Nic nie regeneruje mnie bardziej niż weekend spędzony z
moimi dziećmi. W poniedziałek rano czuję się jak szczypiorek na wiosnę, pełen
pozytywnej energii i zapału do pracy. Nie zawsze tak było. Bywało, że po
weekendzie byłem zmęczony jak pies myśliwski po pogoni za kaczkami w bagnach
biebrzańskich. Dzień w biurze w symbiozie z klawiaturą, monitorem, telefonem
konferencyjnym czy nawet negocjacjami w eleganckim towarzystwie był ukojeniem
dla zmysłów, lepszym niż najwymyślniejsze zabiegi pielęgnacyjne w wykwintnym
SPA (chciałem napisać jak kąpiel w borowinie w Ciechocinku, ale tego jednak nie
umiem sobie wyobrazić). Takie dwa pełne dni ze sobą skłaniają do różnych
obserwacji i refleksji. Na dzisiaj mam refleksję taką, że nie ma gender w domu
Korbów. Są natomiast płcie, mężczyźni
i kobiety, chłopcy i dziewczęta.
Jak to jest, że pudło samochodzików nie wzbudziło żadnego zainteresowania
dwóch sióstr i musiało upłynąć dziewięć długich lat, aby sięgnął po nie młodszy
brat tego, który nimi bawił się całymi dniami niegdyś?
Jak to jest, że tenże chłopaczek nie sięga wcale po inne pudło, z maskotkami
wszelkiego rodzaju, piesków, kotków i misiów, nie rozkłada ich na kanapie, nie
prowadzi dla nich lekcji, nie jest panem nauczycielem, nie ustawia ich w
rodziny z mamą, tatą i dziećmi? Nie robi tego nigdy sam z siebie. Powtarzam –
nigdy!
Owszem uczestniczy i chce bardzo uczestniczyć w zabawach ze starszymi
siostrami, ale najlepiej, aby to była gonitwa, ściganie się, bieganie na czas,
chowanie, wszystko co przyprawia o zawrót głowy moją żonę. Odbywa się to porą
zimową w domu, rzecz jasna.
Mimo dużej różnicy wieku chłopcy doskonale się dogadują i lubią spędzać ze
sobą czas. Czas „szalenia”. „Stasiek, poszalejesz ze mną?” - to błagalne
pytanie słyszę nader często. Nie pada odpowiedź, tylko błysk w oku jest tu
odpowiedzią. „Szalenie” zaczyna się natychmiast, chłopaki startują jak
sprinterzy, a kobiety wydają pisk dezaprobaty.
Innymi ulubionymi zabawami synów i braci, których kobiety w moim domu wręcz
nie znoszą, są wieczne przepychanki i przekomarzanki. Jeden drugiego cpyka w
ucho, w nogę, w rękę, drugi się irytuje i zaczynają się zmagać, siłować.
Dziewięć lat różnicy. Więc wszyscy krzyczą, aby starszy przestał, ale nic złego
się nie dzieje, to zabawa, on zawsze siłuje się na żarty, z taką
charakterystyczną pobłażliwością dla młodszego. Zresztą starszy sam nadzwyczaj
dobrze się przy tym bawi. Mimo to młodszy jest przeszczęśliwy, owszem ciągle
domaga się, aby starszy nie dawał mu forów, ale liczy się sam ruch i spalanie
kalorii.
Jeśli nie poszaleją, nie ma spokoju. Nie ma też szczęścia, spontanicznego
poczucia zadowolenia na twarzy pięciolatka. Czy to jest zalążek męskości?
Piotrek teraz jest w fazie wzrastającej fascynacji piłką nożną. Na razie kopie
w nią w domu, na podwórku, w szkole. Na urodziny dostał karty z piłkarzami i
album do ich umieszczania. Mój Boże, do nabycia w każdym kiosku z prasą a ile
radości. To się babcie zdziwiły, że tak z prezentami udało się wstrzelić. Mały
człowiek zasypia z kartami w ręku i budzi się mając je tuż przy głowie. A w przedszkolu
chłopaki stoją lub siedzą w kółku i cały czas dyskutują o tym, który piłkarz
najlepszy. „A ten jest dobry”. „Nie, ten jest najlepszy”.
Cóż, czas ucieka, nikt już u nas nie budzi się siedem razy w nocy, nie ma
kolek, nie płacze bez powodu, nikomu nie trzeba zmieniać pieluch, nosić na
rękach ani miksować zupek. O dziwo, wszyscy posługują się sztućcami i zasiadają
z powagą do stołu (choć niektórzy tę powagę mają tylko przez chwilę). Nie
używamy wózków, fotelików do karmienia, nosidełek a nawet oddaliśmy znajomym
łóżeczko niemowlęce ze szczebelkami.
Każda faza rodzicielstwa ma swoje radości i troski. Inne, fascynujące,
angażujące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz