sobota, 20 września 2014

Zofia Kossak


Właśnie wróciłem z podróży, podczas której dowiedziałem się, że główne aktywa nieruchomościowe Portugalii, kilkaset lat temu wielkiej potęgi morskiej i kolonialnej, kupowane są przez kapitał chiński, brazylijski, arabski, amerykański, a nawet afrykański. Wchodzę w Internet i zapoznaję się ze składem nowego rządu. I co? I jak tu nie zatęsknić za Sienkiewiczem.

To może dzisiaj tekst o Zofii Kossak. Była przecież nazywana kontynuatorką sienkiewiczowskiej prozy. Może ta historia Was zainteresuje. (Choć pewnie nie w takim stopniu jak poprzedni wpis, pod którym rozgorzała wielce pouczająca dyskusja-;))

***

Gdy Andrzej Horubała w tygodniku „Do Rzeczy” brutalnie obszedł się z wydaniem książki „Karol Wojtyła - Jan Paweł II Notatki osobiste 1962-2003”, pisząc, że nie powinny być wydane, iż mogą być źródłem rozczarowania, że to notes a zapiski są techniczne i nie odnajdziemy tu dziennika duszy wielkiego papieża – pomyślałem, że pan redaktor przesadza i zbytnio dramatyzuje.

Jednak gdy już sięgnąłem po tę wydaną tuż przed kanonizacją papieża książkę, nie da się ukryć, że trochę zrozumiałem rozczarowanie Horubały. To faktycznie są skrawki, strzępy notatek, technicznych, opisowych, relacyjnych. Więcej dowiemy się o duszy Jana Pawła II z jego homilii, wypowiedzi, katechez i pism. Nie znaczy to jednak, że nie warto po nie sięgnąć. Warto ale właśnie jako uzupełnienie.

Możemy też pójść w jeszcze innym kierunku. Wiadomo, że papież był głęboko osadzony w polskiej kulturze, jak sam powiedział „Polska mnie wychowała i przygotowała”. Polska to także nasza literatura, czterech wielkich romantyków, z ukochanym dla Wojtyły Norwidem. Co czytał Jan Paweł II? Prof. Wanda Półtawska wspomina, że kiedyś papież sam zaproponował, co wybrać jako lekturę wakacyjną: „Może Szczucką? Pięknie pisze i dawno już jej nie czytaliśmy." (Na marginesie, warto wiedzieć, że w swojej pierwszej parafii w Niegowici Wojtyła jako młody wikary przygotował z parafianami sztukę Kossak pt. „Gość oczekiwany”).

Zofia Kossak-Szatkowska primo voto Szczucka, postać niezwykła i zdecydowanie zbyt mało pamiętana. Jej życie było pełne zwrotów akcji i dramatycznych wydarzeń, to gotowy scenariusz filmowy. Przybliża ją nam Joanna Jurgała-Jureczka w ostatnio wydanej biografii pisarki pt. „Zofia Kossak. Opowieść biograficzna”.

Córka Anny i Tadeusza Kossaków, bratanica słynnego malarza Wojciecha Kossaka i wnuczka jeszcze słynniejszego Juliusza, „z tych Kossaków” jak często szeptano. Z rodu wybitnie uzdolnionego w sztukach pięknych, przede wszystkim malarstwie ale i literaturze. Jej wujeczne siostry to Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec, a Witkacy był kuzynem. Wykształcona malarsko miała początkowo inne plany, ale książka „Pożoga” napisana na podstawie jej przeżyć i dramatycznej ucieczki z ogarniętego rewolucją bolszewicką Wołynia dała jej sławę i uznanie, stając się debiutem i przepustką do wielkiej kariery literackiej.

Jak pisała później w liście do Melchiora Wańkowicza „żaden geniusz nie wyszedł wprost od wideł i gnoju. Geniusz musi być hodowany.” Niewątpliwie taka hodowla geniuszy miała miejsce w rodzie Kossaków, gdzie staranna edukacja, nasiąkanie polskością, cnotami, stylem, dobrym wychowaniem było codziennością.

Dlaczego Zofia Kossak powinna interesować czytelników tego bloga tak jak interesowała papieża? Bo była pisarką głęboko przejętą swoją wiarą, a przy tym pisarką dobrą. Podczas studiów rysunku w Genewie, jak pisze autorka jej biografii, Zofia „zetknęła się z nowoczesną katolicką filozofią i duże wrażenie zrobiła na niej prelekcja pisarza francuskiego Georges’a Goyau – „człowieka wielkiej wiary i wielkiej wiedzy. Dotychczas mój stosunek do wiary był czysto uczuciowy – wyznała pisarka. (…) Wtedy po raz pierwszy owionął mnie wielki dech chrześcijaństwa rzeczywistego. Zobaczyłam, że wiara to nie tylko majowe nabożeństwo lub złota legenda, ale najdoskonalszy system filozoficzny, jaki kiedykolwiek wydał świat”. Tak właśnie jest! Choć może na co dzień za mało tym żyjemy, w to wierzymy, tak jak Szczucka. Czy dlatego, że za mało czytamy czy słuchamy właśnie ludzi „wielkiej wiary i wielkiej wiedzy”?

Od 1923 r. związana jest z Górkami Wielkimi na Śląsku Cieszyńskim, gdzie po śmierci pierwszego męża Stefana Szczuckiego ponownie wychodzi za mąż za o 7 lat młodszego od siebie Zygmunta Szatkowskiego. Tam powstają kolejne książki, znane nie tylko w Polsce ale przynoszące jej uznanie zagranicą: Krzyżowcy, Bez Oręża, Król Trędowaty, dla dzieci Kłopoty Kacperka Góreckiego Skrzata i wiele innych. Mówi się o niej, że kontynuuje tradycje Sienkiewicza w prozie.

Fascynują ją żywoty świętych, m.in. Św. Stanisława Kostki, którego zawołanie: „Do wyższych rzeczy jestem stworzony (Ad maiora natus sum)” bardzo jej się podoba. Pisze Szaleńców Bożych, rzecz o świętych. Frapuje ją kwestia powszechnego powołania do świętości, kilkadziesiąt lat później tak mocno podkreślona przez Sobór Watykański II. Pisarka pisała tak w jednym z listów: „Każdy człowiek jest powołany do świętości, ale mazgaj, lękliwiec, próżniak ma małe szanse. Zmarnuje łaskę. Na szlaku wielu takich, co odpadli”. Jak zauważa jej biograf Joanna Jurgała-Jureczka: „W innym miejscu Zofia Kossak zapewniała, że każdy chrześcijanin powołany jest do świętości, a zagadnienie to zajmowało ją stale, więc w utworach o charakterze hagiograficznym w nowoczesny sposób portretowała „bożych szaleńców”. Tego rodzaju twórczość uważała za szczególnie ważną.”

Pisarka miała też wyrobione zdanie na temat roli literatury i jej głębokiego znaczenia. W eseju z 38 roku pt. „Służba pisarza” pisała tak: „Dobra literatura to ta, która ukazuje nieskończoność i wielkość wszechświata, sens życia, celowość życia, która pobudza do walki ze złem, do przeciwstawiania się złu, która głosi wiarę w zwycięstwo dobra, żąda heroicznej, aktywnej postawy”. W liście do Anny Sadowskiej „znając jej sceptycyzm religijny, zapewniała, że dzięki dobrym książkom znajdzie się pod bramą Damaszku”. To zagadnienie zajmowało ją stale. Więc pisała, pisało dużo. „Nie ma miejsca na natchnienie. Gdyby autor na nie czekał, niewiele zdążyłby napisać.” Po wojnie przy pisaniu trzech tomów Dziedzictwa wspierał ją w żmudnych pracach przygotowujących pisanie, w zbieraniu materiałów mąż. Charakteryzując pracę swoją i jej męża pisała: „Pracujemy, jak byśmy mieli żyć wiecznie, a żyjemy, jak byśmy mieli umrzeć jutro”. Mówiła wielokrotnie, że samo pisanie jest niczym w porównaniu z pracą przygotowawczą, zbieraniem materiałów, czytaniem literatury z epoki i źródeł.


W 1952 r. wychodzi „Przymierze”. Chwalono je, że jest o powołaniu i wypełnianiu tego powołania przez każdego człowieka. Warto wiedzieć, że Giedroyć, twórca i guru paryskiej Kultury, tak hołubionej po 89 r. w Polsce, sekował to dzieło. Do Wańkowicza pisał: „Może by pan to smacznie zjechał?

Cofnijmy się jednak na chwilę wstecz. W czasie okupacji w 1942 r. Zofia Kossak publikuje słynną ulotkę „Protest”, która jest pierwszą oficjalną i tak zdecydowaną reakcją potępiającą zagładę Żydów. Jest założycielką Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom, przekształconego wkrótce w Radę Pomocy Żydom "Żegota". Angażuje się w ratowanie tysięcy istnień. Jest to niewątpliwie wielka, historyczna zasługa pisarki, świadcząca o jej szlachetności i osobistym bohaterstwie.
Jak pisze Jurgała-Jureczka „Jan Dobraczyński uważał, że mało kto zrobił dla Żydów tak wiele i „mało kto usłyszał za tę bezprzykładnie ofiarną pracę tak mało słów wdzięczności””. Kossak przed wojną bowiem: „Uważała Żydów za politycznych i gospodarczych wrogów Polski, lecz w obliczu zagłady trzeba było porzucić dawne nawyki myślowe, ponieważ „to był warunek zachowania człowieczeństwa””. (…) Ratowanie Żydów łączyło się z wielkim niebezpieczeństwem również z powodu postawy samych Żydów, przerażonych i zaszczutych. Po wojnie Zofia Kossak tak oceniała zachowanie wielu uratowanych: „Kiedyś pytałam bardzo porządnego Żyda, czy w razie »wpadki» sypnąłby nas. Namyślił się nad odpowiedzią. Powtarzam, to był bardzo porządny i rozumny człowiek. Powiedział: »Proszę pani, ja bym nie chciał, ale jakby bardzo bili, to ja bym musiał»”.

„Otóż to! – komentowała pisarka. – A Niemcy »bardzo bili»”

Fragment ten świadczy o tym, jak wielkim bohaterstwem było to co robiła „Ciotka” (bo taki pseudonim miała Kossak) oraz inni Polacy ratujący Żydów podczas okupacji niemieckiej.

Dopiero w 1982 r. została uznana przez państwo Izrael za Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Cytowana książka nie daje odpowiedzi, dlaczego stało się to tak późno.

We wrześniu 1943 roku założyciela Żegoty zostaje przypadkowo aresztowana i wywieziona do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Ledwo to przetrwała, zostaje przewieziona po pół roku na Pawiak i dzięki staraniom polskiego podziemia wykupiona. Niemcy nie wiedzieli kogo aresztowali i potem zwolnili. Skrajnie wycieńczona bierze udział w Powstaniu Warszawskim. Po jego upadku przebywa w Częstochowie, gdzie doradza biskupowi reaktywowanie tygodnika „Niedziela”. Wraca do Górek Wielkich. Nadal ukrywa się pod nazwiskiem Sikorska, jednak nowe władze łatwo ją odnajdują. Dostaje wezwanie adresowane na jej prawdziwe nazwisko z nakazem stawienia się w Warszawie. Zostaje przewieziona na spotkanie z Jakubem Bermanem, drugim po Bierucie człowieku zarządzającym Polską z nadania sowietów. Berman był pochodzenia żydowskiego. W zamian za uratowanie dzieci żydowskich podczas okupacji, proponuje jej w sposób jednoznaczny wyjazd z kraju. Była to propozycja nie do odrzucenia.

Wyjeżdża z córką do Szwecji, bez grosza przy duszy snują się ulicami Sztokholmu. Córka przypadkiem zauważa nazwisko matki na okładce książki eksponowanej w witrynie księgarni. Kolejne tygodnie układają się w historię rodem z bajki. Trafiają do wydawcy, okazuje się, że jej książki są dość popularne nie tylko w Szwecji, ale i za oceanem. Wydawca wypłaca jej należne honorarium, ona daje wywiady, spotyka się w czytelnikami, występuje w mediach, szybko zyskuje uznanie i popularność. Za uzyskane pieniądze wyjeżdża do Anglii. Tutaj w ogłoszeniu o jej przyjeździe w Dzienniku Polskim ostatnie zdanie informuje, że „pracowała ostatnio w Warszawie jako sekretarka osobista p. Bolesława Bieruta”. To wierutne kłamstwo w sposób zaskakujący zadomawia się wśród emigracji. Pisarka, zaszczuta atmosferą tej potwarzy, odnalazłszy męża i syna, decyduje się na wyjazd do Kornwalii. Szatkowscy wydzierżawiają tam gospodarstwo rolne i sami na nim pracują. Spędzili tam dziesięć ciężkich lat w trudnym klimacie pokrzywionych od ciągłego wiatru drzew, deszczu i zimna znad Atlantyku, wśród zamkniętych w sobie i nie okazujących emocji Anglików, ciężko pracując na polu i w oborze. W Polsce jej książki zostają wycofane z bibliotek i jest objęta całkowitym zakazem druku. Dzieli los wielu polskich emigrantów, z ludzi majętnych przekształconych w farmerów i robotników, z generałów w magazynierów i barmanów, polskiej elity zdeklasowanej i ledwo wiążącej koniec z końcem dzięki ciężkiej i kiepsko płatnej pracy fizycznej.

Gdy na fali odwilży roku 1956 nadarza się okazja Zofia Kossak decyduje się wrócić z mężem do kraju. Oczywiście idzie na pewien kompromis, nie komentuje publicznie poczynań władz, w jakiś sposób uwiarygadnia je swoim powrotem. Ale jest w Polsce, znowu w ukochanej ojczyźnie, wśród swoich. Emigracja wiele ją kosztowała. Mawiała, że jest tułaczem, a tacy ludzie są jak drzewa wyrwane z gruntu z korzeniami, istnieją jeszcze ale powoli usychają. Jej książki zaczynają być wznawiane w kraju, spotyka się z czytelnikami, żyje.

Umiera w roku 1967, zostaje pochowana w grobie rodzinnym w Górkach Wielkich. W tej chwili znajduje się tam muzeum jej poświęcone. Może kiedyś uda się Wam odwiedzić to miejsce. Tymczasem mamy książki Zofii Kossak, czytał je papież, czytajmy i my.
 

1 komentarz: