niedziela, 11 stycznia 2015

WOW - oh, wow!


Jak stali, cierpliwi i wyrozumiali czytelnicy tego bloga dobrze wiedzą, stara się on być źródłem treści raczej dobrej i budującej, a nie przelewaniem rozgoryczenia lub piętnowania tego, o czym nie można powiedzieć, że jest dobre. Tym bardziej miło po tygodniu bombardowania nas zewsząd odrażającymi okładkami francuskiego pisma podzielić się refleksją z dnia wczorajszego.

WOW czyli Wieczerza Opłatkowa Warszawy skupiająca wszystkich szefów sześciu już stołecznych hufców i przyjaciół, w tym wiele osób z innych miast studiujących w Warszawie. Jak było? Można powiedzieć – wow! Świetna skautowa atmosfera, proste metody, zaskakujące efekty. Choć to już wieloletnia tradycja w Warszawie, a nawet miejsce to samo, były elementy zaskoczenia.

Wszyscy zebrani, nie pomijając rodzin z dziećmi, zostali losowo podzieleni na sześć grup, które w ciągu dwudziestu minut miały przygotować wybrane scenki składające się na scenariusz pt. Rodowód Jezusa. Wyszło znakomicie! Wszyscy byli zaangażowani. Dla mnie najlepszy był występ o Królu Salomonie, urozmaicony technicznie, śmieszny i pouczający, nie licząc oczywiście początku z dziadkiem okrytym kocem, ale to było poza konkurencją, bo przygotowali organizatorzy.

I powiem Wam, że tak trzeba. Cykliczne wydarzenie powinno mieć za każdym razem jakiś nowy element, albo inaczej zrobiony, albo podany, jakąś poprawkę, podwyższenie poziomu o oczko wyżej, by żadne wydarzenie nie było nudne i przewidywalne, by zawsze nieobecność była stratą. I mam na myśli nie tylko harcerskie wydarzenia, ale i w pracy zawodowej czy w życiu rodzinnym. Nie ma nic nudniejszego i bardziej przygnębiającego niż imieniny u cioci zawsze z tymi samymi gośćmi, potrawami i żartami przy stole. Albo święta, nie dość, że te same potrawy na Wigilii, identyczna sztuczna choinka od lat, życzenia zdrowia, to i prezenty identyczne: od wujka Mietka szare skarpetki, od cioci czekolada, itd. Minimum to skarpetki chociaż w innym kolorze a czekolada chociaż z innym nadzieniem. A w małżeństwie? Rutyna, powtarzalność, brak zaskoczenia zabije najlepszy związek. Facet czy kobieta, którzy nie potrafią albo nie chcą zaskakiwać swojego współmałżonka to niebezpieczeństwo! To samo w drużynie, kolejny obóz z taką samą fabułą, albo po roku przerwy znowu to co dwa lata temu to oznaka lenistwa i braku wyobraźni. Tematów nie starczy na życie, a co mówić o krótkim okresie trzech lat. I nie chodzi o to, aby ciągle eksperymentować i wszystko zmieniać. O nie!

 
Przeciwnie, rytuał, uświęcone tradycją elementy, pewien stały kanon, nawet na takim spotkaniu jak WOW to rzecz nie do przecenienia. Więcej, „reformator” robiący wszystko po nowemu to tylko oznaka pychy, braku szacunku do poprzedników, bo „ja wiem lepiej”. To samo ze Świętami, to że spodziewamy się znowu miłego spotkania rodzinnego, tych samych potraw jedzonych raz w roku, i że wiadomo, iż śpiewamy kolędy pół godziny a dopiero potem są prezenty, a tam znowu skarpetki od wujka Mietka, jest czymś niesamowicie sympatycznym. Wiedzieli o tym Hobbici, a raczej Tolkien, który ich powołał do życia. Wiemy i my. Najlepiej jednak jak w tym rytuale jest jakiś element zaskoczenia, miły akcent, smaczek, jakaś potrawa inaczej przyrządzona a może zupełnie nowa, inny obrus, skarpetki z fantazyjnym szlaczkiem, itp. Tradycyjnie najlepszy jest złoty środek, odkrył to już Arystoteles, a my twórczo jego myśl rozwijajmy.

A zatem WOW taki był, jaki powinien, nowi hufcowi twórczo kontynuujący tradycję! Nie po najmniejszej linii oporu, robiąc identycznie jak było, ale właśnie, zróbmy coś może aby bardziej ludzi zaktywizować, zaskoczyć. I dobrze wyszło.
Tak trzymać Panie i Panowie!

(fot. z galerii Kasi Szczypek)

1 komentarz:

  1. Błagam! Niech wróci stara forma graficzna bloga! Blog potfornie muli i na komputerach i na smartfonach. Koszmar! Wcześniej wszystko śmigało na dotyk. Myślałem, że w wersji mobilnej może być lepiej, ale niestety… męka.

    OdpowiedzUsuń