niedziela, 7 kwietnia 2013

Mężu obejrzyj z żoną film a nawet dwa

Zima nie chce nas opuścić, panoszą się anginy, grypy i zwykłe przeziębienia. Wśród ludzi narasta frustracja, podenerwowanie, zmęczenie a nawet pojawiają się nastroje depresyjne. Na ekranach od wczoraj „Cristiada” i „Układ zamknięty”, więc jest na co pójść do kina (w przypadku pierwszego filmu do całego jednego kina na terenie W-wy (sic!)). Jeśli jednak wolisz spędzić wieczór w domu, nie masz lepszego pomysłu albo nie daj Boże dopadła cię jedna z ww. przypadłości, tak jak mnie, MĘŻU obejrzyj z żoną film (bez dzieci), który może przypadnie jej do gustu. Oto dwie propozycje:
 
Malowany welon
 

Film z 2006 r. z Edwardem Nortonem i Naomi Watts w rolach głównych. Akcja osadzona jest w latach 20-tych XX w., najpierw w Anglii a potem w Chinach, dokąd para głównych bohaterów wyjeżdża zaraz po ślubie. Kitty (Watts) szybko zgadza się na ślub z zakochanym w niej po uszy lekarzem-bakteriologiem, nie kochając go naprawdę i do tej ważnej decyzji podchodząc frywolnie. Jest ona dość rozrywkową i powierzchowną dziewczyną, rozpieszczonym egocentrykiem szukającym przyjemności, on obowiązkowym i uporządkowanym sztywniakiem. W Szanghaju Kitty szybko nawiązuje romans z żonatym mężczyzną i robi ze swego szlachetnego męża rogacza (przykro na to patrzeć). Z drugiej strony szkoda, że lekarz wcześniej nie wykrzesał z siebie trochę mniej „czerstwych” zachowań. Gdy Walter (Norton) odkrywa bolesną prawdę, stawia ultimatum: albo odprawia ją w niesławie z rozwodem do Anglii (tak, były kiedyś takie czasy, gdy zdrada nie była jedynie powodem bycia na okładce kolorowych magazynów) albo ona jedzie z nim w dziką chińską dżunglę do wioski, gdzie panuje epidemia cholery. To jest bardzo ciekawy moment filmu, Walter dokonuje rozpaczliwej decyzji (on może zginąć, ona ma wybór może wracać i jedynie „najeść się wstydu” albo jechać z nim). Lekarz jest ofiarą, ale zachowuje się z godnością, honorowo i podejmuje bezkompromisową, twardą decyzję. Przypominam sobie opowieść, którą opowiadał na jednym z otwartych spotkań Szymon Hołownia, jak to Matka Angelika (założycielka EWTN) w swoim talk-show doradzała zdradzonej kobiecie, do której mąż chciał się wprowadzić z kochanką, aby zrzuciła jego rzeczy ze schodów, wystawiła walizki i zatrzasnęła drzwi. Tak, Walter ma głowę na karku, chociaż wydaje się bezlitosny. Niewątpliwie miłosierny to on wtedy nie jest, ale widzimy, że taki radykalny, ryzykowny ruch jest szansą, być może jedyną na ocalenie tej miłości. Poza wszystkim Norton gra po prostu znakomicie.

Skazani na siebie w podróży i potem w dalekiej wiosce, mogą lepiej się poznać. W Kitty dokonuje się przemiana, dojrzewa jako człowiek również pod wpływem obcowania z cierpieniem i poświęceniem innych (to jest pięknie ukazane, i tak to jest, stajemy się lepsi gdy obcujemy z lepszymi od siebie, bardziej oddanymi i szlachetnymi ludźmi, i odwrotnie niestety). Nie łatwo jest wybaczyć zdradę i nie ma tu drogi na skróty. Obserwując Waltera-Nortona widzimy też etos Europejczyka niosącego cywilizację innym ludom, prawdę wypieraną i postponowaną przez polityczną poprawność. Świetny jest wątek budowania wodociągu. W końcu ich miłość nie tyle odżywa, co rodzi się na serio. Poskąpię szczegółów, ale te fragmenty filmu nie są cukierkowate, lecz przeciwnie tchną autentyzmem, uwodzą realizmem (np. scena gdy Walter w mgnieniu oka widzi Kitty zaabsorbowaną pomocą dzieciom – czy życie ludzi nie zmienia się czasami przez jedno spojrzenie?). Autorzy filmu oszczędzili nam taniego happy endu, spróbowali za to wzruszyć. Film kończy się jednak optymistycznie. (Na marginesie, lepiej i bardziej spójnie niż książka, która jest kanwą filmu). Na koniec nie sposób zapomnieć i niezwykłych krajobrazach Chin, pięknych zdjęciach i doskonale wpisującej się w nastrój filmu muzyce.


Tygrys i śnieg
Kolejny, wydający się zwariowanym film Roberto Benigniego. Tym razem jest on poetą na zabój zakochanym w Vittorri (Nicolette Braschi, tak ta sama, z którą grał w „Życie jest piękne” a która prywatnie jest jego żoną). Vittoria niestety pozostaje nieczuła na coraz bardziej rozpaczliwe próby zwrócenia na siebie uwagi przez ekscentrycznego adoratora. W końcu podąża on za swoją muzą aż do Iraku, który pogrążony jest w wojnie.

Wygłupy Roberto w pewnym momencie mogą irytować i zastanawiamy się, o co w tym wszystkim chodzi. Czy to ma być śmieszne? Ale cierpliwości, pamiętajmy, że to również dramat. Czy już zapomnieliśmy, jak Roberto nas wzruszył „Życiem”. I tu się nie zawiedziemy, tylko dotrwajmy do końca. Nic więcej nie powiem, by nie odbierać wam tej przyjemności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz