wtorek, 14 maja 2013

Radom i wielki brat, Londyn i Jadwiga Staniszkis

Tak sobie rozwinąłem luźną wizję rozwoju Radomia w poprzedniej notce, ot taka impresja wydawać by się mogło. Rozgorzała nawet mała dyskusja. I oto jadę do mego miasta w ostatnią niedzielę i tam jest komunia pierwsza mojej bratanicy, i rozmawiamy sobie na obiedzie. O różnych sprawach jak to na obiadach z takiej okazji. A obiad w klubie studenckim na terenie uczelni, kiedyś (tak jak ja pamiętam) Wyższej Szkoły Inżynieryjnej (podówczas jedynej wyższej uczelni, a teraz chyba też, w mieście wojewódzkim Radomiu). Potem była to Politechnika Radomska, by skończyć jako Uniwersytet Technologiczno-Humanistyczny. Tak, tak, nazwa nie jest zmyślona, takie dziwo, to Polska AD 2013.

Ale do rzeczy. Rozmawiamy. Mój brat cioteczny, mogę rzec bez żadnej przesady: wybitny inżynier, konstruktor i menadżer. Praca to jego pasja, a sukces jest tylko efektem ubocznym realizowania pasji. Firma, w której pracuje, dzięki kreatywności i ambicji polskich inżynierów nie jest jednym z wielu oddziałów zagranicznego koncernu, ale wiodącą spółką w grupie, zatrudniającą kilkaset osób, z których 40% to inżynierowie, ściągani do Radomia z całego kraju. Jest jeszcze kilka innych dobrych firm technicznych w mieście tym, inżynierowie jednej z nich wdrażają projekty na całym świecie, inna prowadzi unikalną produkcję. Słucham i cieszy mnie to. To krok w dobrym kierunku, ale to mało. Daleko jeszcze do wizji (czy też impresji) z poprzedniej notki.

Polska nie ma sztandarowych marek, z których byłaby rozpoznawalna na całym świecie. I powiedzmy sobie szczerze - nie ma szans, aby nagle zbudować swój przemysł samochodowy, elektronikę, czy konkurować w innych dziedzinach z liderami. Nawet jeśli nie przyznajemy się do tego, to nas to jako Polaków dołuje. Przecież możemy jednak produkować podzespoły, zaczynać w nowych dziedzinach, być kreatywni i innowacyjni. To może nie jest spektakularne, ale wymierne. Tak rozwija się gospodarka, lepszy pomysł wypiera dotychczasowe rozwiązania, mrówki pokonują słonia, wiedza i kreatywność ludzka jest największym kapitałem. Innowacyjność, kombinowanie, jak zarobić, co wymyślić, jak ulepszyć to, co wymyślili inni. Apple detronizuje Nokię, bo stawia na dotykowy ekran, który Finowie lekceważą, ale Apple nie wymyślił dotykowego ekranu, kupił ten patent. Niestety w tej chwili jesteśmy na szarym końcu we wszystkich rankingach dotyczących innowacyjności, mamy bardzo mało patentów, wynalazków.

I nic nie wskóramy, jeśli poziom kształcenia dramatycznie spada. Jak słyszę o wszechobecnych testach a, b, c i d, na każdym kierunku, nawet humanistycznym, nawet technicznym, ciarki mnie przechodzą. Edukacja powinna dawać wiedzę i uczyć myśleć, uruchamiać talenty, rozwijać zdolności. To samo się nie dzieje, potrzebni są dobrzy nauczyciele, z pasją, chęcią nauczenia, i wysiłek, skupienie, nauka bez włączonego fejsbuka i muzyki w słuchawkach (wkładam kij w mrowisko?), pisanie referatów, bronienie tez przed audytorium kolegów. (Przy okazji obiecuję specjalny post z dedykacją dla wszystkich nauczycieli).

Wieczorem w samolocie do Londynu czytam wywiad w Rzeczpospolitej z prof. Jadwigą Staniszkis, która mówi: „Dokonuje się degradacja nauki – młodzi ludzie kształceni są pod kątem realizacji w przyszłości prac wykonawczych, nie są oni uczeni samodzielnego myślenia”. I wcześniej komentując, że to, co się dzieje to: „bierne przystosowanie się do roli zaplecza i rezerwuaru zasobu siły roboczej. Kryzys strefy euro ma przesunąć siłę roboczą do najbardziej efektywnych miejsc tej strefy”.

Ja nie wiem, jak jest. Tymczasem siedzę w restauracji w londyńskim City, po całym dniu na konferencji z kilkuset uczestnikami z czołowych instytucji finansowych Europy. Obsługuje mnie polski kelner, skończył polskie studia. Czy powinno mnie to cieszyć?

1 komentarz:

  1. Niestety, mamy do czynienia w Polsce z manią edukacji testowej.

    Dzieci nie są uczone wiedzy, ale umiejętności rozwiązywania testów - oducza się je myślenia. Z jednej strony oducza się dzieci zainteresowania wszystkim co przekracza kanon testu, z drugiej strony test zachęca do zgadywania odpowiedzi. To jest zbrodnia na potencjale naszych dzieci!

    Nie wiem dlaczego ktoś wpadł na chory pomysł, że uczenie się na pamięć jest szkodliwe. Słyszałem wiele razy teorie "uczenie na pamięć zabija zdolność myślenia", "wszystko teraz można znaleźć, po co uczyć się na pamięć". A tak naprawdę, czy istnieje jakakolwiek wiedza bez zapamiętywania? Czy można wyciągać jakiekolwiek wnioski, jeśli nie pamięta się faktów? Czy można mówić w jakimś języku nie znając na pamięć słownictwa? Czy ktoś widział kiedykolwiek chirurga, który stoi przy stole operacyjnym i sprawdza w google jak wygląda ludzie serce? Czy istnieje matematyk, który nie pamięta wzorów?

    Drugi problem z naszą edukacją jest taki, że panuje mit przekazywania wiedzy tylko użytecznej. Specjalizacje, wybór przedmiotów, rezygnacja z nauki przedmiotów nie leżących w głównym nurcie. A tymczasem... przecież ta "najbardziej specjalistyczna" wiedza najszybciej staje się przestarzała. Przykład z mojej branży - kto pamięta dzisiaj jak programowało się komputery w latach 90? I jakie to ma znaczenie? A tymczasem wiedza na temat filozofów starożytnych, czy matematycznych podstaw programowania jest ciągle aktualna... choć może na pierwszy rzut oka nie jest "użyteczna".

    Panuje mit kształcenia "specjalistów". A specjalista... cóż, to tylko bardziej wykwalifikowany robotnik. Nie jest w stanie robić nic więcej niż tylko realizować swoją pracę, na wysokim co prawda poziomie, ale nic więcej.

    To czego potrzeba to kształcenia prawdziwych liderów. Ludzi o otwartych umysłach. Liderów wyposażonych w prawdziwą merytoryczną wiedzę, bo same umiejętności kierowania ludźmi, bez podwalin merytorycznych są także umiarkowanie użyteczne.

    Dużo musimy w Polsce zmienić, zanim zaczniemy jako kraj odnosić prawdziwe sukcesy, ale to co musimy zmienić najszybciej to poglądy na edukację dzieci.

    Pozdrowienia
    Krzysiek

    OdpowiedzUsuń