wtorek, 2 kwietnia 2024

Godzina 21.37


Godzina 21.37 - dziewiętnaście lat temu zmarł Jan Paweł II.

Pamiętam jak świeżo poznani w latach 90-tych Francuzi, Skauci Europy, mówili, że ich zdaniem JP II uratował chrześcijaństwo we Francji. Pamiętam jak na obozie Charle Magne poznałem kleryków z USA, twierdzili, że swoje powołanie zawdzięczają JP II, byli bardzo zadowoleni, że mogą poznać innego Polaka, nawet tak nieznaczącego jak ja, „bo Polska musi być niesamowitym krajem skoro wydała takiego papieża”. Wielu katolików na całym świecie odnalazło Kościół, wiarę, powołanie, sens życia, inspirując się pielgrzymowaniem, przepowiadaniem, osobowością Wojtyły.

Pamiętam, że gdy informacja o śmierci papieża przetoczyła się przez media wsiadłem w samochód z Marcinem Krukiem i pojechaliśmy na Krakowskie Przedmieście, pod Świętą Annę. Nie mogliśmy się przebić przez skupiony, zastygły w podniosłej chwili tłum. To było niesamowite, to co działo się wtedy na ulicach polskich miast. Warszawa świeciła tysiącami zniczy ustawianych wzdłuż ulic i placów. Nie pojechałem jednak na pogrzeb, pomyślałem, że nie ma co robić tłoku. Teraz żałuję.

Pamiętam, że zamykałem w tych dniach dużą transakcję. Siedzieliśmy w biurze amerykańskiej kancelarii prawnej spoglądając przez wielkie okna w dół, gdzie pochód ludzi wciąż i wciąż ustawiał świece. Główny prawnik dużego funduszu, Nowojorski Żyd dzielił się tym co przeczytał w amerykańskich gazetach o Wojtyle. Nie mógł się nadziwić, że była to tak niesamowita postać, że był robotnikiem i aktorem, że tyle krajów odwiedził, nie wiedział o tym wcześniej.

Czy należę do pokolenia JP II, jeśli takie kiedykolwiek istniało? Pierwszy bardzo świadomy kontakt to pielgrzymka w 1991 roku. On był już starcem, ja świeżo upieczonym studentem prawa. Dobrze pamiętam zimną, przeraźliwie zimną atmosferę w mediach. Nie był tu wtedy chciany, słuchano z powątpiewaniem jego nauk. Dobrze wryły mi się w pamięć jego dramatyczne słowa wykrzyczane w Masłowie pod Kielcami oraz na lotnisku w Radomiu. Nie było oklasków, a jeśli, to bardzo marne. Nie minęły nawet dwa lata od częściowo wolnych wyborów, za to tygodnik „Nie” rozchodził się w 750 tysiącach egzemplarzy a Gazeta Wyborcza w milionie. Połowicznie odzyskaliśmy wolność, błędy tamtego czasu ciągną się za nami do dzisiaj.

Eurojam 1994 roku, Viterbo i słynna audiencja w Bazylice Św. Piotra. Dopchałem się, pokazałem album ze zdjęciami z Harców Majowych. Pokiwał głową, „Studzianna, bardzo dobrze”. Kontakt z nim, tak, był elektryzujący! To był gość nad goście. Słusznie krzyczała młodzież: „Nie ma większego nad Jana Pawła Drugiego”.

Nie ma co, wiele jego słów, pamiętne „Każdy z was młodzi przyjaciele ma swoje Westerplatte”, „Musicie od siebie wymagać nawet gdyby inni od was nie wymagali”, wryło się w pamięć, było mocnymi drogowskazami dla wielu. Umiał przemówić, umiał wypowiedzieć, to była poezja.

Był herosem, który spowodował, że Kościół odzyskał inicjatywę, przeszedł do kontrofensywy, nie mając przecież żadnych dywizji poza słowem Bożym i wiarą. Wiara w potęgę, w moc słowa. To dało się zauważyć. Kreował fakty dokonane. Mówił nad głowami struktur, rządzących zwracając się bezpośrednio do każdego człowieka, pewnie z nadzieją, że może ten człowiek podejmie to słowo i przekuje je w czyn. I tak się działo! Pielgrzymki – fenomen. Światowe Dni Młodzieży – fenomen. Nauczanie – mocne i konsekwentne. Osobowość – czarująca. Ileż anegdot, ile spotkań, sytuacji. Każdy posiłek – goście z całego świata. Nieustanna rewolucja ducha, póki sił starczało. Umacniał, przerzucał mosty, podtrzymywał, rozniecał ogień.

Tyle rzeczy zaniechanych. Gdzie błyskotliwie ujęty podział na cywilizację życia i cywilizację śmierci? Czy ktoś używa jeszcze tych sformułowań?

Nie, odwoływanie się do Jana Pawła II nic teraz nie da. Trzeba czytać teksty, rozumieć je, a potem opowiadać swoimi słowami. Tak myślę.