piątek, 5 stycznia 2018

Hurra! Nowy Rok!

Hurra! Nowy Rok, i to już 2018 po narodzeniu Chrystusa, a świat jeszcze trwa, istniejemy, słońce wschodzi, mamy czym oddychać (no, właściwie, to nie chcemy wiedzieć co my tam naprawdę wdychamy na spacerze w Józefowie, ale nie zdziwiłbym się gdyby ludzie palili tu w piecach plastikiem). Z rzeczy pewnych - jesteśmy o rok starsi. Wszyscy, bez wyjątku. Jednak coś nas łączy. To przemijanie, które jak pisał poeta Wojtyła, “ma sens”.

Dotychczas uważałem, że Sylwester i huczne obchody witania nowego roku są znacznie przereklamowane. Teraz myślę chyba inaczej. (Nie, nie z powodu ogromnego sukcesu “Sylwestra z Jedynką” w Zakopanem-;)). Życie jest jak błysk światła w ciemnej jaskini, a każdy dzień jest cudem. Patrzyliście na sprawy z tej perspektywy, ha? Ja też nie, ale ostatnio mi to świdruje w głowie. Nic nie zdarza się dwa razy, mamy swoje pięć minut na różnych polach życia. Raz, jeden, jedyny raz mamy pierwszy dzień w pracy i możemy zrobić dobre pierwsze wrażenie (potem nawet jak dobre wrażenie zrobimy, nie będzie już pierwsze). Raz idziemy na pierwszą randkę, raz rodzi się nasze pierwsze dziecko, raz stajemy na ślubnym kobiercu, raz mamy osiemnastkę czy czterdziestkę, raz maturę (przynajmniej większość), raz mamy szesnaście czy siedemnaście lat.  Potem żebyśmy bardzo chcieli i wbijali się w nieprawdopodobnie wąskie rurki (nawet na mokro), i żelowali resztki włosów, i żuli gumę, i zajadali się w MacDonaldzie, i słuchali coraz gorszej muzyki - nie da rady. Świadomość przemijania dodaje smaku dniom, każe szanować każdą minutę, żyć pełnią życia, nie oszczędzać dobrych pomysłów na późniejszy czas. Co masz zrobić, zrób teraz! Nie oszukuj się odkładając na później. Jutro - jest wyznaniem przegranych. Znam przecież te maksymy tak, że spontanicznie cisną mi się na usta, ale moja lista spraw do zrobienia “jutro”, czy przy pierwszej wolnej chwili nigdy nie topnieje do zera.

Zasiadłem do komputera aby napisać coś na tego bloga, nakarmić go, przypomnieć się tym bardzo nielicznym, sympatycznym, którzy na niego zaglądali. Zasiadłem bez żadnego planu, ot, strumień świadomości. Może spróbuję pociągnąć dalej, co myślicie? Podsumowanie roku. Owszem jest ale nie mam siły teraz go drążyć. Wolę myśleć o tym co przede mną. Odpoczynek, Święta - tak, świetnie. Nic zaskakującego, przewidywalnie, tradycyjnie, bez ochoty na żadne zaskoczenia. Przeciwnie. Miło, smacznie. Prezenty, życzliwość. Kilka spotkań z przyjaciółmi, zaniedbywanymi przez intensywne życie. Kilka spraw załatwionych, kilka ćwiczeń wykonanych. Filmy - pasmo rozczarowań. Książki - moc zdziwień! Żadnej nie przeczytałem w całości, wolałem kilkanaście po małym kawałku, przypadkowym nieraz skrawku. W papierze. Bardzo to było dobre. Gazety, precz! To nieporównywalne. Pomysły, znów cała masa. Do rozdania innym. Bez złudzeń.

Przewidywania na ten rok? Nie ma mądrego. Jest wiele niepewności w świecie, obyśmy jako kraj nie włożyli dłoni w drzwi. Potrzeba wirtuozów, mistrzów ekwilibrystyki, finezyjnych, dalekowzrocznych i zimnokrwistych mężów stanu. Postać na dziś (i na cały rok, i nie jest to optymistyczna wiadomość) Tomasz Morus. Wybitna postać pod każdym względem. Powinniśmy mu się przypatrzeć, dociekliwiej. A może i zaprzyjaźnić.

Co jest źródłem optymizmu? Zawsze. Młodzi! Młodzi ludzie mają jeszcze zbyt mało doświadczenia aby nie mieć złudzeń, aby zbyt szybko wyciągać wnioski, ale za to sporo wiary w siebie, spontanicznej odwagi. Nie wiedzą, że czegoś nie można, że nie da się, i to robią. I dają radę!

Wracając do Morusa. Wpadł mi w ręce świetny artykuł Chestertona o nim z tomu “Źródło i mielizny”, tekst genialny, skrzący się paradoksami i mistrzostwem językowym w każdym zdaniu. Chesterton wskazuje na wiele bardzo znamiennych aspektów historii oporu Morusa wobec absolutyzmu królewskiego, bo o to chodziło, o postawienie się króla ponad prawem, ponad wszystkim. Morus zginął jak inni męczennicy, “nie chciał uznać, że obywatelski obowiązek posłuszeństwa każe oddawać cześć bożkowi”. Jak pisze genialny Anglik, Morus był orędownikiem Wolności i w swoim życiu prywatnym uosabiał prawdę, że Wolność mieszka w domu rodzinnym. O ile jego życie publiczne stało się monumentalną tragedią, to jego życie prywatne było nieustanną komedią. Był niezrównanym “humorystą”, który “pasjami lubił nabierać ludzi”. Gdy wspinał się po drabinie na szafot powiedział do strażników: “Odprowadźcie mnie tylko bezpiecznie na górę; drogę na dół załatwię we własnym zakresie.” Prosił też kata aby oszczędził brodę bo nic nie zawiniła.

Dzieci życzyły mi bym był bardziej cierpliwy, spokojny, nie denerwował się. Miały rację. Już Św. Paweł przecież pisał, że miłość cierpliwa jest. Ojcowska także.

Dziękuję uprzejmie za uwagę. Teraz mi lepiej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz