piątek, 22 listopada 2013

Wojciech, za krótki krawat i skradzione berło

Tak jak ważny jest pewien kanon lektur, które trzeba znać, bez których nie rozumiemy Polski (czyli siebie) albo rozumiemy mniej, tak samo wydaje mi się trzeba tworzyć pewien kanon miejsc, które trzeba odwiedzić. Wiecie z tego bloga, że rodzinnie byliśmy na tego rodzaju wycieczce w Krakowie. Teraz wybraliśmy się do Gniezna. Ja byłem pierwszy raz, opowiadam różnym znajomym, i okazuje się, że oni też nie byli. Tylko 3 godziny samochodem z Warszawy, a to przecież kolebka państwa polskiego, miejsce koronacji pierwszych królów. Tam wszystko się zaczęło.
 

Gniezno jest niewątpliwie miejscem niewykorzystanym i niesłusznie mało popularnym. Podobnie chyba jak do niedawna był Sandomierz, ale od czasów wejścia na ekran „Ojca Mateusza” nie można tam znaleźć w ogóle noclegów i wyjazd na weekend trzeba planować z ogromnym wyprzedzeniem. W Gnieźnie jest całkiem sympatyczny rynek, otoczony przez kilka zadbanych ulic, kilka starych kościołów i najważniejsze – ma wspaniałą katedrę gnieźnieńską, gdzie znajduje się relikwiarz Św. Wojciecha oraz słynne drzwi gnieźnieńskie z 1170 roku. Drzwi zostały odlane z brązu i przedstawiają historię życia Św. Wojciecha. Relikwiarz robi wrażenie. Jest umieszczony wysoko pod tzw. konfesją wzorowaną na tej z Bazyliki Św. Piotra w Rzymie. Drzwi gnieźnieńskie uświadamiają jak mądrym i dalekowzrocznym władcą był Bolesław Chrobry. Wykupił ciało świętego za kilkadziesiąt kilogramów złota i umieścił w katedrze, a cesarz Otton III już sam się pokwapił z wizytą. Pamiętamy, że witany był we wspaniałym stylu, zupełnie ujęty i pod wrażeniem tego władcy z północy.
 
Zwiedzaliśmy jeszcze Muzeum Początków Państwa Polskiego. Budynek modernistyczny, tchnący socrealizmem, ale wystawa nowoczesna z ub. roku. W trzech salach najpierw film w 3D, potem spacer wzdłuż gablot. Filmiki, można wyobrazić sobie lepsze, ale i tak dobrze, że powstały. Z zainteresowaniem oglądał nawet nasz Piotr, trzylatek. Wprawdzie Chrobrego grał jakiś statysta, który zapomniał, że gra dumnego władcę a nie chłopa pańszczyźnianego, ale wybaczyliśmy mu natychmiast. Pan profesor historyk sztuki nie zawiązał sobie dobrze krawata na nagranie, też mu wybaczamy, to może detale, ale detale to ważne rzeczy nazwane tak dla niepoznaki. Wśród eksponatów w gablotach berło, korona, ewangeliarz z XI w. – wszystko kopie. Dlaczego? Oryginały wciąż znajdują się w Niemczech, w Austrii, w Szwecji albo w Norwegii. Nikt nie dopomina się o ich zwrot, być może dlatego że powiedziano by nam „pocałujcie nas w nos, nie oddamy i co nam zrobicie”. No to chociaż powiedzmy, że złodziej powinien oddać cudzą własność.

 
 
Reasumując, muzeum jest ok, ale widać, że brakuje tam fantazji, pasji, jak w Muzeum Powstania w Warszawie. Jest bo jest. I znowu podobna refleksja jak na Wawelu: czym by być mogło? To kwestia wizji gospodarzy miasta, jak twierdzili wszyscy indagowani tubylcy, podobno brak jej kompletnie. W sklepiku muzealnym kompletny brak książek o Piastach, ni to historycznych, ni to powieści. Mój Boże, oni nawet nie wiedzą jak robić pieniądze. Sam bym kupił od razu kilka.
 

Jedźcie zatem do Gniezna. Ci, którzy macie dzieci, koniecznie póki chcą z wami jeździć, tam nawet nie docierają wycieczki szkolne, tylko kuracjusze z Inowrocławia. Szefowie, zróbcie sobie wypad zastępu zastępowych w tamte okolice, może obóz. Spotkanie ze Św. Wojciechem – bezcenne. Tam w powietrzu unosi się duch dziejów, historia. Byłoby to też świetne miejsce pielgrzymki przewodniczek i/lub wędrowników na 1050 lecie Chrztu Polski. To już za 3 lata. Jakby co – ja jestem za. A tymczasem planujemy następny wypad.

1 komentarz:

  1. Ha. Też bym nie pomyślał jako o celu wycieczki :)

    OdpowiedzUsuń