poniedziałek, 7 marca 2022

Ukraina


Jeszcze nieco ponad tydzień temu beztrosko wspominaliśmy sobie na fejsbuku przygody harcerskie. Dwa dni później zaczęła się wojna. Prawdziwa, w której giną ludzie a miasta obracają się w ruinę. Jesteśmy świadkami czegoś bardzo złego dla Ukrainy i bardzo niebezpiecznego dla całego świata.

Wojna tuż obok zmienia wiele. Nikomu teraz nie jest do śmiechu. Staramy się kontynuować swoje normalne obowiązki, lecz cały czas śledzimy wiadomości, martwimy się, wzruszamy i pomagamy jak możemy. Jako Polska, jako Polacy zachowujemy się „jak trzeba”, a nawet więcej. Otwarcie serc, zaangażowanie ludzi dobrej woli jest niesamowite. Zniknęły podziały, mówimy jednym głosem i wspólnie się angażujemy. To na pewno jest właściwe i konieczne do robienia, uczynki miłosierdzia co do ciała. Po pierwszym entuzjazmie, może przyjść jednak zmęczenie, nie będzie łatwo, to nie orkiestra wielkiej pomocy grająca jeden dzień w roku. Oczywiście oby jak najkrócej trwała rozłąka rodzin, oby ludzie mogli wrócić do swoich domów, żony i dzieci do mężów i ojców. Nikt jednak nie wie, jak potoczą się dalsze wypadki, ile będzie to wszystko trwało.

Nie wiem do końca, czy jest sens dzielić się tymi myślami tutaj, kogo mogą obchodzić, dlatego nie pisałem wcześniej, choć głowa pęka od pytań, domysłów i spekulacji. Zamiast zaczytywać się w komentarzach i wiadomościach, na pewno sensowniej jest robić cokolwiek, wpłacać, zawozić, dowozić, gościć, kupować i wysyłać. Jeszcze raz wielki szacunek, wielkie podziękowanie dla wszystkich angażujących się jakkolwiek, to wielka narodowa akcja, gdzie dajemy świadectwo swojego człowieczeństwa, i patos jest tu jak najbardziej na miejscu. Dlatego tylko kilka myśli na szybko.

Doszło do ataku na niepodległe, suwerenne państwo. Bez względu na wszelkie rozważania geopolityczne, analizy doktryny Rosji itp. to jest to akt bezprawia międzynarodowego, naruszenie podstawowych praw ludzkich, prawa narodów do samostanowienia, coś takiego wymaga natychmiastowego potępienia przez wspólnotę międzynarodową i powinno wymagać reakcji. Patrząc na historię, nigdy takich wątpliwości nie miał Jan Paweł II, który zawsze bezkompromisowo reagował i krzyczał (to jest adekwatne słowo, tak właśnie było) na Placu Świętego Piotra w obliczu wojen, bez względu na to kto je wszczynał. Wojna zawsze jest kataklizmem, w którym giną niewinni ludzie, zostawia zgliszcza materialne i rany psychiczne na pokolenia. Nienawiść rodzi nienawiść. O tym trzeba pamiętać. Możemy się cieszyć z tych lub owych taktycznych zwycięstw Ukraińców, z tego że Romowie zakosili czołg Rosjanom, że to lub owo, ale w poczuciu powagi, to jest tragedia dziejąca się na naszych oczach. Zło, które wypełza, tak szybko nie chowa się potem do swojej pieczary.

Widzimy, że Polska nie miała żadnych wątpliwości od samego początku. Nie można tego powiedzieć o reakcjach w pierwszych dwóch dniach napaści kilku ważnych krajów. Inwazja była nazywana konfliktem, operacja militarną itp. To zawstydzające, ale to tylko nam uświadamia, że moralność międzynarodowa jest na niskim poziomie, że wcześniej akceptowano rozwiązania siłowe, a skromne komunikaty oburzenia blakły już po kilku dniach. We współczesnym świecie liczy się siła a nie prawo, sprzeciwiamy się temu, to nas oburza ale musimy o tym pamiętać. Putin w sposób wyostrzony i karykaturalny uprawia tępą, kłamliwą propagandę i łatwo ją identyfikować, ale to nie znaczy, że gdy inni używają jej w sposób bardziej finezyjny, mamy jej ulegać. Nie powinniśmy mieć złudzeń i nie powinniśmy ulegać zbytniemu optymizmowi, który gdzieniegdzie się pojawił.

Pojawił się, ponieważ kilka pozytywnych aspektów faktycznie wystąpiło. Zachód zjednoczył siły, Szwecja, Finlandia zgłosiły akces do NATO, te państwa mają dobre rozeznanie sytuacji i pamiętają historię. Białoruś oficjalnie nie rzuciła swoich dywizji do akcji bezpośredniej, Łukaszenka kluczy chyba, na ile może, w każdym razie różne tu są domysły. Polska otrzymuje werbalne wsparcie sojuszników z NATO, pojawiło się kilka tysięcy żołnierzy, etc. Domniemany układ rosyjsko-niemiecki został rozerwany, zwidy i naiwne pobożne życzenia zachodniej Europy na temat Putina w obliczu krwawych wydarzeń rozwiewają się. Choć powoli i niechętnie. I najważniejsze: Ukraina wciąż walczy! Wbrew wszelkim prognozom i pewnie oczekiwaniom różnych możnych tego świata, którzy wtedy odetchnęliby z ulgą i zaczęli rozmasowywać dyplomatycznie faus paux Putina, Ukraina stawiła mężny opór i okazała się dużo silniejsza niż myślano.

Cały świat zobaczył dzielny naród ukraiński zjednoczony wokół swoich przywódców. Mnóstwo faktów nie tylko daje do myślenia, co powinno wstrząsać zamożnymi, leniwymi społeczeństwami Zachodu. Mężczyźni - obywatele Ukrainy pracujący zagranicą, wrócili do kraju by go bronić. Takie informacje robią wrażenie. Niejednemu przyszło do głowy pytanie: czy w jakimkolwiek innym narodzie byłby teraz taki duch? Czy taki duch byłby w Polsce? Wolelibyśmy tego nie testować w praktyce. Kiedyś mieliśmy takiego ducha, wielkiego ducha, a było to w roku 39, a potem w 44. Jak kamienie rzucane na szaniec poszły w dym walki najlepsze jednostki, zginęło całe pokolenie, mężnie oddając życie za ojczyznę. Życia ojczyźnie jednak to nie ocaliło, w żaden sposób. W żaden. Wiemy o tym dobrze. To jest trauma, która trwa w naszym narodzie, myślę, że głęboko, i nie ma pewnie osoby, która by o tym nie pomyślała w ostatnich dniach. Nasze bohaterstwo nie wzruszyło zachodniej opinii publicznej ani nie obeszło rządzących. Czy teraz bohaterstwo Ukraińców wzruszyłoby ich, gdyby nie przejmujące obrazki w telewizji i na fejsbuku? Czy jakakolwiek demonstracja ruszyłaby ulicami miast europejskich? Nasze bohaterstwo wykrwawiło nas i ułatwiło Stalinowi jego plany dla Polski. Pamiętajmy, nigdy, nigdy nie liczmy na to, że krew naszych młodych chłopców kogokolwiek do czegoś popchnie, zmusi, nakłoni np. do pomocy. Nie wolno nigdy przedmiotowo traktować innego człowieka nawet w takich przypadkach. Owszem walka może być konieczna po prostu dla obrony, dla walki o życie innych ludzi. Na tym polega etos żołnierski: żołnierz ryzykuje własnym życiem dla obrony żyć innych ludzi.

Dlatego niepokoją mnie głosy, że w razie napaści na Polskę musielibyśmy wytrwać trzy, pięć, siedem albo czternaście dni aby państwa NATO przyszły nam z pomocą. Nie! I jeszcze raz nie! Ostatecznie jestem prawnikiem i w Artykule 5 Paktu Północnoatlantyckiego nie widzę żadnych tego typu zapisów. To postanowienie jest proste jak drut! Napaść na jednego oznacza wojnę ze wszystkimi i obliguje innych do udzielenia pomocy „łącznie z użyciem siły zbrojnej”, do podjęcia działań „niezwłocznie”. Niezwłocznie oznacza, jak wszyscy prawnicy wiedzą, bez uzasadnionej zwłoki. A wiadomo przecież, że trzeba się spakować, przylecieć, etc. Więc różni analitycy wskazujący na konieczność posiadania silnej armii zdolnej do oporu przez te ileś tam dni, więc ci analitycy w praktyce pewnie mają rację. Ale publicznie, na zewnątrz nie możemy tego akcentować: powinniśmy akcentować konieczność natychmiastowej odpowiedzi. Oby te rozważania pozostały na zawsze tylko teoretyczne.

Patrzenie na bohaterską walkę Ukrainy uruchamia w nas bolesne wspomnienie naszej historii i strach o to, czy z nami nie będzie tak samo? Czy Ich mężna walka, ofiara krwi powstrzyma powrót pod sowiecki but? Zaraz za tym czai się strach, co będzie dalej? Państwa Bałtyckie? A potem „mój kraj Polska”? I co wtedy? Będziemy głośno krzyczeć, że honor, że nie oddamy guzika a potem zginie kilkaset tysięcy ludzi, nasze miasta zostaną zrównane z ziemią, a i tak przegramy. Przepraszam, że wypowiadam obawy, które są w głowach, o których boimy się myśleć. Czy w tym kontekście może dziwić zainteresowanie stanem uzbrojenia naszej armii? Sensownością różnych decyzji, zakupami wyszukanego, drogiego sprzętu w małych ilościach, który ma pojawić się tu za kilka lat? A może powinniśmy wyprodukować (możemy sami) tysiące ręcznych wyrzutni przeciwpancernych i przeciwlotniczych? Ich magazyny mieć w każdej gminie? Może powinniśmy przeszkolić w nauce strzelania miliony i miliony kałasznikowów mieć w magazynach, by w razie wojny rozdać broń? Nie chcę się tu wymądrzać, bo setki ekspertów teraz się pojawiło i każdy wrzuca swoje pięć groszy. Chcę tylko powiedzieć, że takie zainteresowanie, taka refleksja, taka dyskusja jest naturalna, jest uzasadniona, wynika z naszych uzasadnionych obaw. To jednak jest przerażające, wolelibyśmy aby nasza wiara w sojusze i w potęgę techniczną naszej armii została wzmocniona. Abyśmy zostali uspokojeni. Aby każdy z nas mógł się zajmować swoim zawodem, uprawą ogródka czy czymkolwiek chce, pewny, że nigdy sam nie będzie musiał chwycić za broń by bronić swoich najbliższych. Na razie prawda jest taka, że mamy mikroskopijną armię ze skromnym wyposażeniem. I trzeba mieć to na uwadze. Potrzebujemy czasu aby to zmienić.

Większość świata (chciałbym napisać cały, ale musimy starać się być jednak precyzyjni) chce przegranej Putina, zamachu stanu na Kremlu, wygranej Ukrainy. A co jak Kijów padnie? Co będzie dalej? Jednak przegrana Putina teraz również nas w całości nie uspokoi. Bo co dalej? Odpuści, wycofa się i zaakceptuje przegraną? Przecież ten system, ci ludzie nie liczą się z niczym, nie wierzą w Boga, nie boją się żadnej kary, boskiej w szczególności. Odetniemy hydrze jedną głowę, czy nie odrosną dwie? Nikt chyba nie jest spokojny. Wojna raz rozpoczęta może rodzić falę.

Dlatego jedna rzecz, niewątpliwa, którą możemy i powinniśmy czynić to modlitwa, pokuta i post. Wielki szacunek dla wszystkich proboszczów, którzy już zarządzili to co trzeba. Super, że wielu ludzi natychmiast sięga po różańce. Dziwię się właściwie dlaczego codziennie nie biją dzwony na trwogę? Nie czekajmy aż ktoś to zrobi za nas. Wzywajmy, proponujmy swoim proboszczom, wikarym, grupom parafialnym wielkie akcje modlitewne. Różańce i adoracje, przebłagalne, dziękczynne i pokutne. Wyobrażam sobie, że nawet niewierzący, ludzie nie mający łaski wiary, mogą zachęcać do tego innych. Znajomość faktów historycznych: Lepanto 1571, Portugalia, Warszawa 1920, Austria 1955, Filipiny 1986, mogłaby do tego skłaniać z przyczyn całkowicie konformistycznych. Dlaczego nie, skoro podobno pomogło w innych sytuacjach? Na pewno nie zaszkodziło. Wszystkie te miejsca łączy jeden rodzaj zwycięstw, jeden mianownik. Warto poszperać i doczytać we własnym zakresie. Napiszę tylko, że między 6 a 15 sierpnia 1920 r. we wszystkich kościołach Warszawy trwała 24-godzinna adoracja Najświętszego Sakramentu, kardynałowie Kakowski i Dalbor zarządzili ogólnonarodową krucjatę modlitewną, ludzie klęczeli non stop. Podobnie rabinat warszawski w tym czasie wezwał do odmawiania codziennie specjalnych modlitw. Wszyscy wtedy rozumieli, że Bóg jest najpewniejszą pomocą w trudnościach. Wiemy, że wtedy się udało. Nie żartujmy tylko, że dzięki geniuszowi Piłsudskiego. Nic takiego lub choćby podobnego nie miało miejsca ani w 39 ani w 44 roku.

Warto też zauważyć, że biskupi ukraińscy wystosowali apel do papieża Franciszka o wykonanie apelu z Fatimy o poświęcenie Rosji Niepokalanemu sercu Maryi (105 lat temu, przypomnijmy, została wydana „precyzyjna instrukcja” jak to ma wyglądać, a jakoś się nie złożyło aby ją wykonać przez setkę lat z okładem). Pius XII i Jan Paweł II zrobili to, ale połowicznie, nie tak jak wynikałoby z „instrukcji”. Cóż, to już nie w naszej mocy.

Gdy zaczyna się wojna, gdy widzimy, że to jest wielka rozgrywka, to logika ludzka i środki ludzkie nie są wystarczające. Z bajek pamiętamy, że gdy dżin zostanie wypuszczony z butelki, nie jest łatwo z powrotem go tam zapędzić. Jakbyśmy bardzo nie ufali i nie wierzyli w geniusz przywódców politycznych i wojskowych, należy modlić się za ich dobre decyzje, najlepsze w danej sytuacji. Nie zawsze jest je łatwo podjąć, nawet zakładając całkowicie dobrą wolę, świetne przygotowanie do pełnionych funkcji, wystarczające informacje i odrobienie lekcji z historii. Nie ulega wątpliwości, że w sytuacji kryzysowej trzeba stać twardo przy rządzących, nie jątrzyć, nie dzielić, ale nie znaczy to, że nie należy uważnie obserwować, mieć stuprocentowe zaufanie i nie mówić „sprawdzam”. Na szczęście wydaje się, że w obecnej sytuacji, nasi rządzący stają na razie na wysokości zadania. Z tego co wiemy, podejmują dobre decyzje, robią to co trzeba. Ale co my tam wiemy, w szczególności o tym co będzie za chwilę, co jest przedmiotem rozmów na szczycie itd. Wszystko wskazuje na to, że najważniejsze sprawdziany jeszcze przed nimi. Oby je zdali.

I jeszcze jedno, musimy pamiętać o latach prania mózgów i cichej propagandy na Zachodzie. Filorosyjskość nie tylko elit politycznych ale i zwykłych ludzi w Niemczech, we Francji, w innych krajach. Owszem pojawił się szok, niedowierzanie, ale ta wcześniejsza sympatia nie zginie żywcem pogrzebana. Ona może odżyć, i to bardzo szybko. Nie mówię już o działaniu agentury wpływu, pudeł rezonansowych i „pożytecznych idiotów”. Dlatego tak ważne jest uświadamianie: naszych zagranicznych przyjaciół i znajomych, kolegów z pracy, wszelkich znajomych i obcokrajowców. To jest ten moment, kiedy można uzyskać jakąś zmianę świadomości. Róbmy to!

Za dużo tych wątków ale jeszcze jeden: istnieje ryzyko, że za dobro czynione teraz możemy ponieść też swoją cenę. Nasza dobra postawa jest i pozostanie wyrzutem sumienia dla Zachodu, który ufał Putinowi, dealował z Putinem, wiązał nadzieje zysków, świetlanej przyszłości z Rosją reprezentowaną przez system putinowski. Przymykano oczy, chętnie wierzono w swoje projekcje wbrew faktom i zdrowemu rozsądkowi. Robiono interesy. Już teraz widać, że tylko w naszej telewizji wzorowa postawa Polaków i Polski jest widoczna. W innych mniej. Pojawić się mogą akcje defamacyjne wyolbrzymiające jakieś incydenty, już się pojawiły, które mogą być efektem prowokacji, itd. Nasze państwo nie jest przygotowane do przeciwdziałania takim akcjom, już nie raz się o tym przekonaliśmy. Czy my coś możemy zrobić? Owszem: głośmy prawdę, komentujmy, opowiadajmy - naszym znajomym, przyjaciołom, kontaktom, ludziom z naszych firm w innych krajach. Wchodźmy na zagraniczne portale informacyjne, komentujmy, prostujmy albo uświadamiajmy. Niech zobaczą, niech się dowiedzą, wciągajmy ich w pomoc, w zaangażowanie. Jest szansa na dotarcie do niektórych przynajmniej osób, przebicia się z faktami, do zmiany stereotypów. Nawet jeśli przebijemy się do części osób to i tak będzie bardzo dobrze.

Jeszcze jedna rzecz naprawdę już na koniec. Postawa Ukrainy budzi podziw, na naszych oczach rodzi się wielki mit, mit założycielski, dużo lepszy niż wszystkie wcześniej. W tym micie jest polska ręka podana w potrzebie sąsiadowi, jest bezwarunkowa pomoc. Bez względu na to co jeszcze się wydarzy, to już się wydarzyło i zmieni historię w tej części Europy.

To tyle moich trzech groszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz