Jeszcze nieco ponad tydzień
temu beztrosko wspominaliśmy sobie na fejsbuku przygody harcerskie. Dwa dni
później zaczęła się wojna. Prawdziwa, w której giną ludzie a miasta obracają
się w ruinę. Jesteśmy świadkami czegoś bardzo złego dla Ukrainy i bardzo
niebezpiecznego dla całego świata.
Wojna tuż obok zmienia
wiele. Nikomu teraz nie jest do śmiechu. Staramy się kontynuować swoje normalne
obowiązki, lecz cały czas śledzimy wiadomości, martwimy się, wzruszamy i
pomagamy jak możemy. Jako Polska, jako Polacy zachowujemy się „jak trzeba”, a
nawet więcej. Otwarcie serc, zaangażowanie ludzi dobrej woli jest niesamowite.
Zniknęły podziały, mówimy jednym głosem i wspólnie się angażujemy. To na pewno
jest właściwe i konieczne do robienia, uczynki miłosierdzia co do ciała. Po
pierwszym entuzjazmie, może przyjść jednak zmęczenie, nie będzie łatwo, to nie
orkiestra wielkiej pomocy grająca jeden dzień w roku. Oczywiście oby jak
najkrócej trwała rozłąka rodzin, oby ludzie mogli wrócić do swoich domów, żony
i dzieci do mężów i ojców. Nikt jednak nie wie, jak potoczą się dalsze wypadki,
ile będzie to wszystko trwało.
Nie wiem do końca, czy
jest sens dzielić się tymi myślami tutaj, kogo mogą obchodzić, dlatego nie
pisałem wcześniej, choć głowa pęka od pytań, domysłów i spekulacji. Zamiast
zaczytywać się w komentarzach i wiadomościach, na pewno sensowniej jest robić cokolwiek,
wpłacać, zawozić, dowozić, gościć, kupować i wysyłać. Jeszcze raz wielki
szacunek, wielkie podziękowanie dla wszystkich angażujących się jakkolwiek, to
wielka narodowa akcja, gdzie dajemy świadectwo swojego człowieczeństwa, i patos
jest tu jak najbardziej na miejscu. Dlatego tylko kilka myśli na szybko.
Doszło do ataku na niepodległe,
suwerenne państwo. Bez względu na wszelkie rozważania geopolityczne, analizy doktryny
Rosji itp. to jest to akt bezprawia międzynarodowego, naruszenie
podstawowych praw ludzkich, prawa narodów do samostanowienia, coś takiego
wymaga natychmiastowego potępienia przez wspólnotę międzynarodową i powinno
wymagać reakcji. Patrząc na historię, nigdy takich wątpliwości nie miał Jan
Paweł II, który zawsze bezkompromisowo reagował i krzyczał (to jest adekwatne
słowo, tak właśnie było) na Placu Świętego Piotra w obliczu wojen, bez względu
na to kto je wszczynał. Wojna zawsze jest kataklizmem, w którym giną niewinni
ludzie, zostawia zgliszcza materialne i rany psychiczne na pokolenia. Nienawiść
rodzi nienawiść. O tym trzeba pamiętać. Możemy się cieszyć z tych lub owych
taktycznych zwycięstw Ukraińców, z tego że Romowie zakosili czołg Rosjanom, że
to lub owo, ale w poczuciu powagi, to jest tragedia dziejąca się na naszych
oczach. Zło, które wypełza, tak szybko nie chowa się potem do swojej pieczary.
Widzimy, że Polska nie
miała żadnych wątpliwości od samego początku. Nie można tego powiedzieć o
reakcjach w pierwszych dwóch dniach napaści kilku ważnych krajów. Inwazja była
nazywana konfliktem, operacja militarną itp. To zawstydzające, ale to tylko nam
uświadamia, że moralność międzynarodowa jest na niskim poziomie, że wcześniej
akceptowano rozwiązania siłowe, a skromne komunikaty oburzenia blakły już po
kilku dniach. We współczesnym świecie liczy się siła a nie prawo, sprzeciwiamy
się temu, to nas oburza ale musimy o tym pamiętać. Putin w sposób wyostrzony i
karykaturalny uprawia tępą, kłamliwą propagandę i łatwo ją identyfikować, ale
to nie znaczy, że gdy inni używają jej w sposób bardziej finezyjny, mamy jej
ulegać. Nie powinniśmy mieć złudzeń i nie powinniśmy ulegać zbytniemu optymizmowi,
który gdzieniegdzie się pojawił.
Pojawił się, ponieważ
kilka pozytywnych aspektów faktycznie wystąpiło. Zachód zjednoczył siły,
Szwecja, Finlandia zgłosiły akces do NATO, te państwa mają dobre rozeznanie
sytuacji i pamiętają historię. Białoruś oficjalnie nie rzuciła swoich dywizji
do akcji bezpośredniej, Łukaszenka kluczy chyba, na ile może, w każdym razie
różne tu są domysły. Polska otrzymuje werbalne wsparcie sojuszników z NATO,
pojawiło się kilka tysięcy żołnierzy, etc. Domniemany układ rosyjsko-niemiecki
został rozerwany, zwidy i naiwne pobożne życzenia zachodniej Europy na temat
Putina w obliczu krwawych wydarzeń rozwiewają się. Choć powoli i niechętnie. I
najważniejsze: Ukraina wciąż walczy! Wbrew wszelkim prognozom i pewnie
oczekiwaniom różnych możnych tego świata, którzy wtedy odetchnęliby z ulgą i
zaczęli rozmasowywać dyplomatycznie faus paux Putina, Ukraina stawiła mężny
opór i okazała się dużo silniejsza niż myślano.
Cały świat zobaczył
dzielny naród ukraiński zjednoczony wokół swoich przywódców. Mnóstwo faktów nie
tylko daje do myślenia, co powinno wstrząsać zamożnymi, leniwymi
społeczeństwami Zachodu. Mężczyźni - obywatele Ukrainy pracujący zagranicą,
wrócili do kraju by go bronić. Takie informacje robią wrażenie. Niejednemu
przyszło do głowy pytanie: czy w jakimkolwiek innym narodzie byłby teraz taki
duch? Czy taki duch byłby w Polsce? Wolelibyśmy tego nie testować w praktyce. Kiedyś
mieliśmy takiego ducha, wielkiego ducha, a było to w roku 39, a potem w 44. Jak
kamienie rzucane na szaniec poszły w dym walki najlepsze jednostki, zginęło
całe pokolenie, mężnie oddając życie za ojczyznę. Życia ojczyźnie jednak to nie
ocaliło, w żaden sposób. W żaden. Wiemy o tym dobrze. To jest trauma, która
trwa w naszym narodzie, myślę, że głęboko, i nie ma pewnie osoby, która by o
tym nie pomyślała w ostatnich dniach. Nasze bohaterstwo nie wzruszyło
zachodniej opinii publicznej ani nie obeszło rządzących. Czy teraz bohaterstwo
Ukraińców wzruszyłoby ich, gdyby nie przejmujące obrazki w telewizji i na
fejsbuku? Czy jakakolwiek demonstracja ruszyłaby ulicami miast europejskich? Nasze
bohaterstwo wykrwawiło nas i ułatwiło Stalinowi jego plany dla Polski.
Pamiętajmy, nigdy, nigdy nie liczmy na to, że krew naszych młodych chłopców
kogokolwiek do czegoś popchnie, zmusi, nakłoni np. do pomocy. Nie wolno nigdy
przedmiotowo traktować innego człowieka nawet w takich przypadkach. Owszem
walka może być konieczna po prostu dla obrony, dla walki o życie innych ludzi.
Na tym polega etos żołnierski: żołnierz ryzykuje własnym życiem dla obrony żyć
innych ludzi.
Dlatego niepokoją mnie
głosy, że w razie napaści na Polskę musielibyśmy wytrwać trzy, pięć, siedem
albo czternaście dni aby państwa NATO przyszły nam z pomocą. Nie! I jeszcze raz
nie! Ostatecznie jestem prawnikiem i w Artykule 5 Paktu Północnoatlantyckiego
nie widzę żadnych tego typu zapisów. To postanowienie jest proste jak drut!
Napaść na jednego oznacza wojnę ze wszystkimi i obliguje innych do udzielenia pomocy
„łącznie z użyciem siły zbrojnej”, do podjęcia działań „niezwłocznie”.
Niezwłocznie oznacza, jak wszyscy prawnicy wiedzą, bez uzasadnionej zwłoki. A
wiadomo przecież, że trzeba się spakować, przylecieć, etc. Więc różni analitycy
wskazujący na konieczność posiadania silnej armii zdolnej do oporu przez te
ileś tam dni, więc ci analitycy w praktyce pewnie mają rację. Ale publicznie,
na zewnątrz nie możemy tego akcentować: powinniśmy akcentować konieczność
natychmiastowej odpowiedzi. Oby te rozważania pozostały na zawsze tylko
teoretyczne.
Patrzenie na bohaterską
walkę Ukrainy uruchamia w nas bolesne wspomnienie naszej historii i strach o
to, czy z nami nie będzie tak samo? Czy Ich mężna walka, ofiara krwi powstrzyma
powrót pod sowiecki but? Zaraz za tym czai się strach, co będzie dalej? Państwa
Bałtyckie? A potem „mój kraj Polska”? I co wtedy? Będziemy głośno krzyczeć, że
honor, że nie oddamy guzika a potem zginie kilkaset tysięcy ludzi, nasze miasta
zostaną zrównane z ziemią, a i tak przegramy. Przepraszam, że wypowiadam obawy,
które są w głowach, o których boimy się myśleć. Czy w tym kontekście może
dziwić zainteresowanie stanem uzbrojenia naszej armii? Sensownością różnych
decyzji, zakupami wyszukanego, drogiego sprzętu w małych ilościach, który ma
pojawić się tu za kilka lat? A może powinniśmy wyprodukować (możemy sami) tysiące
ręcznych wyrzutni przeciwpancernych i przeciwlotniczych? Ich magazyny mieć w
każdej gminie? Może powinniśmy przeszkolić w nauce strzelania miliony i miliony
kałasznikowów mieć w magazynach, by w razie wojny rozdać broń? Nie chcę się tu
wymądrzać, bo setki ekspertów teraz się pojawiło i każdy wrzuca swoje pięć
groszy. Chcę tylko powiedzieć, że takie zainteresowanie, taka refleksja, taka
dyskusja jest naturalna, jest uzasadniona, wynika z naszych uzasadnionych obaw.
To jednak jest przerażające, wolelibyśmy aby nasza wiara w sojusze i w potęgę
techniczną naszej armii została wzmocniona. Abyśmy zostali uspokojeni. Aby
każdy z nas mógł się zajmować swoim zawodem, uprawą ogródka czy czymkolwiek
chce, pewny, że nigdy sam nie będzie musiał chwycić za broń by bronić swoich
najbliższych. Na razie prawda jest taka, że mamy mikroskopijną armię ze
skromnym wyposażeniem. I trzeba mieć to na uwadze. Potrzebujemy czasu aby to
zmienić.
Większość świata
(chciałbym napisać cały, ale musimy starać się być jednak precyzyjni) chce
przegranej Putina, zamachu stanu na Kremlu, wygranej Ukrainy. A co jak Kijów
padnie? Co będzie dalej? Jednak przegrana Putina teraz również nas w całości nie
uspokoi. Bo co dalej? Odpuści, wycofa się i zaakceptuje przegraną? Przecież ten
system, ci ludzie nie liczą się z niczym, nie wierzą w Boga, nie boją się żadnej
kary, boskiej w szczególności. Odetniemy hydrze jedną głowę, czy nie odrosną
dwie? Nikt chyba nie jest spokojny. Wojna raz rozpoczęta może rodzić falę.
Dlatego jedna rzecz,
niewątpliwa, którą możemy i powinniśmy czynić to modlitwa, pokuta i post.
Wielki szacunek dla wszystkich proboszczów, którzy już zarządzili to co trzeba.
Super, że wielu ludzi natychmiast sięga po różańce. Dziwię się właściwie
dlaczego codziennie nie biją dzwony na trwogę? Nie czekajmy aż ktoś to zrobi za
nas. Wzywajmy, proponujmy swoim proboszczom, wikarym, grupom parafialnym
wielkie akcje modlitewne. Różańce i adoracje, przebłagalne, dziękczynne i
pokutne. Wyobrażam sobie, że nawet niewierzący, ludzie nie mający łaski wiary,
mogą zachęcać do tego innych. Znajomość faktów historycznych: Lepanto 1571,
Portugalia, Warszawa 1920, Austria 1955, Filipiny 1986, mogłaby do tego skłaniać
z przyczyn całkowicie konformistycznych. Dlaczego nie, skoro podobno pomogło w
innych sytuacjach? Na pewno nie zaszkodziło. Wszystkie te miejsca łączy jeden
rodzaj zwycięstw, jeden mianownik. Warto poszperać i doczytać we własnym
zakresie. Napiszę tylko, że między 6 a 15 sierpnia 1920 r. we wszystkich
kościołach Warszawy trwała 24-godzinna adoracja Najświętszego Sakramentu,
kardynałowie Kakowski i Dalbor zarządzili ogólnonarodową krucjatę modlitewną,
ludzie klęczeli non stop. Podobnie rabinat warszawski w tym czasie wezwał do
odmawiania codziennie specjalnych modlitw. Wszyscy wtedy rozumieli, że Bóg jest
najpewniejszą pomocą w trudnościach. Wiemy, że wtedy się udało. Nie żartujmy
tylko, że dzięki geniuszowi Piłsudskiego. Nic takiego lub choćby podobnego nie
miało miejsca ani w 39 ani w 44 roku.
Warto też zauważyć, że biskupi
ukraińscy wystosowali apel do papieża Franciszka o wykonanie apelu z Fatimy o poświęcenie
Rosji Niepokalanemu sercu Maryi (105 lat temu, przypomnijmy, została wydana „precyzyjna
instrukcja” jak to ma wyglądać, a jakoś się nie złożyło aby ją wykonać przez
setkę lat z okładem). Pius XII i Jan Paweł II zrobili to, ale połowicznie, nie
tak jak wynikałoby z „instrukcji”. Cóż, to już nie w naszej mocy.
Gdy zaczyna się wojna,
gdy widzimy, że to jest wielka rozgrywka, to logika ludzka i środki ludzkie nie
są wystarczające. Z bajek pamiętamy, że gdy dżin zostanie wypuszczony z
butelki, nie jest łatwo z powrotem go tam zapędzić. Jakbyśmy bardzo nie ufali i
nie wierzyli w geniusz przywódców politycznych i wojskowych, należy modlić się
za ich dobre decyzje, najlepsze w danej sytuacji. Nie zawsze jest je łatwo podjąć,
nawet zakładając całkowicie dobrą wolę, świetne przygotowanie do pełnionych
funkcji, wystarczające informacje i odrobienie lekcji z historii. Nie ulega
wątpliwości, że w sytuacji kryzysowej trzeba stać twardo przy rządzących, nie
jątrzyć, nie dzielić, ale nie znaczy to, że nie należy uważnie obserwować, mieć
stuprocentowe zaufanie i nie mówić „sprawdzam”. Na szczęście wydaje się, że w
obecnej sytuacji, nasi rządzący stają na razie na wysokości zadania. Z tego co
wiemy, podejmują dobre decyzje, robią to co trzeba. Ale co my tam wiemy, w
szczególności o tym co będzie za chwilę, co jest przedmiotem rozmów na szczycie
itd. Wszystko wskazuje na to, że najważniejsze sprawdziany jeszcze przed nimi.
Oby je zdali.
I jeszcze jedno, musimy
pamiętać o latach prania mózgów i cichej propagandy na Zachodzie.
Filorosyjskość nie tylko elit politycznych ale i zwykłych ludzi w Niemczech, we
Francji, w innych krajach. Owszem pojawił się szok, niedowierzanie, ale ta
wcześniejsza sympatia nie zginie żywcem pogrzebana. Ona może odżyć, i to bardzo
szybko. Nie mówię już o działaniu agentury wpływu, pudeł rezonansowych i „pożytecznych
idiotów”. Dlatego tak ważne jest uświadamianie: naszych zagranicznych
przyjaciół i znajomych, kolegów z pracy, wszelkich znajomych i obcokrajowców.
To jest ten moment, kiedy można uzyskać jakąś zmianę świadomości. Róbmy to!
Za dużo tych wątków ale
jeszcze jeden: istnieje ryzyko, że za dobro czynione teraz możemy ponieść też
swoją cenę. Nasza dobra postawa jest i pozostanie wyrzutem sumienia dla
Zachodu, który ufał Putinowi, dealował z Putinem, wiązał nadzieje zysków,
świetlanej przyszłości z Rosją reprezentowaną przez system putinowski.
Przymykano oczy, chętnie wierzono w swoje projekcje wbrew faktom i zdrowemu
rozsądkowi. Robiono interesy. Już teraz widać, że tylko w naszej telewizji
wzorowa postawa Polaków i Polski jest widoczna. W innych mniej. Pojawić się mogą
akcje defamacyjne wyolbrzymiające jakieś incydenty, już się pojawiły, które
mogą być efektem prowokacji, itd. Nasze państwo nie jest przygotowane do
przeciwdziałania takim akcjom, już nie raz się o tym przekonaliśmy. Czy my coś
możemy zrobić? Owszem: głośmy prawdę, komentujmy, opowiadajmy - naszym
znajomym, przyjaciołom, kontaktom, ludziom z naszych firm w innych krajach. Wchodźmy
na zagraniczne portale informacyjne, komentujmy, prostujmy albo uświadamiajmy. Niech
zobaczą, niech się dowiedzą, wciągajmy ich w pomoc, w zaangażowanie. Jest
szansa na dotarcie do niektórych przynajmniej osób, przebicia się z faktami, do
zmiany stereotypów. Nawet jeśli przebijemy się do części osób to i tak będzie bardzo
dobrze.
Jeszcze jedna rzecz
naprawdę już na koniec. Postawa Ukrainy budzi podziw, na naszych oczach rodzi
się wielki mit, mit założycielski, dużo lepszy niż wszystkie wcześniej. W tym
micie jest polska ręka podana w potrzebie sąsiadowi, jest bezwarunkowa pomoc.
Bez względu na to co jeszcze się wydarzy, to już się wydarzyło i zmieni
historię w tej części Europy.
To tyle moich trzech groszy.