29 lipca 2003 r.
biwak 47 szef Bartosz Orzechowski - hufiec lubelski oraz Ukraina,
biwak 48 szef Paweł Bobruk - hufiec białostocki oraz Białoruś,
biwak 49 szef Piotr Jedziniak - hufiec puławski oraz samodzielne zastępy z Łęcznej, Chełma, Krasnegostawu oraz Litwa i Łotwa,
biwak 50 szef Marcin Malicki - hufiec warszawski oraz Bułgaria i Szwajcaria,
biwak 51 szef Marek Mutor - hufiec dolnośląski oraz Czechy,
biwak 52 szef Piotr Synowiec - hufiec świętokrzyski, rawski oraz Kraków plus Węgry.
Od
rana siąpił deszcz, jednak wszyscy Polacy zapewniali ochoczo, że obok
wszystkiego innego pogoda też jest załatwiona i znaczącym gestem spoglądali na
niebo. Potem miało się okazać, że nie mijaliśmy się z prawdą. Po kilku dniach
przedeurojamowego siąpienia, podczas dziesięciu dni zlotu nie spadła ani jedna
kropla deszczu a pogoda była wprost wymarzona. Opatrzność pod tym względem nie
mogła być dla nas bardziej hojna.
Przed
południem wraz z Bartkiem Mleczko, Zbyszkiem Mindą i Krzyśkiem Staszakiem
zapewniliśmy transport dla ogniska przewodniczek francuskich, które chciały
dostać się do Olsztyna pod Częstochową aby rozpocząć swoją wędrówkę do Żelazka.
Przez całą drogę usiłowałem moją łamaną francuszczyzną uświadomić 4 młode
przewodniczki co do sytuacji społeczno-gospodarczo-politycznej Polski obecnie i
w historii. Z ogniskiem wędrował sympatyczny czarnoskóry dominikanin. Ta
podwózka spowodowała, iż godzinę spóźniłem się na dworzec PKP w Zawierciu gdzie
z kolei miałem odebrać tłumacza Marcina i Kasię Sługocką z koleżanką, również
lekarką, do wsparcia naszego polowego szpitala. W kiosku Ruch-u zaopatrzyłem
się w aktualną prasę a w niej duży artykuł w Dzienniku Zachodnim o naszym
zlocie, piękne zdjęcie na pół szpalty. Trzeba przyznać, że prasa lokalna (choć
Dziennik Zachodni nie jest typową gazetą lokalną, gdyż ma aż 100.000 nakładu i
wychodzi na połowie terytorium Polski) pisała o nas prawie codziennie, czego
nie można powiedzieć o prasie ogólnopolskiej. Natomiast warta odnotowania anegdota
związana jest z Marcinem. Otóż, przyjechał on na Eurojam jako absolutny
nieharcerz za namową Tomasza Szydło aby tłumaczyć z francuskiego i
hiszpańskiego. Już pierwszej nocy witał Hiszpanów, którzy koszmarnie się
spóźnili, a zatem niewiele spał lecz wcześnie rano znów był do dyspozycji.
Potem w pewnym momencie okazał się głównym rozprowadzającym przyjeżdżające
francuskie autokary, nie spał, nie dojadał, nie rozstawał się także z koszulą
koloru munduru i chustą. Pełnił służbę jak doświadczony wędrownik.
30 lipca 2003 r.
Niestety
powoli zaczynam gubić w pamięci chronologię wydarzeń. Tego dnia z szefami
biwaków podobozu międzynarodowego lub ich zastępcami miałem wizję lokalną z
Rafałem w terenie w celu dokładnego przydzielenia poszczególnym biwakom punktów
czerpania wody, kuchni, składów drewna na konstrukcje i opał. Przy okazji warto
wyjaśnić, iż obóz skautów podzielony był na 3 podobozy: francuski, włoski i
właśnie międzynarodowy, którego miałem być szefem. Podobny podział istniał w
obozie dziewcząt. Na czele obozu skautów stał Zbigniew Minda, który podczas
Eurojamu codziennie rano o godz. 10.00 prowadził odprawę dla szefów podobozów
oraz szefów wszystkich delegacji narodowych. W skład podobozu międzynarodowego
wchodzili przede wszystkim Polacy oraz pozostałe narodowości, które tworzyły
samodzielne biwaki tak jak Belgowie i Kanadyjczycy (biwak 43), Niemcy (biwak
44) oraz Hiszpanie i Portugalczycy (biwak 45) albo też obozowały w biwakach z
Polakami. I tak wymieńmy ku pamięci:
biwak
46 szef Piotr Sitko - hufiec radomski, dwie drużyny z ZHR-u oraz Rosjanie,biwak 47 szef Bartosz Orzechowski - hufiec lubelski oraz Ukraina,
biwak 48 szef Paweł Bobruk - hufiec białostocki oraz Białoruś,
biwak 49 szef Piotr Jedziniak - hufiec puławski oraz samodzielne zastępy z Łęcznej, Chełma, Krasnegostawu oraz Litwa i Łotwa,
biwak 50 szef Marcin Malicki - hufiec warszawski oraz Bułgaria i Szwajcaria,
biwak 51 szef Marek Mutor - hufiec dolnośląski oraz Czechy,
biwak 52 szef Piotr Synowiec - hufiec świętokrzyski, rawski oraz Kraków plus Węgry.
Szefowie
biwaków, jak lubił mawiać Zbyszek Minda, stanowili ekipę marzeń. Innym z wielu
pamiętnych „skrzydlatych słów” Naczelnika, które wciąż przywoływane z pamięci
wywołują mój uśmiech są słowa wypowiedziane któregoś dnia, gdy właśnie
zmierzaliśmy z podobozu międzynarodowego w kierunku Żelazka. Nagle zza rogu z
naprzeciwka pojawił się O. Robert Pawlak. Gruber - pod takim przydomkiem od
wiek wieków go pamiętaliśmy, harcerza z Nałęczowa, a dziś mnicha ze zgromadzenia
franciszkanów. Wtedy Zbigniew powiedział: „Jest dobrze, bo zjeżdżają już
wszyscy wielcy” i w tym głosie znać było tą charakterystyczną dla niego nutę
sympatycznego żartu, zawsze budującego dobrą atmosferę, pozwalającego ludziom
czuć się dobrze. I to fakt, na Eurojam zjechały wszystkie ‘legendy’ naszego
Ruchu. Oczywiście mówimy to z pewnym przymrużeniem oka, po prostu starzy
znajomi, zawsze zaangażowani tak czy inaczej. Czułem się, myślę jak wszyscy, po
prostu wspaniale otoczony przez grupę przyjaciół. Te chwile były niezapomniane
i prawdziwie niezwykłe.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz