wtorek, 18 stycznia 2011

Kanapowe matki

Ostatnio uczestniczyłem w dyskusji co ma największy wpływ na nasze społeczeństwo i co jest najważniejszym czynnikiem jego sekularyzacji i laicyzacji. Ja obstawiałem tezę, że to seriale, choć żadnego z nich nie oglądam. Seriale plus programy w rodzaju K. W….dzkiego i Sz. M……..wskiego. Jednak widzę reklamy, obserwuję, donoszą mi ludzie i „mam nosa”. Nie wszyscy dyskutanci z taką tezą się zgadzali.

Dziś słyszałem opowieść jednej ze świeżo upieczonych matek (ale nie po raz pierwszy upieczonych), jak zaobserwowała w szpitalu, że matki, dziewczyny dwudziestokilkuletnie, rodzące po raz pierwszy, zachowują się jej zdaniem co najmniej dziwnie. Mianowicie, są straszliwie nieporadne, częściowo obojętne, gdy płaczą ich dzieci, mówią do położnych aby coś zrobiły z dzieckiem, okazują nadmiernie zmęczenie, są ospałe, wykonują jakieś teatralne gesty. Bardzo to uderzyło naszą matkę, pamięta siebie sprzed ładnych kilku lat i inne wokół, zmęczone porodem ale tryskające szczęściem, zafrasowane dzieckiem, zaabsorbowane nim. W końcu nie wytrzymała i zapytała położne, o co tu chodzi.

Położne udzieliły jej precyzyjnych wyjaśnień. Tak, obserwują to zjawisko, w slangu szpitali porodówkowych ma ono nawet nazwę: „kanapowe matki”. Pojęcie to skrywa dziewczyny wzorujące się na postaciach z wielu współczesnych seriali. Zblazowane kobiety, myślące wciąż o sobie, o swoim samopoczuciu, potrzebach, ucinające sobie z koleżankami dialogi o bzdurach, pokładające się na kanapach, odpoczywające, rozleniwione, ospałe.

Szkoda dzieci.

5 komentarzy:

  1. Nos nosem, ale są badania z których wynika, że ponad 70% widowni seriali ma więcej niż 35 lat. Kanapowe to chyba jednak młodsza generacja.
    http://www.krrit.gov.pl/bip/Portals/0/kontrola/program/widownia_serial_09_11_09.pdf

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, ogólnie współcześni zbytnio skupiają się na sobie. Egoizm jest nową religią powszechną. Jeżeli wkraczamy w związek, to najważniejsze jest co JA z tego mam. Jeśli JA przestanę się tym cieszyć i czerpać satysfakcję, to należy się rozstać. Staranie o polepszenie relacji jest bez sensu, szkodliwe dla MNIE. a to JA mam być zadowolony. Jeżeli spotykam się z kimś, muszę go wypróbować przed ślubem, bo nuż będzie kiepski/a i JA będę musiał/a się z nim/nią męczyć. Dzieci? Phi, przecież JA się jeszcze nie zrealizowałem życiowo! Po co mi dzieci? Mam dom, pracę, związek który MNIE zadowala. Dzieci to same kłopoty.
    Poraża mnie, że tak wiele koleżanek ciągle marudzi: mam za długi nos, za duży biust, jestem za gruba. Kobiety i meżczyźni wydają miliony na zmiany wyglądu. Dlaczego nikt nie martwi się: jestem złośliwy, za dużo plotkuję, zazdroszczę innym? Dlaczego nie wkurzają nas nasze wady charakteru tylko wyłącznie wygląd? Jeżeli już cokolwiek się mówi o zmianie charakteru, to również w kontekście JA - JA muszę byc asertywna, JA muszę umieć sobie radzić w związku, JA musze czerpać przyjemność... Nigdy nie widziałam artykułu pt. JAk poradzić sobie z lenistwem? czy listu do redakcji "Nie umiem przestać obgadywać przyjaciół". Wszyscy piszą, że mają brzydki lewy profil :P
    Pozdrawiam Żonę i pociechy. Przepraszam że się rozgadałam :)
    M. 26 lat

    OdpowiedzUsuń
  3. "Kij ma dwa końce a świat jeden"...po drugiej stronie kija lub jak kto woli: druga strona medalu to niejednokrotnie niemniej ospali, humorzaści, niedojrzali, zaabsorbowani wyłącznie sobą mężczyźni, kórzy nie tylko nie pomagają kobietom znosić trudów macierzyństwa, ale mają jeszcze pretensje o sam fakt ciąży, do której bądź co bądź bezpośrednio się przyczynili. I za to wspomniany medal na pewno się nie należy.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Cóż, ogólnie współcześni zbytnio skupiają się na sobie. Egoizm jest nową religią powszechną. Jeżeli wkraczamy w związek, to najważniejsze jest co JA z tego mam. Jeśli JA przestanę się tym cieszyć i czerpać satysfakcję, to należy się rozstać. Staranie o polepszenie relacji jest bez sensu, szkodliwe dla MNIE. a to JA mam być zadowolony. Jeżeli spotykam się z kimś, muszę go wypróbować przed ślubem, bo nuż będzie kiepski/a i JA będę musiał/a się z nim/nią męczyć. Dzieci? Phi, przecież JA się jeszcze nie zrealizowałem życiowo! Po co mi dzieci? Mam dom, pracę, związek który MNIE zadowala. Dzieci to same kłopoty." - egoizm jest bardzo zdrową i podstawową cechą człowieka. sama uważam, że bez zaspokojenia ego człowiek nie jest szczęśliwy, a co za tym idzie - nie może naprawdę szczerze uszczęśliwiać innych. oczywiście nie mam na myśli wersji przekoloryzowanej czym jest egocentrym, ale zdrowa dawka egoizmu jest wręcz niezbędna, by dobrze funkcjonować. kiedy człowiek jest szczęśliwy zaspokoiwszy swoje własne potrzeby, zacznie w końcu odczuwać potrzebę dzielenia się swoją radością, szczęściem, włączy się czysty altruizm, niepodszyty fałszywymi pobudkami typu 'zrobię mu kanapkę, chociaż mi się nie chce, ale w końcu jest moim mężem'

    sama mam 23 lata. jeszcze do niedawna na myśl o dziecku dostawałam gęsiej skórki, irytował mnie ich płacz w autobusie etc. los chciał, że... zostałam opiekunką i moje nastawienie zmieniło się o 180 stopni. uwielbiam malucha, którym się zajmuję. na pewno będę chciała mieć kiedyś potomstwo, ale jeszcze nie teraz. z prozaicznych powodów - za małe dochody, za małe mieszkanie, nieskończona jeszcze szkoła. dla niektórych pro-dziecięcych są to niewystarczające argumety, ale (i tutaj nawiązanie do ego) wolę mieć spokój ducha, że starczy mi na jedzenie i nie będziemy się musieli kisić na 30m kwadratowych z dzieckiem.

    co do tych kanapowych matek... wydaje mi się, że ogólnie zmieniła się mentalność ludzi. matki nie są już tak blisko ze swoimi córkami, nie przekazują im wiedzy z pokolenia na pokolenie. sądzę też, że wiele tych 20-kilku letnich matek została nimi z przypadku. nie wiedzą co robić, nie są przygotowane. nie usprawiedliwiam ich, po prostu nie wydaje mi się, żeby to była tylko i wyłącznie wina high life'u zaobserwowanego za oceanem, chociaż pewnie za jakiś procent takich nietroskliwych matek odpowiada. sama na początku też nie miałam instynktu macierzyńskiego, nawet kiedy już zaczęłam się opiekować chłopcem. powód mniej błachy - w mojej rodzinie nie było czegoś takiego jak miłość. trzeba wziąć pod uwagę, że rodziny w ten czy inny sposób patologicznie w polsce nie są rzadkością. także niewiele osób potrafi głośno powiedzieć i przyznać się z całą świadomością przed samym sobą 'tak, pochodzę z patologicznej rodziny', a to pierwszy krok, żeby zrozumieć błędy swoich rodziców i uczynić wszystko, by ich nie powielać w swoim życiu.

    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Miłość jest wyborem, nie uczuciem. Właśnie na tym polega miłość, że zrobię coś dla kogoś, mimo iż mi się nie chce. "Potrzeba dzielenia się swoją radością" jest z definicji moją potrzebą, którą chcę zaspokoić, żeby nie czuć się egoistą. Oczywiście swoich potrzeb nie należy ignorować, bo kochac należy też samego siebie. "Czysty altruizm" włączy się wtedy, kiedy zdecydujesz się na "czysty altruizm", bez względu na to czy będzie Ci dobrze czy nie.

    Oczywiście według na dzieci powinno się decydować wtedy, kiedy są do tego odpowiednie warunki. Może trzeba pomyśleć, jak je zrealizować, właśnie z miłości do swoich przyszłych dzieci?

    OdpowiedzUsuń