sobota, 26 września 2015

Turbacz 2015


Byłem sobie w ubiegły weekend z córką Melą na Turbaczu. W ramach większej całości czyli wyprawy ojców z córkami. Ambitnie. Z synem nie byłem jeszcze na takiej wyprawie a z córką, proszę, owszem. Niestety główny atut Gorców czyli przepiękny widok na Tatry nie był nam tym razem dany. W ogóle mało co było widać i to góra na dziesięć metrów. Tonęliśmy we mgle, a może to były chmury, nie wiem. Padał też deszcz, obcowaliśmy z błotem, było naprawdę fajnie.
Wstyd się przyznać ale Turbacz poprzednio zdobywałem ponad dwadzieścia lat temu, nie od strony Rabki ale Gorca. I to kilkakrotnie. W ramach pamiętnych zimowych wypraw, z nocowaniem w bacówkach, zamarzaniem wody wewnątrz i buńczucznymi zdjęciami gołych torsów na tle śniegu i panoramy Tatr. Szkoda, że nie można było wysłać mms’a wtedy, ani zamieścić takiej foty na fejsbuku, setki lajków murowane-;) A byliśmy w liceum, i stanu wolnego, więc, sami rozumiecie… Na Turbaczu podówczas, leżąc już w śpiworach na schodach i półpiętrze, po którym szalał koszmarny przeciąg, powstawał oszałamiający plan startu w wyborach do samorządu szkolnego. Właściwie to plan okazał się blady w porównaniu z tym, co się naprawdę potem zadziało. Ale to odrębna historia.
Schronisko nic się nie zmieniło przez te wszystkie lata. I piszę to niestety z pewnym niemiłym zaskoczeniem. Dom, mieszkanie, płot wymagają co jakiś czas jakiegoś odnowienia, odmalowania, „upgrade’u”. Tak przynajmniej jest, gdy ludzie dbają o rzeczy, które ich otaczają. Tak jest w wyższych kulturach. Tak jest, gdy istnieje gospodarz. Widocznie schroniska górskie nie mają dobrego gospodarza. I nie chodzi o jakieś wygody, bynajmniej. Pomijam też incydent z podaniem spleśniałego chleba. Ludzie gór w kuchni, mogli nie zauważyć. Zresztą zmęczony turysta nie powinien być wybredny. Druga obserwacja – towarzystwo. Byliśmy zaskoczeni z niektórymi ojcami, że też takim mięśniakom jak ci, którzy obnażywszy wytatuowane torsy głośno śpiewali nieprzystojne pieśni racząc się piwskiem w restauracji, chce się podejmować taki wysiłek. Widocznie wrażliwość na piękno gór ojczystych nie ma względu na osoby-;)
Spotkaliśmy też fajnego turystę, który już tydzień sobie idzie czerwonym szlakiem i przed nim jeszcze tydzień zanim dotrze nim do jego końca w Bieszczadach. Czy jest jakiś śmiałek, harcerz, który przeszedł cały czerwony szlak? Albo to chociaż zamierza?
Ten wpis miał być jednak przede wszystkim dla ojców. I to ojców córek. Wcale nie chcę tu pisać, że obowiązkowe czy choćby wskazane jest wdrapywanie się na Turbacz. Jednak muszę Wam powiedzieć, że mimo tej mgły, wytatuowanych mięśniaków, spleśniałego chleba, itp. bardzo było warto. Było świetnie! Niewyobrażalne, jaką pozytywną energię można odczuwać po takim wyjeździe w poniedziałek rano. Ponadto, człowiek-ojciec nie zauważy 10% tego w domu, co można zobaczyć „w polu”.
Akurat tak się złożyło, że zaraz po tym Turbaczu natknąłem się na swoje notatki, które do końca nie mam pewności skąd pochodzą, ale najprawdopodobniej z książki Meg Meeker „Mocni ojcowie, mocne córki”. Przytoczmy je:
Gdy jesteś z nią – obojętnie czy jecie obiad, pracujecie w domu czy po prostu jesteście razem – jakość i stabilność jej życia (a także i twojego, jak sam się przekonasz) nieskończenie wzrasta. Nawet, jeśli sądzisz, że nadajecie na zupełnie innych falach, nawet, jeśli martwisz się, że czas spędzony z nią nie przynosi wymiernych rezultatów, nawet, jeśli wątpisz czy masz jakikolwiek wpływ na nią, badania potwierdzają, że dajesz swojej córce w ten sposób najwspanialszy dar. Pomagasz także samemu sobie: studia pokazują, że rodzicielstwo dobrze wpływa na rozwój emocjonalny mężczyzny, a także zwiększa jego poczucie wartości i ważności.
Twoja córka patrzy na czas spędzany z tobą w sposób skrajnie odmienny niż ty. W miarę upływu lat, poprzez niecodzienne zdarzenia i zwykłe wspólne życie, niejako wchłonie w siebie twoją obecność i wpływ. Będzie obserwowała każdy twój krok.”
I co powiecie? Oby to była prawda, chłopcy – towarzysze wyprawy na Turbacz.
I drugi, może mniej w związku i na temat, ale dajmy go, bo jest po prostu niezły, że aż chyba trzeba przeczytać całą tą Meg Meeker:
 
„Dzieci mają prawo do niewinności. W dzisiejszym świecie my, dorośli, nie pozwalamy dzieciom być dziećmi. Wprowadzamy je siłą w świat, który nawet nasi rodzice czy dziadkowie określiliby, jako przesycony pornografią. Większość tych informacji dotrze do niej zanim ukończy szóstą klasę, w czasie, w którym ty jesteś w pracy i próbujesz jakoś przetrwać kolejny ciężki dzień.
Wy, jako ojcowie, musicie wiedzieć, że wasze córki dorastają w kulturze, która usiłuje pozbawić ich wszystkiego, co w nich najlepsze.”

2 komentarze:

  1. Nareszcie "ruszył" blog i jak zwykle z dobrym,dającym do myślenia artykułem. Myślałem,że zapomniałeś hasła do blogspot i stąd prawie 3 miesięczna przerwa…

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki. I proszę o więcej komentarzy-;)

    OdpowiedzUsuń