Od dawna miałem nieuświadomioną ochotę na taki właśnie film. Prawdzie życie szpiegów, szare i w większości utkane z monotonnych czynności, rutyny, pracy głową a nie mięśniami, ślęczenia nad papierami i wysilania szarych komórek. „Szpieg” będący adaptacją słynnej powieści Johna Le Carre „Druciarz, Krawiec, Żołnierz, Szpieg” opowiada o tajnym śledztwie prowadzonym wewnątrz brytyjskiego wywiadu, słynnego MI6, w celu dekonspiracji sowieckiego szpiega działającego na samym szczycie tej instytucji. Warto pamiętać, że książka została zainspirowana prawdziwą aferą z czasów zimnej wojny. Otóż w MI6 przez długie lata działało kilku podwójnych agentów zwerbowanych przez Sowietów a zajmowali oni najwyższe stanowiska. Była to tzw. Grupa Oxbridge. Nazwa pochodzi od dwóch najsłynniejszych angielskich uniwersytetów Oxford i Cambridge, na których studiowali niezwykle utalentowani pracownicy wywiadu i miłośnicy komunizmu.
Film nakręcony jest niezwykle oryginalnie. Zdjęcia specjalnie utrzymane są w szaroburych kolorach, z ekranu przenika wilgoć i mgła Londynu, w obskurnych pomieszczeniach w oparach dymu widzimy zmęczone twarze mężczyzn po pięćdziesiątce prowadzących ze sobą grę o wysoką stawkę. Genialna minimalistyczna gra Gary Oldmana w tytułowej roli Smileya zasługuje na Oscara. Plejada innych angielskich aktorów z Colinem Firthem na czele stanowi o tym, że film jest zagrany świetnie. Generalnie jest to bardzo British style: inteligentne dialogi, dosyć skomplikowana intryga, angielska flegma.
Uwaga: amatorów klasycznych filmów sensacyjnych w stylu Bonda może rozczarować. Ci, którym się spodoba, zechcą obejrzeć jeszcze raz, aby poskładać sobie całą łamigłówkę dokładniej. Znane mi kobiety po obejrzeniu nie były nawet w 1/3 tak zachwycone filmem jak mężczyźni (jednak próba badawcza może zawierać błąd, gdyż mówimy jedynie o dwóch przypadkach).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz