wtorek, 13 maja 2014

Rzym i okolice


Ja mam niestety zawstydzające tempo, jeśli chodzi o reagowanie wpisami na tym blogu na wydarzenia. Dlatego wpisy tutaj nie mogą się szybko dezaktualizować, muszą być ponadczasowe-;) To taka zachęta, bo obiecana książka już naprawdę zaraz będzie wydana.

Uczyniwszy taki wstęp, gdy publiczność żyje już innymi tak istotnymi sprawami jak brodaci laureaci Eurowizji, pozwólcie wrócić jeszcze do wydarzenia sprzed dwóch tygodni.

Chociaż zgadzam się z tezą, że Jana Pawła II się „kremówkuje” redukując jego nauczanie i minimalizując wpływ, to powtarzanie tej tezy w związku z kanonizacją w różnych gazetach zaczęło być wręcz irytujące. Przeczytałem m.in. w jednym z dzienników wstępniak redaktora naczelnego, który ubolewał właśnie nad redukowaniem papieża do kremówki, „gdy on próbował powiedzieć coś więcej Polakom niż słynne „nie lękajcie się” wypowiedziane na Placu Zwycięstwa”. No, skoro redaktor nawet nie wiedział, a nie wiedząc, nie zadał sobie trudu by sprawdzić, że te słowa wypowiedziane były podczas inauguracji pontyfikatu do całego świata na Placu Św. Piotra, a na Placu Zwycięstwa to było przywołanie Ducha Świętego, aby odnowił oblicze polskiej ziemi – to o czym ta mowa?

Mówmy zatem za siebie i zaczynajmy od siebie. Mając gazetę, można zrobić wiele a nie tylko narzekać, uderzając w fałszywe tony. My nie mamy gazety, ale zrobiliśmy z rodzicami ze Stowarzyszenia 3M w szkole spotkanie „Jan Paweł II – święty, którego wciąż znamy za mało”. Z głębokim przekonaniem, że teza w tytule jest prawdziwa bez względu na to, ile już wiemy, ale przede wszystkim dlatego, iż był on postacią wybitną, której wpływ i wielkość będziemy coraz bardziej widzieć dopiero z perspektywy upływu czasu. Z naciskiem na przekazywanie wiedzy naszym dzieciom, przecież dla nich nawet atmosfera umierania papieża w 2005 roku to prehistoria, nie do odtworzenia, opowiedzenia, a co mówić wcześniej. Postanowiliśmy zatem wspólnie coś obejrzeć, czegoś posłuchać i o czymś istotnym porozmawiać z zaproszonymi gośćmi. I to zadziałało wspaniale. Oczywiste, proste środki, bez pompowania, i rewelacyjny efekt. Kto był, nie żałuje. Zawsze można bowiem znaleźć coś nowego.

Przykładowo coraz odważniej się mówi, że nauczanie JPII o rodzinie, teologia ciała, itp. to niezbędne uzupełnienie po wielu wiekach dzieła Św. Tomasza z Akwinu, któremu niestety nie starczyło czasu, bo mu się zmarło, aby kolejny tom swojej Summy poświęcić sakramentowi małżeństwa. I jakoś tak się złożyło, że to czego Tomasz intelektualnie nie rozpracował, musiało poczekać długo, długo ….

Mnie podczas tego spotkania uderzyło jeszcze wiele rzeczy, chociaż, przyznam się, wcale tego się nie spodziewałem. Że bardzo bliski duchowo Karolowi Wojtyle był Adam Chmielowski, Brat Albert, który był wybitnym malarzem, artystą pierwszego sortu a rzucił wszystko w wieku ponad czterdziestu lat, zrezygnował z „kariery”, by pracować z ubogimi. I Wojtyła też porzucił swoje pasje i plany, artystyczne, aktorskie, literackie, by być księdzem. I zawsze był nim przede wszystkim, a potem dopiero profesorem, naukowcem, etc. I te cerowane sutanny, o których już słyszeliśmy, i te zgrzebne „apartamenty papieskie”, to okazuje się wpływ Alberta.

Wiedziałem, że grał na bramce, jest nawet tytuł jakiejś książeczki „Najchętniej grał na bramce”. Abp Mokrzycki w specjalnym nagraniu na nasze spotkanie wskazał, że grał na bramce, dlatego iż nikt inny nie chciał grać na tej pozycji. Że też nigdy nie wpadłem na to. Jasne! Czy nie tak było podczas tysięcznych meczów rozgrywanych na podwórku: wszyscy chcieli być w ataku a nikt na bramce? I wtedy jakiś odpowiedzialny się znajdował i brał to brzemię. Więc taka jest geneza tej jego ulubionej pozycji. Dobry uczynek i to zrobiony tak, aby nikt się nie domyślił. I nawet na tytuł książki to wzięli. Czyż mocarz, gigant, który kreował fakty zmieniające historię, nie niecierpliwił się, oczekując na jakiś strzał, czy nie wolałby pobiec na połowę przeciwnika by tam rozgrywać, kiwać, budować misterną akcję a potem zwieńczyć ją efektownym strzałem? Odkrycie.

A skupienie uwagi na człowieku, na człowieczeństwie, osobie, która staje się bardziej przez czyn, przez to co robi i jak robi - to jest naprawdę coś bardzo atrakcyjnego intelektualnie, coś dla ludzi bardzo nawet dalekich od Kościoła, de facto myśl Wojtyły a potem nauczanie Jana Pawła II, to niezwykle frapująca propozycja dla intelektualistów, ludzi używających rozumu, pozbawionych uprzedzeń, wolnych od stereotypów, strachu, odważnych intelektualnie. Jedni wzruszali się jego świadectwem i w porządku, dla niektórych to będzie wszystko, i oni bardzo wiele skorzystają z obcowania z tą postacią. Inni powinni jednak sięgnąć do jego pism – wiele z nich to Himalaje. I nie zrażajmy się, w pewnym momencie może być dla nas zaskoczeniem, że umiemy na te Himalaje się wspinać i nie tracimy oddechu.

Znana jest anegdota, że Jego najważniejsze dzieło filozoficzne „Osoba i czyn” uchodziło za bardzo nieprzystępne dla zwykłych śmiertelników. Jeden osiemdziesięcioletni prałat pytany czy przygotował się na wieczność, odpowiedział, że tak, zamierza iść do czyśćca i kupił sobie taką książkę, którą będzie tam studiował „Osobę i czyn”.

Więc ja też ją sobie kupiłem za złotych 31, ale na razie nie zamierzam jej studiować, mam tu innych moc spraw. Za to z dziedziny audio polecam Skałkę i Błonia, rok 79, Plac Zwycięstwa na deser. Ależ głos, dykcja, mój Boże. Kiedyś do tego tu wrócimy.

2 komentarze:

  1. Eh no jeśli wzmianka o bliskości książki też będzie taka ponadczasowa to chyba stracę już zupełnie nadzieje...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Niech żywi nie tracą nadziei". Jest już blisko, naprawdę.

    OdpowiedzUsuń