niedziela, 18 grudnia 2011

Family Man – komedia romantyczna jakiej potrzebujesz


Idą święta, z nimi zima, a zatem czas na Family Man’a.



To absolutny hit! Jeden z moich ulubionych filmów. Najlepsza komedia romantyczna, przy tym o walorach terapeutycznych zwłaszcza dla białych kołnierzyków. Doskonała do oglądania z żoną, w któryś z zimowych, pobożonarodzeniowych wieczorów, gdy za oknem pada śnieg, drewno trzaska w kominku, a w filiżance pachnie aromatyczna herbata. Wracam do tego filmu systematycznie i zawsze dobrze się bawię. Nikt komu polecałem, nie zgłaszał reklamacji.

Nowojorski yuppie (słowo passe, ale oddające dobrze bohatera), Jack Campbell (rewelacyjny w tej roli Nicholas Cage), singiel, zamykający transakcję stulecia, nagle budzi się jako mąż porzuconej 13 lat wcześniej Kate i ojciec dwójki ich dzieci. Z początku ta nowa sytuacja to dla niego prawdziwa trauma. Powoli zaczyna jednak odnajdywać się w nowych rolach, męża i ojca, a w końcu nie chce ich wcale porzucić. Mimo niecodziennego pomysłu na fabułę, film jest pełen bardzo autentycznych, realistycznych, prawdziwych sytuacji i dialogów.

Wiele komicznych wręcz kultowych scen (np. wybór koszuli, przedłużająca się narada w wigilię w pracy, przyjęcie bożonarodzeniowe, oglądanie video z urodzin Kate, coaching przyjaciela-sąsiada, który podejrzewa, że Jack ma kryzys małżeński). Mięsiste, przezabawne dialogi. Świetni aktorzy, jak zawsze urzekający klimat Nowego Jorku. To również film bardzo dowartościowujący młode małżeństwa z dziećmi, gdyż niezwykle trafnie pokazuje jak wielkim trudem, ale i radością jest „wybór rodziny”. Oczywiście potrzeby komediowej fabuły nakazują pewne przerysowania, ale dają one też do myślenia. Takich filmów - pogodnych, rozweselających, ale i inteligentnych nie ma zbyt wiele, więc wracajmy do Family Man’a w zimowe wieczory.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Tak właśnie to działa

Sobota godzina dziewiąta rano, szaro i jesiennie. Przed kościołem w Józefowie gromadzą się wilczki, za chwilę akela przywoła ich na apel rozpoczynający zbiórkę. Pięćdziesiąt metrów dalej jeden z zastępów szykuje się do wyjazdu rowerowego. Pogoda chłopakom nie przeszkadza. Jeden z nich, Franek podchodzi na chwilę do wilczków, rozmawia z przybocznym Baloo, po czym Baloo tarmosi się z nim chwilę w sposób zdradzający, że tego typu manewry były częste, gdy harcerz był jeszcze w gromadzie. Ściska ramieniem za głowę i drugą ręką michra mu włosy. Chłopak wyrywa się, śmieje, wszystko w tradycyjnie chłopięcym stylu. Odchodzi w końcu do zastępu. Za chwilę rowerzyści odjeżdżają, co wywołuje spore zamieszanie w szeregach wilczków, chłopaki patrzą z zachwytem na starszych kolegów oddalających się za bramą.

Tak właśnie to działa! Wychowanie młodych przez młodych, choć trochę starszych. Naturalny autorytet starszego kolegi, który przyciąga i emanuje.

piątek, 9 grudnia 2011

Szpieg



Od dawna miałem nieuświadomioną ochotę na taki właśnie film. Prawdzie życie szpiegów, szare i w większości utkane z monotonnych czynności, rutyny, pracy głową a nie mięśniami, ślęczenia nad papierami i wysilania szarych komórek. „Szpieg” będący adaptacją słynnej powieści Johna Le Carre „Druciarz, Krawiec, Żołnierz, Szpieg” opowiada o tajnym śledztwie prowadzonym wewnątrz brytyjskiego wywiadu, słynnego MI6, w celu dekonspiracji sowieckiego szpiega działającego na samym szczycie tej instytucji. Warto pamiętać, że książka została zainspirowana prawdziwą aferą z czasów zimnej wojny. Otóż w MI6 przez długie lata działało kilku podwójnych agentów zwerbowanych przez Sowietów a zajmowali oni najwyższe stanowiska. Była to tzw. Grupa Oxbridge. Nazwa pochodzi od dwóch najsłynniejszych angielskich uniwersytetów Oxford i Cambridge, na których studiowali niezwykle utalentowani pracownicy wywiadu i miłośnicy komunizmu.

Film nakręcony jest niezwykle oryginalnie. Zdjęcia specjalnie utrzymane są w szaroburych kolorach, z ekranu przenika wilgoć i mgła Londynu, w obskurnych pomieszczeniach w oparach dymu widzimy zmęczone twarze mężczyzn po pięćdziesiątce prowadzących ze sobą grę o wysoką stawkę. Genialna minimalistyczna gra Gary Oldmana w tytułowej roli Smileya zasługuje na Oscara. Plejada innych angielskich aktorów z Colinem Firthem na czele stanowi o tym, że film jest zagrany świetnie. Generalnie jest to bardzo British style: inteligentne dialogi, dosyć skomplikowana intryga, angielska flegma.

