W poprzedniej
dziesięciolatce, kiedy zaczynałem przygodę jako naczelnik Skautów Europy w
Polsce, zrobiłem sobie taki mały objazd po Polsce, by spotkać się z szefami z
różnych środowisk. Tymi, o których wszystko się opiera, na których ruch stoi. W
jednym z miast zadałem pytanie „chłopaki, ale kto jest Waszym bohaterem? czy jest
jakaś postać, która jest dla was wzorem postępowania?” Na to oni jeden po
drugim: „Jan Paweł II”. Myślę, wspaniale. Ot, pokolenie JPII (było już po śmierci
papieża Polaka). No to pytam: „A w czym on dla was jest tym wzorem? Co takiego jest
w tej postaci, co może inspirować?” I tu zaczęły się schody. Eee, iii, a potem
ogólniki. Ups. Spodziewałem się, że duch sportowy, organizacja czasu, poczucie humoru,
głęboka modlitwa, jakieś sytuacje… a tu nic. No to myślę sobie, guzik prawda,
żadnym on dla was wzorcem nie jest. To nie żywa postać, ale pomnikowa figura,
odległa i nie budząca emocji. Można znać kogoś z bliska jak przyjaciela, jak
brata, można znać tylko z widzenia lub ze szklanego ekranu. Jeśli chcemy znaleźć
inspirację, motywację, czy zwyczajnie poznać jakąś postać bliżej, czytajmy na litość
boską biografie.
Gdy dzisiaj ubrany jak
stróż w Boże Ciało, to znaczy prawdę mówiąc, tak jak wyglądam pięć dni w
tygodniu, szedłem w procesji, prowadząc misterną dyplomatyczną grę z dwójką
najmłodszych dzieci, aby zechcieli dotrwać do końca, myślałem podobnie właśnie
o tym: kim dla nas jest Jezus? Każdego z nas obdarzonego łaską wiary, deklarującego
bycie chrześcijaninem. Właśnie: czy chrześcijaninem z metryki, z urodzenia czy
takim, który spotkał swojego Boga? Chrześcijaństwo to religia spotkania z
Osobą. Dziś, gdy publicznie wyznajemy wiarę w rzeczywistą obecność Chrystusa „pod
postacią chleba” warto zadać sobie pytanie: czy jest choć jedna scena w
Ewangelii, w której ta postać mnie intryguje, fascynuje, działa magnetycznie? Czy
czytam Jego „biografię”? Ktoś zwrócił uwagę, że Chrystus był niesamowitym
retorem, używał barwnych porównań, inteligentnych ripost, zadawał zaskakujące pytania.
Ciekawe. Lecz wiele więcej niż to. Na dziś warto sięgnąć po Jana, rozdział 6.
Tam jest scena, gdzie Jezus mówi o swoim ciele jako o pokarmie, co wywołuje
zgorszenie. Wielu uczniów odchodzi, stwierdza, że „ciężka ta mowa”. To już było
dla nich za mocne. Zawsze wyjaśniał, aby dobrze zrozumieli (np. Nikodemowi w
nocy), prostował i cierpliwie tłumaczył sprawy mniejszej wagi. Gdyby sądził, że
to wynik nieporozumienia, zapewne nie pozwoliłby im odejść. Jednak On nie
powiedział, że chleb będzie „symbolizował” Jego ciało, ale że będzie jego
ciałem. A zatem wie, że został zrozumiany i dlatego odeszli. Mimo to nie „zmiękczył”
przekazu, aby ich zatrzymać.
Dziś Boże Ciało. Jan 6,
48-66
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz