Ogłaszam śmierć teatru oficjalnego. Nic tam nie znajdziecie, publiczność
tylko udaje, że jej się podoba, ale nie ma tam katharsis, nie ma wrażenia
„wow”, nie ma opadania szczęki, opadają najwyżej ręce a pozostaje niesmak. „Wow”
rozlegało się natomiast wczoraj w Amfiteatrze w Parku Sowińskiego na Woli.
Skauci Europy zdobywają kolejne reduty Warszawy. Tłum ludzi znowu zachwycił się
opowieścią o Polsce w wykonaniu młodych dziewcząt i chłopców, o tej Polsce,
która jaką by być mogła to w głowach nam się nie mieści a tymczasem „nie może
nas nie boleć”. Każda kolejna scena wzmacniała jeszcze to „wow”, najpierw
uchwalenie Konstytucji 3 Maja, potem nieprawdopodobnie genialna scena z łodzią
unoszoną na wodzie; wodzie, dodajmy dla niewtajemniczonych, utworzoną przez
żywiołowo angażujące się wilczki, które bardzo były rade ze swojego nagłego w
całym tym wydarzeniu współudziału. Opresja zaborców i ocalanie tego co
najważniejsze przez naszych wieszczów i bohaterów, muzyka Chopina. Bitwa 1920
r., spory przywódców ale w imię najlepszego rozwiązania dla ojczyzny i jedność
w obliczu wroga, wreszcie Habemus Papam i Solidarność. Dużo tego było, pięknych
scen, muzyki, niezwykłych dekoracji, obrazów pięknej Warszawy, własnoręcznie
namalowanych przez przewodniczki, znakomitych kostiumów. I gra kilkunastolatków,
bardzo młodych aktorów postaci takich jak Piłsudski, Ks. Skorupka, kogóż tam
nie było, wszyscy fantastyczni. Młodzieńczość, świeżość, spontaniczność,
radość, przejęcie, odwaga.
Nie sposób w krótkich słowach oddać nawet namiastki tego co tam się działo.
Był jeszcze przecież żywy zegar z ciał i znakomity pokaz zdjęć z „Dwudziestolecia”.
Znakomity bo ten świat II Rzeczpospolitej był magiczny, elegancki i miał swój
styl, którego już nie ma, nie przez upływ czasu ale przez zniszczenie go
kolbami karabinów i podeptanie gumofilcami. Archetyp przedwojennego cwaniaka
czyli Nikodem Dyzma nosił się we fraku, próbował swych sił jako fordanser walca
i tanga a PRL-owski cwaniaczek to w najlepszym razie Edek z Tanga Mrożka,
obleśny typ w przepoconym podkoszulku, który nie ma żadnego szyku.
Niech żyje zatem teatr żywiołowy, prawdziwy i autentyczny! Niech żyje
przekaz treści ważnych, na co dzień nam ulatujących, rozmywanych, niech żyją
zbiorowe emocje, emocje łączące, budujące ludzką solidarność, wskazujące nam „skąd
nasz ród”. Gratias!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz