Wytaczam się z domu, gdy w samochodzie komplet dziewczynek zaczyna się niecierpliwić. Jak zwykle poranna kawa tym razem nie działa wystarczająco. Wczoraj mecz Polska-Francja, obejrzany na żywo w doborowym towarzystwie. Stasiek też był, właśnie biegnie do sąsiadów z kanapką w ręku. Tam gromadzą się chłopcy jadący razem do szkoły męskiej.
Przepraszam dziewczyny za spóźnienie i ruszamy. Nie ujechawszy pięciuset metrów uświadamiam sobie, że zapomniałem karty wejściowej do biura. Cofamy na wstecznym. Wbiegam po schodach na piętro, porywam kartę i odpalam ponownie samochód. Jedziemy. Po chwili już wiem, że w domu wciąż spoczywa mój telefon służbowy. Tym razem już nie zawracamy, dowiezie mi go żona do szkoły.
W samochodzie daje się odczuć oczekiwanie na wakacje, późnowiosenny spleen. Lubię patrzeć jak oddalają się w kierunku szkoły. Mela pełna entuzjazmu, pierwszoklasistka, zawsze przygotowana, tęskniąca za szkołą, panią i koleżankami. Julka z głową w obłokach czy raczej we wczoraj przeczytanej kolejnej książce. Pochłania je w ogromnych ilościach. Druga Julka bardzo dziewczęca, pogodna. Dwie Marysie, Ola i Trzecia Julka to już prawie gimnazjum. To widać. Dziewczyny mają swoje sprawy, tajemnice, porozumiewawcze spojrzenia. Jedne idą dostojnym krokiem trzymając się pod ręce, inne ociężale i powoli, jak gdyby udawały się na szafot.
***
U Przybylskich gdzie after-synergy party z małżeństwem Bouchez. Udaje mi się odnaleźć numer Maitrises z 1993 r. poświęcony przygotowaniom do małżeństwa, gdzie napisali bardzo ładny, mądry artykuł. Na marginesach przetłumaczone niektóre słówka. Tak to się robiło, ze słownikiem i ołówkiem dochodziło do sensu zdań. Sympatyczna rozmowa, nie znamy się przecież a gadamy jak starzy znajomi.
***
Byłem na łodziach, można powiedzieć na kajakach. Ojcowie z klasy Marysi pozazdrościli ojcom, którzy mają synów w szkole „Żagle” i w ramach wycieczek ojców z synami jeżdżą z nimi na spływy kajakowe i zorganizowali sobie swój spływ. Spotkanie w Otwocku przy Domu Kultury, pakujemy się do autokaru i 10 minut jedziemy na start. Tu wsiadamy do kolorowych kajaków i zaczynamy. Rzeka Świder okazuje się być bardzo malownicza, a przy tym pełna niespodzianek. Zwalone pnie nie dają wyboru, musimy położyć się w kajaku aby pod nimi przepłynąć. Potem robimy wyścigi, rozemocjonowani tracimy koncentrację i osiadamy na mieliźnie. Niesamowite tylko 10 km od mojego domu i taki czad.
***
Tydzień później spływ ze Staśkiem tym razem Pilicą. Jest świetnie, mimo złych prognoz zamiast deszczu ostre słońce. Po dwóch godzinach wyciągamy kajaki na piaszczystą plażę. Tu spotykamy kolegów z 3a, wypłynęli godzinę przed nami. Przekazują nam ogień, siedzimy na piachu i wchłaniamy spokój nadpilickiej przyrody. Atmosfera jak z „Nad Niemnem”. Wracamy około 17. Dochodzę do siebie przy pomocy coli z lodem, prysznica i podwójnego espresso. Zapinam Piotrka w foteliku w samochodzie. Chłopak aż piszczy z radości. Na samochody piętnastomiesięczny chłopiec nieodmiennie woła „brum, brum”. Często ciągnie mnie lub Ewę za rękę, że chce do „brum, brum”. W samochodzie od razu się uspokaja. W domu bawi się samochodzikami. Samochodzikami, które leżały w kącie, nie budząc zainteresowania ani Meli, ani Marty. Kto go tego nauczył? Skąd takie ciągoty? Po prostu chłopak.
Dojeżdżamy do Państwa K., gdzie już od paru godzin trwa piknik rodzin na zakończenie szóstej klasy. Atmosfera jak z letniska w „Spalonych słońcem”, dziewczęta grają w dwa ognie, piszczą przy tym i miło hałasują, część, ooo, w błękitnych mundurach. Okazuje się, że dotarły na piknik prosto ze zbiórki drużyny. Rodzeństwo w postaci głównie młodszych braci oblega drzewo z liną, tj. instytucję tzw. Tarzana. Piotrek zaczął chodzić, więc biega po soczystej trawie ile wlezie.
***
Koniec roku szkolnego, muzycznego, sportowego, harcerskiego rozłożony na kilka tygodni czerwca to dla rodziców intensywny czas spotkań, zakończeń, spływów, akademii, koncertów, występów. To już za nami. Pozostały ładne trzy świadectwa. Dziś pierwszy dzień wakacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz