czwartek, 3 listopada 2011

Jane lepsza niż Bitwa

Obiecałem sobie, że nie napiszę nic o „Bitwie Warszawskiej 1920 roku” Hoffmana dopóki nie zobaczę innego filmu, który mnie zachwyci. Co do Bitwy jedno ciśnie mi się na usta: jak można tak totalnie spartolić taki temat? Gdyby mi ktoś powiedział przed seansem, że ledwo dotrwam do końca, nie uwierzyłbym. Brak słów aby oddać skalę rozdrażnienia. O rozczarowaniu właściwie mówić nie można, trochę się tego spodziewałem, pamiętając sceny taplania się w błocie husarii w „Ogniem i mieczem”. Jednak tutaj jest znacznie gorzej, źle obsadzeni aktorzy (i nieaktorzy w przypadku Urbańskiej), płytki i banalny scenariusz, tekturowe kwestie marszałka, tanie chwyty pod publiczkę. Tragedia. Trafnie sprawę oddał Andrzej Łapicki w cotygodniowym felietonie dla Rzeczpospolitej: „Jak nie ma dobrze napisanych ról, nawet Szyc się nie wyrabia. Myślę, że zamiast eksperymentów optycznych, lepiej było zamknąć się w pokoju hotelowym i napisać scenariusz”. Święte słowa!

Warto natomiast, naprawdę warto obejrzeć „Jane Eyre” wg powieści Charlotte Bronte pod tym samym tytułem. Książki nie czytałem, ale kupię żonie na gwiazdkę. Skoro film jest jej wierną adaptacją na pewno jest znakomita. Jest to historia dziewczyny-sieroty, którą niedobra ciotka umieszcza w strasznej szkole z internatem. Koszmarne przeciwności nie załamują jej, pośród nich odnajduje piękną przyjaźń. Po zakończeniu nauki zostaje guwernantką córki tajemniczego arystokraty. Szorstki w obyciu mężczyzna zaczyna interesować się młodą dziewczyną, w końcu rodzi się uczucie między nimi. Potem jest dramatycznie i częściowo tragicznie. Nie warto wiedzieć wcześniej dlaczego, by nie odbierać sobie przyjemności oglądania. Z filmu przebijają mocno ważne wartości: szacunek dla siebie samego, godność osoby, nierozerwalność małżeństwa mimo wszystko, honor. Kapitalnie spisała się odtwórczyni głównej roli Mia Wasikowska, aktorka polskiego pochodzenia. W obsadzie również m.in. jak zawsze doskonała, znana z Jamesa Bonda, Judi Dench. Jest to film na pewno dla rodziców i ich córek, ale nie najmłodszych córek, raczej starszych nastolatek. Jak na romans w ogóle nie przesłodzony, przeciwnie, trochę nawet mroczny. Jednym słowem: polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz