Weekend pełen dobrych zdarzeń. Najpierw spływ Świdrem ojców z córkami w klasie Marysi. Dwadzieścia szóstoklasistek, dwudziestu panów już w okolicach czterdziestki i dwadzieścia dwuosobowych kajaków. Piękna pogoda, pełna zakrętów rzeka, leżące pnie i kupa radości. Po dobrej godzinie wyciągamy kajaki na brzeg, wspinamy się na skarpę i przygotowujemy posiłek. Dziewczyny śmieją się, siedząc w grupie na skarpie, ojcowie toczą rozmowy i rozpalają ognisko. Pawłowi coraz lepiej idzie ważna inicjatywa NGO, Robert jest po ciekawej lekturze. Mamy podobne spostrzeżenia na temat słuchania audiobooków w samochodzie, niektóre fragmenty odtwarza się kilkakrotnie, gubiąc wątek w korkach. Ale co tam, takie są realia albo audiobooki, albo nic. Spojrzałem na te nastolatki już, na ojców i pomyślałem „dziewczyny, ale macie dobrych ojców”, a jak pisze Meg Meeker w książce „Strong fathers, strong daughters” (niebawem po polsku) ojciec odgrywa wielką rolę w ukształtowaniu dojrzałej osobowości dziewczyny.
Potem przebieram się w zgoła inny strój i po pół godzinie szybkiej jazdy ląduję w byłej bazie rakietowej wojsk sowieckich w Słupnie. Tu odbywa się kurs „ABC Skautów Europy” dla szczepowych i sympatyków, doborowe towarzystwo, nowe dla mnie twarze, świetni ludzie. Rodzice, którzy założyli mundury dla swoich dzieci, Jadzia z Krakowa, Krzysiek z Kielc, Janusz z Ząbek, Jurek z Płońska (jest już po przyrzeczeniu, o czym dowiaduję się gdy witamy się), niezawodna załoga Klęczarów, Robert z Falenicy, dziś odbędzie swój Wymarsz, dając świadectwo większego utożsamienia się z regułami GRY. Te reguły to Zasady, Prawo i Przyrzeczenie, wspólne dla dwunastolatka i dorosłego. Szczepowy, dyskretny, inspirujący, starszy brat i przyjaciel powinien żyć tym samym ideałem. Służyć, bo takie jest miejsce dorosłych w Ruchu. A przez służbę tyle samemu zyskując. Śmiejemy się, bawimy się na ognisku, potem wsłuchujemy w wymagające słowa Wymarszu. Siadamy z naczelnikiem jeszcze na chwilę przy ognisku, żaby dają wspaniały koncert. Lubię to, brakuje mi tego pośród codziennego zgiełku. Przypominam sobie różne obozy, rozmowy przy podobnych ogniskach, na przykład tę toczoną z byłym filarem mojej drużyny, gdy wychyleni z namiotu patrzyliśmy w niebo nad Gryfowem Śląskim. Nie widzieliśmy się dłuższy czas, właśnie kończył studia i wyjawił mi, że wybiera się do Benedyktynów.
Upajam się odgłosami nocy, majestatem rozgwieżdżonego nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz