Gdybym ten film obejrzał wcześniej to nie wiem czy siliłbym się na niektóre teksty we „Wszystkich klęskach wieku (nie)męskiego”. „Zupa nic” to bowiem piękny fresk (choć słowo to nie pasuje zupełnie do tamtych czasów) lat osiemdziesiątych, na które przypadło i moje dzieciństwo. Z tego dzieciństwa i wczesnej młodości niektóre smaczniejsze kąski starałem się przywołać i ocalić we wspomnianej książeczce. Jeśli nie wiecie co obejrzeć w ten weekend a chcecie obejrzeć komedię, mogę szczerze polecić ten film.
Adam Woronowicz prezentuje w nim najlepszą formę, jest w swoim żywiole w roli
pomiatanego przez system schyłkowego PRL-u architekta. Wtórują mu koncertowo Kinga
Preiss grająca jego żonę i Ewa Wiśniewska (teściowa), oraz szwagier Zenek czyli
Rafał Rutkowski. Różne sceny w filmie są po prostu genialne. I ma się rozumieć,
prześmieszne. Ten entourage głównego bohatera, ten outfit, na czele ze skórzaną
brązową marynarko-kurtką, ale i spodnie dzwony, i takie koszule non-iron z
wywijanymi kołnierzami, i ten brzuszek piwny, no, uczta dla oka. W tym filmie
jest wszystko: blaski i cienie pomieszkiwania w dwóch pokojach rodziny z dwoma
córkami oraz teściową, zgubienie kartek na mięso, pijany ojciec wracający przed
Wigilią z choinką-kikutem, wygranie talonu na samochód, radość i smutki z tym
związane (problemy z gaźnikiem, kradzież kół). Jest karp w wannie przed
Wigilią, jest skok przez kozła na lekcji WF-u, jest wszechwładna cesarzowa-kadrowa
w pracy i płaszczenie się przed nią. Są wycieczki na saksy na Węgry i
przemycane kołnierze z lisów, jest i szwagier cwaniak, który umie się ustawić w
rzeczywistości jaka jest, no i kolejka za meblami uwieńczona niesamowitym sukcesem
– zdobyciem „wypoczynku Edyta”.
W tekście „Każdy chciał być DJ-em”
wspominam podobne perypetie:
„Mój ojciec
kiedyś stał całą noc w kolejce przed sklepem sportowym, bo dostał informację,
że mają rzucić namioty. Nasz stary nie nadawał się już do użytku, więc nowy bardzo
by nam się przydał do wyjazdów. Nad ranem okazało się, że dojechały nie namioty,
tylko rowery i śpiwory. Rowerów trzy sztuki, więc ojca już to szczęście nie
objęło, za to kupił dwa śpiwory. Wprawdzie śpiworów akurat nie potrzebowaliśmy,
ale skoro je rzucili, grzechem byłoby nie wziąć po całej nocy koczowania pod
sklepem na zimnie.
Innym razem całą rodziną obstawialiśmy
dostawę mebli. Mamie marzyły się mahoniowe matowe regały. Nie dotarły. Może w
przyszłym tygodniu? Znowu koczowanie. I tak ze trzy razy. W końcu przywieźli.
Jasne na wysoki połysk. Wzięliśmy oczywiście. Do dzisiaj straszą w mieszkaniu
mojej mamy. Ale ile było podczas tych komitetów kolejkowych zabawy wieczornej i
nocnej, podchody, w chowanego, berek, żarty, totalna integracja dzieciarni
asystującej matkom i ojcom.”
Wspomnę tylko, że z tym namiotem
jeździliśmy „maluchem” czyli fiatem 126p w góry, a bagażnik dachowy wyglądał
identycznie jak ten, który Woronowicz tak umiejętnie upinał w filmie przed
wyjazdem na wakacje.
Co w tym filmie urzeka? Wszystko:
dobrze skrojone i obsadzone role, scenariusz, jest tu jakaś finezja, której
zazwyczaj brakuje w polskich produkcjach, szczególnie z komediach. Lecz przede
wszystkim urzeka atmosfera! Ciepła, pobłażliwa, to nie jest żaden
sentymentalizm ani z drugiej strony brutalne ciśnięcie beki jak w Alternatywach
4 u Barei. Historia jednej z tysięcy rodzin, ze standardowymi problemami dla
tego czasu, ale z tego wyłania się jakaś wdzięczność, piękno, relacje,
wspieranie się w życiu. Nawet scena imienin to klasyk. Tam jest wszystko: trzy
małżeństwa, sałatka z warzyw, nóżki w galarecie, coś do przepijania tej
galarety. Tak to wyglądało, biednie, groteskowo. Ale budzi to naszą sympatię,
nie tylko dlatego, że to część naszej historii, życie naszych rodziców czy
dziadków, ale dlatego bo przez tę ciasnotę, upokorzenia, przez ten peerelowski paździerz
prześwituje życie. Podstawowe relacje rodzinne, sąsiedzkie, koleżeńskie - dzięki
którym łatwiej żyć. Dzięki którym życie w ogóle nabiera większego sensu. Bez
względu na zmieniające się scenografie życia, gadżety, materialne przedmioty
westchnień - jakość relacji napędza jakość życia.
Może i nieładnie powiedziane, ale
chyba prawdziwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz