piątek, 16 maja 2014

"Kocham to miasto (...) gdzie Hitler i Stalin zrobili, co swoje"



Z miłym zaskoczeniem przeczytałem informację, nie pamiętam już gdzie, o powstającym projekcie makiety przedwojennej Warszawy. Odtworzenie miasta, dzielnica po dzielnicy, nastąpi w odpowiedniej skali. Projekt powstał w głowach osób prywatnych i będzie finansowany z ich kieszeni. Na pierwszą fazę potrzeba dwóch milionów złotych.

Uważam, że to rewelacyjny pomysł i takiej atrakcji w stolicy brak. W Warszawie w ogóle jest za mało ciekawych miejsc, które aż się proszą o to aby je wreszcie powołać do życia. I nie myślę tu bynajmniej o muzeum sztuki współczesnej. Gdzie są tutaj władze miejskie, czy podoba im się chociaż ten pomysł, czy same na to nie wpadły, by zbudować coś takiego i jeszcze zarabiać pieniądze na biletach? Nie wiem. Nie słyszałem, ale ja mało gazet czytam.
 
Każdy kto oglądał zdjęcia starej Warszawy, wie o czym tu mówimy. Ja jakiś czas temu sprawiłem sobie prezent, tak po prostu sam sobie. Kupiłem trzy fantastyczne albumy o przedwojennej Warszawie. To jest porażające! Piękno tego miasta, szyk, dbałość o detale, latarnie, ławki, klomby, drzewa, chodniki, wykończenie okien, gzymsy, wszystko uwodzi. Mimo, że każdy budynek jest inny, niektórzy narzekali na to przed wojną, wzdłuż Marszałkowskiej jeden wyższy, drugi niższy, ale każdy elegancki, zadbany, z własnym charakterem i temperamentem. Harmonia proporcji, kształtu, wykończenia. Po takiej półgodzinnej sesji sam na sam z tymi zdjęciami, gdy potem jedziesz do pracy Mazowiecką, przez Plac Powstańców Warszawy (dawniej Napoleona) albo od Trasy Łazienkowskiej Marszałkowską koło PKiN i domów towarowych Wars, Sawa, Junior, Rotundy, i w lewo w Grzybowską, wbijasz się w Osiedle za Żelazną Bramą – bierze cię złość i żal. Może nie taki żal jak Artura Bliss Lane’a, ambasadora USA w Polsce w latach 1945-47, a może większy?

Bliss Lane był w Polsce wcześniej dwukrotnie w roku 1919 i 1937. Za pierwszym razem był pod niezwykłym wrażeniem atmosfery miasta, które odzyskało wolność. Wspominał, że nigdy wcześniej ani później nie widział tylu radosnych, uśmiechniętych, eksplodujących wręcz entuzjazmem ludzi, których co dzień spotykał na ulicach stolicy. Za drugim razem był zachwycony szykiem i pięknem miasta, któremu wg Lane’a równał się w Europie tylko Paryż. Tak, tak nic nie przesadzam. Pan ambasador był światowcem i przenikliwym obserwatorem, było coś w tym mieście, co go tak bardzo ujęło.

Coś, czego teraz tak nam brak…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz