulicę to
państwo się nie zawali. Jednak i jedno i drugie może i powinno być dobrze
wykonane, i jest służbą. To jest fundament cywilizacji europejskiej,
zachodniej, i żadni protestanci, żadni kalwini, jak to nam się wmawia na czele
z Maxem Weberem i jego dziełem o etyce protestanckiej co to zbudowała
kapitalizm, nie wymyślili tej etyki pracy. Wcześniej była Księga Rodzaju, „ora
et labora” i wielkie katedry. Był też Kraków i jego kupcy, gdzie krzyżowały się
największe szlaki handlowe Europy. Ale to temat na inny tekst.
Tymczasem Polska potrzebuje charyzmatycznych listonoszy, kierowników
najnudniejszych urzędów, poczt, uśmiechniętych właścicieli sklepików i
straganów na bazarze, jak i zapalonych naukowców i inżynierów, przejętych swoją
pracą nauczycieli, lekarzy i reżyserów. Polityków, samorządowców, urzędników,
przedsiębiorców i wielu innych.
Miałem i mam szczęście znać wiele osób spośród moich klientów i
współpracowników, od których mogłem się czegoś nauczyć i cały czas się uczę. Pamiętam
doskonale spotkanie, na którym były pilot NATO a potem główny dyrektor wielkiej
firmy, skrupulatnie notuje w swoim kołonotatniku to, co objaśnia mu świeżo
upieczony prawnik na spotkaniu. Ja na następne spotkanie sprawdziłem wszystko
cztery razy. Lekcja pokory w uczeniu. Dawałem też przykład kolegi, który zrobił
błyskotliwą karierę zaczynając od skrupulatnego wykonywania obowiązków, które
były poniżej jego kwalifikacji, ale bardzo angażując się i będąc bardzo
kreatywnym, co po pewnym czasie zostało zauważone i zyskało uznanie
przełożonych, którzy zaczęli powierzać mu coraz trudniejsze zadania. Przywiodło
go to z czasem do spektakularnego sukcesu. To trochę historia przypominająca tę
z filmu „W pogoni za szczęściem”, który na marginesie warto obejrzeć.
Aby dobrze pracować, trzeba się do tego przygotować czyli, moi drodzy,
kolejny wielki temat – NAUKA!
W wolnym, sprawiedliwym kraju, nauka, pilność, solidność powinny być drogą
do sukcesu, również materialnego. Z konkretów w tym temacie to mam ich tylko
kilka.
Po pierwsze, umiejętność
skupienia, bez względu na zawód, jeśli ktoś nie umie w ciszy,
skupieniu, bez dystrakcji uczyć się przez bitą godzinę, przykuty do biurka -
nic nie osiągnie. Trzeba o tę umiejętność walczyć w dobie fejsbuka, chatów,
maili, telefonów, smsów, rozrywki montowanej w służbowych telefonach i
komputerach, muzyki sączącej się z byle komórki.
Po drugie, własna technologia
nauki. Każdy musi mieć swoje sposoby, techniki przechytrzania swojego
lenistwa i gnuśności, a może tylko lepszego wykorzystywania czasu i bardziej
efektywnego uczenia się. Po co spędzać trzy godziny nad czymś co można opanować
w godzinę. Tu należy być kreatywnym i zmieniać te metody, eksperymentować,
począwszy od jak najszybszego czytania ze zrozumieniem poprzez różne sposoby
sporządzania notatek, wykresów, style i kolory podkreśleń, dopisków na
marginesach, etc., aż po techniki nauki na pamięć czy mnemotechniki ułatwiające
zapamiętywanie. Ja w czasach szkolnych miałem w pogardzie gorliwców z
pierwszych ławek podkreślających w zeszycie linijką najważniejsze kwestie, a w
życiu dorosłym wielokrotnie zaskakiwało mnie jak któryś ze starszych kolegów,
doświadczony mecenas albo manager robi skrupulatne notatki z podkreśleniami.
Dobre nawyki najlepiej wyrabiać w określonym wieku, jeśli chodzi o techniki
pracy umysłowej, im wcześniej tym lepiej.
Po trzecie, uczyć się od
najlepszych. Św. Brat Albert kiedy był tylko Adamem Chmielowskim chcąc uczyć
się malarstwa, postanowił wyjechać do Niemiec, aby uczyć się techniki od
najlepszych mistrzów. Mawiał wtedy, że nie będzie pił z kałuży, skoro może udać
się do czystego źródła. Wielokrotnie jako opiekun doradzałem szefom zapisywanie
się na wymagające zajęcia z wykładowcami, którzy mogą czegoś nauczyć. Z
perspektywy czasu to tylko się liczy, nabycie konkretnej wiedzy i umiejętności,
a nie zaliczenie zajęć za cenę straty kilkudziesięciu godzin czasu.
Po czwarte, dwie złote reguły nie tylko nauki ale generalnie rozwoju
osobistego: wychodzenie poza strefę
swojego komfortu oraz dochodzenie
do granic możliwości. Znajdziecie te zasady w mądrych książkach o
rozwoju dla managerów. Gdyby wychodziły jeszcze książki o pracy nad charakterem,
na pewno tam też byłaby o tym mowa. Ja usłyszałem o tych zasadach niedawno, ale
przeżyłem je na własnej skórze w liceum. Gdyby nie to liceum, nie ten wycisk,
który tam dostałem, nie wiedziałbym nawet, że jestem w stanie działać na tak
wysokich obrotach, uczyć się tak efektywnie, że na tyle mnie stać. Nie mam
wątpliwości, zmarnowałbym się. Jasne, że każdy jest inny i niektórzy pracują
intensywnie sami z siebie i w każdych warunkach, mnie takie dociśnięcie wtedy
było bardzo potrzebne. Tak czy inaczej, „ciepełko” zabija rozwój, jeśli nie
podejmujesz się zadań, które coś cię kosztują, może trochę stresu, tremy,
spięcia czy napięcia, a tak będzie zawsze jeśli coś robisz po raz pierwszy;
jeśli asekurancko nie wychodzisz poza strefę, nad którą już panujesz, w której
dobrze się czujesz, już masz ją oswojoną, odcinasz kupony – to zacząłeś proces
atrofii i obumierania. Oczywiście to jest wygodniejsze, bezpieczniejsze, ale
tak nie sięga się gwiazd.
Dochodzenie do granic możliwości – to rozumie każdy kto uprawia sport, albo
rehabilituje kończynę. Nie da się zmierzyć, określić jakie możliwości mamy,
jeśli nie dojdziemy do ich granicy. W sporcie to proste - biegniemy i przy
którymś metrze czy kilometrze ustajemy. Chciałbym być tu dobrze zrozumiany, nie
chodzi tu o pracę ponad siły, 300% normy, stachanowców z czasów odbudowy
Warszawy czy wyścig szczurów. Raczej o stawianie sobie porzeczki na
odpowiedniej wysokości.
c.d.n.
Bardzo piękny, mądry i praktyczny artykuł. Muszę przyznać,że do tej pory nie zwracałem uwagi w swoim rozwoju osobistym i zawodowym na opisane w tym tekście "złote zasady", albo inaczej - nie realizowałem ich w satysyfakcjonującym stopniu. Napewno treść tego tekstu zagości na dłuższy czas w mojej pamięci i będzie inspiracją do działania, do służby Bogu i innym ludziom, a także do solidnej pracy nad samym sobą. Dziękuję za ten artykuł i z niecierpliwością czekam na cd.
OdpowiedzUsuń