poniedziałek, 28 lutego 2011

Follow-ups

 

Mój faworyt film "Jak zostać królem" otrzymał Oscara jako najlepszy film, a Colin Firth zgarnął statuetkę za najlepszą rolę pierwszoplanową. Bardzo mnie to ucieszyło. A na portalu Frondy informacja, że watykański dziennik „L'Osservatore Romano” przewidywał, że nagrodzenie obrazu „Jak zostać królem” mogłoby pokazać „nową drogę” w dziedzinie filmu i „być powrotem do najlepszych tradycji kina angielskiego”. Publicysta tej gazety nazwał film pięknym: „Pokazuje jak, na bardzo wysokim poziomie, można łączyć wszystkie składniki kina”. Pełna zgoda!

A poniżej druga miła niespodzianka, korespondencja od starego druha, oj kiedy to było? Za zgodą autora korespondencji przytaczam fragment:

„Cześć!

Właśnie przeczytałem na blogu "Jeszcze w zielone gramy...": "Jak pracować nad charakterem ks. Olgierda Nassalskiego, którą wiele lat temu czytali harcerze z mojej drużyny i u kogoś już pozostała" i hmmm... To chyba dobry moment, żeby przypomnieć, że przechowuję Twoją "Josemaria Escriva De Balaguer Szkic biografii Założyciela Opus Dei". Egzemplarz jest z Ekslibrisem "V-ce Przewodniczący pwd Zbigniew Korba" i mam do niego stosunek sentymentalny, więc łatwo się go nie pozbędę :-) Ale oczywiście jak będziesz potrzebował...

Co do "Jak pracować..." to miałem taką książkę. Przepytałem żonę na tę okoliczność i twierdzi, że to był mój egzemplarz (i mnie też się tak wydaje). Ale też jej nie mogę znaleźć w swojej bibliotece, więc niewykluczone, że mój egzemplarz podzielił losy Twojego. Ale będę jej poszukiwał i jak znajdę, to sprawdzę czy była oznakowana. I jeśli tak, dam znać.

Wania”

wtorek, 15 lutego 2011

Piątek wieczorem

Piotrek gramoli się na mnie i szczerzy te swoje cztery zęby. Jest piątek. Godzina 19.40. Wreszcie. Zawsze jak wracam z pracy wita mnie ta uśmiechnięta buźka. Jest najfajniejszy. Wszyscy tacy byli w jego wieku, choć trudno w to uwierzyć, Marysia i Marta bardziej żywiołowe, Mela i Staś trochę bardziej spokojni. On nie ma jeszcze problemów (chyba że wyrzyna mu się akurat ząb), nie odreagowuje szkoły, nie psoci. Wszystkie nasze dzieci też są przeurocze, ale jednak inaczej, kiedy są już starsze.

Leżę na chłodnej podłodze. Miłe ukojenie dla kręgosłupa, który pamięta wszystkie pracowite dni tygodnia. Marysia gra „Moon River”, potem motyw z „Amelii”. Marta idzie w jej ślady, dosiada pianina i brzdęka niemiłosiernie. Ułamki sekundy i już jest przy niej Piotr. Nie wierzę oczom, ale nabrał przyspieszenia w ciągu kilku dni. Błyskawicznie podczołguje się, jest już pod krzesełkiem i łapie Martę za nogi. Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem jego sprawności. Wywiązuje się zwyczajowa awanturka, jedna z bardzo wielu, które jeszcze się wydarzą podczas tego weekendu. Przychodzi Stasiek, w pomiętym dresie, właśnie wrócił z piłkarskiego treningu. Jest zmęczony. To dobrze, choć może nie, przecież zaraz będzie się drażnił z młodszymi siostrami. Nie mylę się. Dlaczego one mają takie wysokie głosy? Czy ja umiałbym tak piszczeć? Doświadczenie podpowiada mi jednak, że nic nie wskóram przekrzykując je, a jeśli przetrwam najbliższą godzinę, to potem przecież będą już spały, a wtedy nastanie błoga cisza. Proszę Marysię: „Mary, zagraj jeszcze Casablankę” i komenderuję: „Dzieeeeeeeeeewczyyyyyyyyyyyyyny do mycia”. Mary gra - dostała od nas Na Gwiazdkę nuty ze słynnymi kawałkami filmowymi - wprawia mnie to w bardzo optymistyczny nastrój. Gdy dziewczyny się myją, czas na kaszkę. Karmię najmłodszego. Ewa robi kolację. Chłopczyk je sprawnie, w końcu nie bez kozery ma taką wagę, jaką ma. Ostatnią łyżeczkę wypluwa, nauczył się nowej sztuczki językiem nicpoń jeden. Ja też się cieszę, wycierając resztki kaszki z okularów.

Po kolacji oglądamy Billa Cosby, najbardziej śmiejemy się ja i Ewa. „Ale tato, z czego się tak śmiejecie?” Musimy więc nieraz tłumaczyć cierpliwie z czego. Jednak i tak jest fajnie. Potem usypiam Piotrka, Ewa Martę i Melę, ta pierwsza każe sobie czytać stosy książeczek. Wreszcie siadamy na chwilę na dole, mamy pokusę odpalić laptopy. To nałóg antyrodzinny. Opieramy się mu. Uprzywilejowani najstarsi Staś i Marysia jeszcze coś usiłują czytać z nami, kręcą się. Rozmawiamy. Chwilę. Pijemy herbatę. Na odchodne Marysia rzuca jak co dzień od kilku lat chyba „Tylko nie idźcie jeszcze spać”. Nie idziemy. Jeszcze nie. W planie mamy obejrzenie filmu. Ewa i ja. Nie ma co. Z niedospania boli mnie głowa. Może jutro. I tak jesteśmy szczęśliwi. Jutro przecież sobota.

poniedziałek, 14 lutego 2011

2 tysiące

Skauci Europy w Polsce przekroczyli magiczny próg dwóch tysięcy. Nabieramy rozpędu by zatrzymać się na 6 tysiącach. Dla wszystkich udających się na ferie cytat na dzis: „W kontakcie z przyrodą wnętrze człowieka staje się przejrzystsze, podatniejsze na głębszą refleksję i działanie łaski, która czeka na skupienie młodego człowieka, by rzeczywiście zadziałać.” JP II Audiencja z 25.07.1979.

niedziela, 13 lutego 2011

Nowy Rok nowy skok 3

We wpisie Nowy Rok nowy skok 2 z przekąsem zwróciłem uwagę na to, że obecnie znakomita większość książek o pracy nad sobą wydawana jest wyłącznie w kontekście umiejętności biznesowych. Podczas gdy brakuje książek po prostu o pracy nad sobą, nad charakterem dla młodzieży, ale i dorosłych, po to aby lepiej spełnić swoje życie, aby przeżyć je pełniej, szczęśliwiej, skuteczniej. Każdy ma jakąś ilość ewangelicznych talentów, 2, 5 a może 10. Każdy swoją liczbę powinien podwoić. Tylko tyle i aż tyle. Żeby podwoić to normalnie to trzeba się nieźle napocić. A jak to zrobić, jeśli nie pracuje się nad sobą. Przejrzałem więc swój księgozbiór, znalazłem kilka starych książek (dobrych przedwojennych). Niestety w wypożyczeniu pozostało jeszcze kilka (np. Jak pracować nad charakterem ks. Olgierda Nassalskiego, którą wiele lat temu czytali harcerze z mojej drużyny i u kogoś już pozostała). Oto kilka cytatów na temat celowości działań i celu w życiu zaczerpniętych z old school:
„Już Diogenes zrozumiał w starożytności decydujące znaczenie celu dla życia. Pewnego razu zaczął przekonywać słuchaczy, że znalazł skuteczną receptę na prawdziwą mądrość. Gdy go spytano, co to za recepta, odpowiedział: ”Zawsze spoglądaj na cel!”
Podobnie Marek Aureliusz żąda od mędrca, by dokładnie zdawał sobie sprawę z celu swojego życia: „Trzeba, żeby po twoim postępowaniu można było poznać, że nie trzepoczesz się bezmyślnie w życiu, lecz masz przed oczyma cel, ku któremu zwracasz wszystkie swoje myśli”.
A nowoczesny pedagog Fryderyk Foerster, pisze: „Kształcić charakter znaczy właściwie: wydobyć człowieka ze stanu bezkierunkowości i bezcelowości, a wszczepić weń silne poczucie swego przeznaczenia i w ten sposób uchronić go od przemocy zmiennych wciąż impulsów naturalnych.”

poniedziałek, 7 lutego 2011

Biała sukienka

Ostatnie dni mają zdecydowanie zbyt mało godzin. Zamieszczam więc recenzję, która ukazała się w pierwszej Przestrzeni w 2005 r.

 


Biała sukienka w reżyserii Michała Kwiecińskiego to film, który zrobił na mnie niezwykłe wrażenie. Jest jednym z nielicznych lekkich, sympatycznych obrazów zawierających jednocześnie poważną treść, pozostających w pamięci i dających do myślenia. Powstał w 2002 r. w ramach realizowanego przez Telewizję Polską cyklu „Święta polskie”. Emitowała go telewizja publiczna, a teraz jest dostępny na płytach DVD.

Biała sukienka to historia podróży warszawskiego „naganiacza” i zabranego przez niego autostopowicza ze stolicy na Białostocczyznę. W tym samym czasie śledzimy też przygotowania do procesji Bożego Ciała pewnej wiejskiej społeczności.
Dlaczego warto go obejrzeć, zwłaszcza w grupie przyjaciół, wędrowników, przewodniczek lub szefów? Bo świetnie nadaje się do urządzenia potem małej dyskusji, co może być dobrym patentem na spotkanie w deszczowy wieczór. A ponadto film ten trzeba zobaczyć z dziesięciu innych, np. takich powodów:
1. jest polski i jest dobry, co nie zdarza się zbyt często;
2. ma świetne, śmieszne, ale i dosadne dialogi, postaci nie są papierowe, wymyślone przy zielonym stoliku, ale autentyczne psychologicznie;
3. to piękny fresk o obchodzeniu Bożego Ciała na ludowo, naprawdę mamy piękne tradycje, którymi można się zachwycić, a „wiejskie klimaty” i doskonale pokazane swary sąsiedzkie, to obraz wypisz wymaluj z naszej polskiej rzeczywistości, który dobrze znamy nie tylko z prowincji;
4. główni bohaterowie są młodymi ludźmi dopiero zaczynającymi dorosłe życie, mówią żywym językiem, przez co film jest łatwiej przyswajalny;
5. w trakcie filmu następuje super zaskakujący zwrot akcji, jednocześnie dość wzruszający, którego niestety nie mogę zdradzić, by nie odebrać przyjemności oglądania filmu;
6. na przykładzie zachowania i wypowiedzi filmowego Damiana film zmusza do zastanowienia nad tym: (a) jak nawiązywać kontakt z ludźmi, (b) jak mówić im o Bogu, (c) jak powinno nam na nich zależeć, (d) jak walczyć o naszych kolegów, przyjaciół czy po prostu bliźnich; przy tym nie ma tu tanich chwytów, szybkich puent, jak w telenoweli, gdzie przeobrażenie człowieka musi dokonać się jeszcze w tym samym odcinku, w życiu jest inaczej – każda przemiana, nawrócenie wymaga czasu, cierpliwości, wadzenia się z samym sobą, ważne decyzje dojrzewają nieraz latami i dlatego postawa filmowego Maćka jest tak bardzo autentyczna;
7. film nie zawiera też lukrowanego happy endu, a mógł tak się kończyć, widać jednak, że byłaby to kiszka, tani chwyt; kończy się natomiast niesamowicie, pewnym niedopowiedzeniem, w taki sposób, że wiemy, iż jest ciąg dalszy, że walka trwa; niestety to, co piszę, może brzmieć dość enigmatycznie, ale naprawdę nie mogę zdradzić wspomnianego zwrotu akcji, aby nie odbierać radości oglądania;
8. bardzo dobrze grają młodzi i mało jeszcze znani aktorzy, w szczególności Sambor Czarnota i Paweł Małaszyński;
9. akcji towarzyszy muzyka zespołu T.Love, co w połączeniu z pięknymi zdjęciami polskiej wsi i podbiałostockiego krajobrazu daje jedyny w swoim rodzaju efekt;
10. jako niskobudżetowa produkcja świadczy o tym, że ważny jest przede wszystkim pomysł, treść, scenariusz, przesłanie, a nie środki techniczne, znane nazwiska i wszystko inne, czego mogą użyć producenci, aby sprzedawać nam jako kolejne hity i megahity, w gruncie rzeczy dość przewidywalne i płaskie filmy.

Nieczęsto oglądam jakiś film ponownie. Ten oglądałem już kilka razy. Serdecznie zachęcam do jego obejrzenia, nikt z dotychczas zachęconych jeszcze nie pożałował.