Uwaga: amatorów klasycznych filmów sensacyjnych w stylu Bonda może rozczarować. Ci, którym się spodoba, zechcą obejrzeć jeszcze raz, aby poskładać sobie całą łamigłówkę dokładniej. Znane mi kobiety po obejrzeniu nie były nawet w 1/3 tak zachwycone filmem jak mężczyźni (jednak próba badawcza może zawierać błąd, gdyż mówimy jedynie o dwóch przypadkach).

czwartek, 8 grudnia 2011

Forum Młodych FSE 2011

Forum Młodych FSE dwa tygodnie temu to KWS, kolejny wielki sukces. 300 osób, świetni goście, wspaniała atmosfera, tzw. miód z boczkiem. Byłem ledwie chwilę (kilka godzin) i nie żałuję. Gdy moja małżonka uwijała się pewnie za zakupami na bazarku, odrabiała z dziećmi lekcje, robiła obiad i piekła ciasto, ja „podszywając się za młodzież” w najlepsze słuchałem sobie arcyciekawych wystąpień. Miło się słucha mądrych rzeczy. Ważne aby je zrozumieć, jednak zrozumieć to nie to samo co zapamiętać, a zapamiętać to nie to samo co wdrożyć w życie. Dlatego warto notować, a notatki czytać i do nich wracać. Nie wiem ile osób notowało, wokół mnie mało.

Szczególnie miło było posłuchać Jacka Pulikowskiego. Dużo pierwszorzędnych, ważnych myśli, np. o głównej tezie dzieła Karola Wojtyły „Osoba i czyn”, iż przez dobre czyny człowiek staje się dobry, zmienia się. Dobre uczynki uszlachetniają nas. „Dobry uczynek” – brzmi znajomo? Dlatego nie wystarczy być dobrym, myśleć dobrze, trzeba jeszcze działać, czynić, zmieniać rzeczywistość.

Albo że powołanie małżeństwa to budowa komunii osób, i że nikt tego nie rozumie, bo to najwyższa półka. I że gdy nie można teściowej polubić, to trzeba ja pokochać. A jeśli ktoś opuszcza małżonka, rozwodzi się, to nie powinien utrzymywać, że kocha dzieci. Bo to nijak dobre dla dzieci nie jest. I rady o szukaniu męża dla dziewczyn zamykających się w wieży, pierwszorzędne.

Brawo dla Jurka i Asi oraz wszystkich, którzy im pomagali. Tak trzymać!

środa, 7 grudnia 2011

Prorocze wizje Dostojewskiego

Fragment rozmowy diabła z Iwanem Karamazowem:

„Tam są nowi ludzie - zdecydowałeś wtedy, jeszcze zeszłej wiosny, wybierając się tu. Zamierzają zburzyć wszystko i zacząć od ludożerstwa. Głupcy, mnie się nie spytali! Moim zdaniem, nie trzeba nic burzyć, trzeba jedynie zburzyć w ludzkości ideę Boga (a ja wierzę, że ten okres nastąpi, podobnie jak następują po sobie okresy geologiczne), to sam przez się, bez ludożerstwa, runie cały dawny światopogląd, a przede wszystkim cała dawna moralność, i przyjdzie wszystko nowe. Ludzie zespolą się, aby czerpać z życia wszystko, co ono dać może, ale zespolą się jedynie gwoli szczęścia i radości, i to tylko w tym życiu. Człowiek uniesie się poczuciem boskiej tytanicznej dumy i zjawi się człowiek-bóg. Nieustannie, każdej godziny zwyciężając bezgranicznie przyrodę swoją wolą i nauką, człowiek ów każdej chwili będzie odczuwał rozkosz tak wzniosłą, że zastąpi mu ona wszystkie dawne obietnice rozkoszy niebieskich. Każdy się dowie, że jest śmiertelny bez zmartwychwstania, i przyjmie śmierć dumnie i spokojnie, jak Bóg. Z dumy zrozumie, że nie ma co sarkać na to, że życie jest jednym mgnieniem, i pokocha bliźniego swego nie myśląc o nagrodzie. Miłość zaspokoi tylko mgnienie życia, ale już sama świadomość jej ulotności wzmocni jej płomień o tyle, o ile poprzednio rozpływał się on w obietnicach miłości pozagrobowej i nieskończonej…” no i tak dalej, i tak dalej w tym guście. Uroczo!

Iwan siedział, zasłaniając uszy rękoma i patrząc w ziemię, ale zaczął drżeć na całym ciele. Gość mówił dalej:
- Pytanie teraz polega na tym, myślał mój młody filozof, czy możliwe, aby taki okres nastąpił, czy nie? Jeśli nastąpi, to wszystko jest rozstrzygnięte, i ludzkość urządzi się ostatecznie. Ale ponieważ ze względu na zatwardziałą głupotę ludzką nie nastąpi to jeszcze chyba i za tysiąc lat, to każdy, kto uświadamia sobie już teraz prawdę, ma prawo urządzić się, jak mu się tylko podoba, na nowych podstawach. W tym sensie „wszystko jest dozwolone”. Mało tego: jeśli ten okres nawet nigdy nie nastąpi, to ponieważ Boga i nieśmiertelności i tak nie ma, więc nowy człowiek ma prawo stać się człowiekiem-bogiem, choćby nawet był sam na całym świecie, i oczywiście jako taki z lekkim sercem przeskoczyć wszystkie moralne przeszkody dawnego niewolnika, jeśli to tylko okaże się potrzebne. Dla Boga nie ma praw! Gdzie Bóg stanie, tam już miejsce boże! Gdzie ja stanę, tam już od razu będzie pierwsze miejsce… „wszystko jest dozwolone”, i basta!

Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow