Melchior Wańkowicz w książce „Ziele na kraterze” wspomina
historię, jak to jego córki podczas podróży po Francji trafiły do Marsylii, a
tam późną porą do portowej tawerny, gdyż myślały, że tata by im nie darował
niezaliczenia takiej atrakcji lokalnej. Nieskalane złem tego świata, nie
pomyślały, że miejsce pełne marynarzy i usługujących im „wyróżowanych dziewczyn
w grubych pończochach” niezbyt nadaje się na kolację dla panien z dobrego domu.
Pomyślał za nie o tym ktoś inny. A było to tak:
„Od sąsiedniego stolika wstał stary robociarz ze zwisającym wąsem i podszedł do nich.
— Co tu panny robią?
— Zwiedzamy
Marsylię — dosyć pokornie przyznały
panny, oszołomione papierosami, dymem, wyziewami absyntu, czując w ustach cały piekielny pieprz zjełczałego kuskus (mielone
mięso baranie opiekane na patyczkach).
— Proszę zaraz zapłacić rachunek — rozporządził się robociarz. —
Odprowadzę was do domu. Gdzie
mieszkacie?”
Wańkowicz podsumowuje nie bez cienia wdzięczności dla
nieznajomego Francuza: „Okazuje się, że i klan tatusiów,
rozsiany po różnych szerokościach globu, ma swoją solidarność”.
Przypomniałem sobie ten fragment podczas ostatnich zakupów w supermarkecie.
Młody chłopak przyklejony do dziewczyny, ile mogli mieć lat? Nawet nie chcę
zgadywać. Czy on zachowywałby się tak wiedząc, że patrzy na to jego ojciec? Czy
ona pozwoliłaby jemu na takie zachowanie w obecności swojego ojca? Pod
warunkiem rzecz jasna, że ten ojciec nie jest Felicjanem Dulskim, który jedynie
w bardzo, bardzo ekstremalnych sytuacjach jest w stanie wyrzucić z siebie bezradne
słowo, ale i tak bez żadnej pretensji do tego, aby miało ono jakąkolwiek moc
sprawczą. A tak w ogóle to mało co go interesuje. A ilu innych ojców widzi
takie dziewczęta, takich chłopaków i wzrusza ramionami, nie zwraca uwagi, bo przecież
nie wypada tak wtrącać się, a co ja mogę?, albo co to da? Pouczał ich będę, jak
mają się zachowywać? Jeszcze mi oponę przebije smarkacz? A potrzebne mi to?
Nie ma w nas solidarności. Jesteśmy obojętni i tchórzliwi, jest nam z tym
wygodnie, łatwo usprawiedliwiamy swoją bierność i brak reakcji. Czyż nie?
Wyobraźmy sobie siebie w tej tawernie w Marsylii, wzruszamy ramionami przełykając
kolejny kęs dobrze upieczonej baraniny czy proponujemy odprowadzenie młodym
dziewczynom z Polski?
„Wtrącanie się” w życie innych ludzi może być trudne, czy dobra wola w
zwróceniu uwagi zostanie tak właśnie zinterpretowana, jako troska o drugiego,
czy przeciwnie jako niechciane wtykanie nosa w nie swoje sprawy, dla którego
odpowiedzią jest agresja. Najczęściej niestety to drugie. Dziś nawet nie można
zwrócić uwagi w tramwaju, gdy ktoś rozmawia zbyt głośno przez telefon, by nie
otrzymać w zamian obelgi. Dlatego czasem nauczeni doświadczeniem – pasujemy,
machamy ręką, „odpuszczamy”. Czy słusznie?
Papież Jan Paweł II podczas pamiętnej pielgrzymki do ojczyzny w 1991 roku
został powitany z rezerwą, chłodem, by nie powiedzieć niechęcią. Przez
rządzących i naród ogłupiony antykościelną propagandą mediów, z jednej strony
dyrygowanych przez tych, którzy jeszcze przed chwilą byli ciemiężycielami a
teraz szybko zapomniano o ich rodowodzie, a z drugiej przez domniemanych
przyjaciół, jeszcze dwa lata wcześniej czule deklamujących w kościelnych salkach
a teraz będących awangardą marszu ku nowoczesności, dla której Kościół był
jakoby przeszkodą. Gazety najpierw okazywały konsternację nauczaniem papieża,
tak jakby mówiąc o dekalogu, mówił jakieś rzeczy nowe, by przejść do jawnego
krytykowania i wręcz agresji. Tak było, i nic tu nie zmyślamy.
Papież prorok, niezrozumiany i wyszydzony we własnej ojczyźnie, na którą
tak liczył i którą tak kochał, musiał bardzo cierpieć w tych dniach. Nie
ustępował jednak, nie machał ręką, nie „odpuszczał”, ryzykując niezrozumienie,
odrzucenie, wyszydzenie. Był solidarny z nami. Nigdy nie zapomnę tych słów
wykrzyczanych przez papieża w uniesieniu w Kielcach 3 czerwca 1991 roku:
„Nie można tutaj mówić o wolności
człowieka, bo to jest wolność, która zniewala. Tak, trzeba wychowania do
wolności, trzeba dojrzałej wolności. Tylko na takiej może się opierać
społeczeństwo, naród, wszystkie dziedziny jego życia, ale nie można stwarzać
fikcji wolności, która rzekomo człowieka wyzwala, a właściwie go zniewala i
znieprawia. Z tego trzeba zrobić rachunek sumienia u progu III
Rzeczypospolitej!
Może dlatego mówię tak, jak mówię,
ponieważ to jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są
moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy
wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te
sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny
boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono!
Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć!”
Wczoraj zdębiałem słuchając polskiego radia ok południa... antyklerykalne plwociny, nie wierzyłem własnym uszom. Spot wyborczy jakiegoś tam ruchu płonących kotów... Wystarczyło kilka lat. Św. Janie Pawle II, módl się za nami...
OdpowiedzUsuńNie, to nie jest nowość. To często ci sami co pluli w latach 80. i 90. albo ich duchowe dzieci. Słuszna konkluzja
OdpowiedzUsuń